Dlaczego jednak warto

Nie tylko ja świetnie się bawiłam. Nie tylko dzieci, które na premierze nie bały się głośno komentować tego, co dzieje się na scenie. Spędziliśmy półtorej godziny w lesie i na pewno nie był to czas stracony

Paweł Passini przeniósł na scenę rosyjskie bajki Siergieja Kozłowa. Bajki o przygodach jeżyka, niedźwiadka czy żółwia są za naszą wschodnią granicą tak popularne, że rok temu w Kijowie odsłonięto pomnik Jeżyka. Teraz proste przypowieści z mądrym, ponadczasowym przesłaniem dostały w Lublinie nowe życie.

Na scenę wychodzi Niedźwiedź (w tej roli Dariusz Jeż), Zając (Sean Palmer), Sowa (Joanna Lewicka), Jeż (Elżbieta Rojek), Wiewiórka (Katarzyna Tadeusz), Pies (Maciej Wyczański) i Ryś (Agata Meilute). Mają swoje przygody, dylematy, marzenia. Boją się (upływającego czasu), szukają przyjaciół, czy tęsknią do gwiazd. Choć różnie patrzą na świat – robią wszystko, żeby się dogadać. Zupełnie odwrotnie niż ludzie. Wzruszeń i emocji jest tak dużo, że siedząc na widowni podświadomie szukamy wentylu. Nic dziwnego, że na każdy dowcip ze sceny, publiczność reaguje głośnym śmiechem.

Passini zawsze bardzo dba o stronę wizualną swoich spektakli. Tutaj udało mu się za pomocą bardzo prostej scenografii, kamery na żywo, rzutnika i świateł stworzyć w Art Studio bajkowy las. Las, w którym zwierzęta świetnie się bawią. A widzowie razem z nimi. Zwłaszcza, gdy okazuje się, że znaleźliśmy się w Dziuplinie, który robi co może by za kilka lat stać się Europejską Stolicą Kultury, a jego mieszkańcy karmią przyjezdnych gigantycznymi pierogami.

Mój redakcyjny kolega zarzuca Passiniemu wiele. " Spektaklowi zabrakło spójności i klarowności. Co z tego, że aktorzy zbudowali dobre role, skoro zagrali je osobno? Co z tego, że reżyser kipiał pomysłami, skoro nie dał rady ich spiąć w jeden pomysł na przejrzysty spektakl. Co z tego, że autor muzyki się spisał i twórczyni kostiumów też, skoro spektaklowi zabrakło harmonii. Oraz przesłania, które tak prosto brzmi w bajkach Kozłowa. Nie trzeba nic psuć” – napisał Waldek Sulisz.

Czy rzeczywiście? Czy naprawdę zabrakło spektaklowi spójności, przejrzystości i harmonii? Wręcz przeciwnie. Bajka płynie gładko, historie przenikają się wzajemnie, bohaterowie szybko znajdują wspólny język i śpiewają (też dosłownie) na jedną melodię. Nie zgadzam się też, że Passini "próbował poprawiać bajki Kozłowa”. On tylko przełożył je na język współczesnych. Tych, którzy chętniej sięgają po pilota do telewizora niż po książkę pełną starych przypowieści. Reżyser tchnął nowe życie w bajki Kozłowa. Zmusił widza do myślenia. Sprawił, że oglądający perypetie futrzaków dorośli, bawili się lepiej niż ich dzieci.

I jeszcze jedno. Nikt dotąd nie ośmielił się na taką skalę zakpić ze starań naszego miasta o tytuł ESK 2016. Nikt nie nazwał naszego miasta Dziuplinem, pełnym fanatyków pierogów-gigantów. Passini zakpił z jednego z największych priorytetów naszego miasta z klasą i odwagą właściwą tym, którzy od lat w są w tym mieście zakochani.

Jakiś czas temu P. Passini powiedział mi podczas wywiadu: "Dążę do tego, by myśli widza same zaczęły krążyć wokół tematu, a spektakl był tylko maszyną, która je inicjuje. Bo teatr powinien tylko wywoływać apetyt, a nie go zaspokajać.”. Mój apetyt został właśnie pobudzony.



Agnieszka Mazuś
Dziennik Wschodni
13 grudnia 2010