Dlaczego ja?

Cierpienia Hioba z biblijnej przypowieści zawsze budziły odruch protestu, a co najmniej zdumienia. Dlaczego on właśnie, bogobojny i cnotliwy, poddawany jest tak okrutnej próbie? Hiob nie złorzeczy Panu, nikogo nie obwinia i na koniec - w nagrodę - wraca do łask.

Co to ma znaczyć, przez wieki zastanawiali się mędrcy, pisarze, artyści. Zastanawiał się także Piotr Cieplak, który nawiązuje do Hioba już po raz trzeci, ale spektakl w Narodowym niewiele ma wspólnego z wcześniejszym przedstawieniem wrocławskim (2004). Tym razem to przyjaciele Hioba, ale bez jego udziału, myślą o jego losie fi swoim), każdy zanurzony we własnym doświadczeniu. Gdyby przypowieść biblijna miała być apoteozą posłuszeństwa, nie byłaby warta funta kłaków. Kryje się w niej coś więcej - zakodowany jest w niej tragizm ludzkiego losu, wobec którego jedyną odpowiedzią może być milczenie. Stąd późniejsze, po życiu obfitującym w katastrofy, milczenie Hioba i tytuł przedstawienia. Imponujące oratorium Piotra Cieplaka z zachwycającą warstwą muzyczną, dziełem multiinstrumentalistów tworzących dźwięki z wszystkiego, co oferuje natura i technika, Pawła Czepułkowskiego i Michała Litwińca, stanowi próbę dotknięcia tajemnicy Hioba. Scenariusz zbudowano ryzykownie z fragmentów rozmaitych opowieści: Księgi Hioba w tłumaczeniu Jakuba Wujka i Czesława Miłosza, relacji i rozmów o Holokauście i antysemityzmie, recenzji artystycznej obrazu, bajki, monologu estradowego, wynurzeń starca chorego na alzheimera, niepokojów biznesmena. Każdy aktor niesie swoją historię, ramy zaś tworzą przytoczona na początku i końcu przypowieść biblijna (Cezary Kosiński) i monumentalny psalm finałowy. Widzowie i aktorzy znajdują się na ogromnej scenie Teatru Narodowego, gdzie zbudowana została konstrukcja widowni dla ponad 200 osób. Nie widać sufitu, przestrzeń wydaje się nieskończona ku górze, po bokach wyposażenie sceniczne, mosty, pulpity, światła; ruchomy podest wyjeżdża do bocznej kieszeni sceny, unosząc aktorów usadowionych za stołem jak na jakiejś nudnej konferencji. Z boku i z przodu ekrany, gdzie pojawiają się projekcje wideo i reprodukcje obrazów, m.in. przedstawiającego żonę Hioba. Na koniec unosi się główny ekran i tylna ściana, aby odsłonić mgliście oświetloną widownię Narodowego, która sprawia wrażenie kościelnej nawy głównej, gdzie ulokowali się chór i muzycy. Bardzo to efektowna scena, dająca świadectwo idealnego zgrania wszystkich wykonawców. Jednak to nie monumentalizm dominuje w spektaklu - są w nim refreny, powtarzające się rytuały, a nawet anegdoty. Przedstawienie nie jest przepojone smutkiem. Jak w życiu mieszają się tony poważne i żartobliwe, skłaniające do namysłu i niekryjące ostrości polemicznej.



Tomasz Miłkowski
Przegląd
7 listopada 2013
Spektakle
Milczenie o Hiobie