Do odczłowieczenia jeden krok

Nie warto nastawiać się, iść na spektakl z przekonaniem, że idzie się na Kafkę, na horrorystyczną opowieść w duchu jego twórczości. Gdy uznamy prawo spektaklu do odrębności, zobaczymy przedstawienie o toksycznej rodzinie będące całkiem interesującą propozycją

Gregor Samsa – niczym się niewyróżniający, szary obywatel. Dwudziestoparolatek, ciężko pracuje jako komiwojażer, samodzielnie utrzymuje starzejących się rodziców i nastoletnią siostrę. Jego monotonne, męczące, pełne bieganiny życie zaburza szokująca rewolucja – pewnego ranka budzi się w swoim własnym łóżku w ciele wielkiego, wstrętnego robala. Opis tego przerażającego dnia rozpoczyna jedno z najsłynniejszych dzieł Franza Kafki – „Przemianę”, niepokojący, symboliczny utwór. Na motywach tej właśnie noweli oparty został najnowszy spektakl w krakowskim Starym Teatrze, opatrzony tym samym tytułem. Premierę dodatkowo interesującą czyni fakt, że jest okazją do zapoznania się z nową postacią w polskim środowisku teatralnym – Magdaleną Miklasz, reżyserką kończącą PWST w Krakowie, która „Przemianę” stworzyła jako swój spektakl dyplomowy.

Scenariusz przedstawienia, będący owocem współpracy reżyserki z dramaturgiem Szymonem Wróblewskim, łączy wątki tytułowej noweli z fragmentami innego opowiadania Kafki – osobliwego, onirycznego „Opisu walki” oraz dialogami w dużej mierze opartymi na aktorskich improwizacjach. Scenarzyści krakowskiego spektaklu porozkładali w tej historii akcenty inaczej niż zrobił to sam Kafka w swoim dziele – niejako na drugi plan spychają samą przemianę Gregora (w tej roli Wiktor Loga-Skarczewski), jego przeżycia i cierpienia, które w opowiadaniu prażanina stanowią punkt centralny. Miklasz i Wróblewski położyli nacisk na metamorfozę, którą pod wpływem nieszczęścia chłopaka przechodzi reszta rodziny Samsów – matka (Aldona Grochal), ojciec (Zbigniew Ruciński) i młodziutka Greta (Julia Sobiesiak). Przed katastrofą ta trójka przedstawiała się jako nieco zabawne w swojej bezmyślności lenie – całymi dniami wysiadywali przy stole nad jedzeniem, gazetami i przy radiu, irytowali się, kłócili o głupoty. Odcięci od otoczenia w wygodnym mieszkaniu, z nudów i na siłę tworzyli sobie sztuczne, małe kłopoty. Sytuacja ta ulega gwałtownej i brutalnej zmianie. Niezdrowo funkcjonujący Samsowie przeżywają ciężki szok; zostają wrzuceni na głęboką wodę w świat materialnych trosk, od których odwykli, muszą zmierzyć się z przytłaczającymi uczuciami, których nie znali lub o których zdążyli już zapomnieć. Po niewytłumaczalnym, przerażającym wydarzeniu, które pozbawiło ich podstaw egzystencji stają zlęknieni, bezradni, zawstydzeni. Tajemnica, którą muszą nosić na swoich barkach i za wszelką cenę ukrywać przed światem przerasta ich, doprowadza do nerwicy. Do odczłowieczenia jeden krok. Kto wie, może do odczłowieczenia w stopniu jeszcze większym niż to, któremu uległ Gregor…

Ta zmiana rozkładu akcentów znajduje swój wyraz już w scenografii autorstwa Dominiki Błaszczyk. W centrum umieszczono bowiem stół, wokół którego rozgrywa się większość scen między członkami rodziny Gregora, ten zaś, zamknięty w swojej ledwie zaznaczonej sypialni, zostaje zepchnięty na lewe skrzydło sceny. Cała oprawa plastyczna ma charakter nieskomplikowany – składają się na nią podstawowe meble i sprzęty, punkty graniczne w przestrzeni zaznaczono różnicami poziomów podestów, które symbolizują poszczególne pomieszczenia. Dzięki tej prostocie ekspozycji ulegają rekwizyty (o ile można tym terminem określić stertę owoców) będące leitmotivem spektaklu – jabłka. Ogrywając je od pierwszej do ostatniej sceny aktorzy będą dawać wyraz emocjonalnym zmianom zachodzącym w ich postaciach.

Najtrudniejsza w tym przedstawieniu rola przypadła chyba Wiktorowi Loga-Skarczewskiemu – rola niemalże niema, mocno ograniczająca możliwości interakcji ze scenicznymi partnerami. Aktor mógł zatem korzystać praktycznie tylko z możliwości ciała. Całe szczęście Loga-Skarczewski wraz z Miklasz sprostali wyzwaniu, jakim było znalezienie języka scenicznego dla postaci Gregora, ni to człowieka, ni to zwierzęcia, który w ich interpretacji przypomina raczej apatycznego schizofrenika niż insekta. Obawiałam się banalnego ujęcia tej postaci, jednak Miklasz oszczędziła publiczności widoku aktora wciśniętego w groteskowy kostium robaka, za co jestem jej bardzo wdzięczna.

Warto wspomnieć, że „Przemiana” to debiut nie tylko reżyserki przedstawienia. Na Nowej Scenie teatru przy Jagiellońskiej po raz pierwszy na profesjonalnych deskach występuje studentka II roku PWST Julia Sobiesiak. Ta dwudziestolatka, pełna naturalnego, dziewczęcego uroku podźwignęła niełatwą rolę Grety, dając jej, w zależności od wymagań danej sekwencji, delikatność i wdzięk, rozdygotanie bądź tez okrutną pewność siebie. Gdy kipi na scenie obok zgranego duetu Grochal – Ruciński, młodziutka aktorka nie odstaje od sporo starszych partnerów.

Kto może poczuć się rozczarowany nową pozycją w repertuarze Starego Teatru? Chyba przede wszystkim wielbiciele Franza Kafki. Miklasz nie starała się bowiem odtworzyć aury jego dzieł, lecz stworzyć autonomiczny sceniczny świat. W spektaklu nie uświadczymy zatem charakterystycznej kafkowskiej grozy i absurdu. Nie warto nastawiać się, iść na spektakl z przekonaniem, że idzie się na Kafkę, na horrorystyczną opowieść w duchu jego twórczości. Gdy uznamy prawo spektaklu do odrębności, zobaczymy przedstawienie o toksycznej rodzinie będące całkiem interesującą propozycją.

Gwoli dokładności warto zaznaczyć, że „Przemiana” nie jest właściwym debiutem Magdaleny Miklasz. W marcu 2010 w warszawskim Teatrze Dramatycznym odbyła się premiera jej spektaklu „Dlaczego dziecko gotuje się w mamałydze”, zrealizowanego w ramach warsztatów Krystiana Lupy, a pokazywanego wraz z pracą Tomasza Węgorzewskiego pod wspólnym hasłem „Laboratorium – Debiuty”. Jednak to raczej ten pachnący jabłkami (dosłownie!) spektakl dyplomowy będzie wizytówką, z którą będzie podbijać teatralny świat. W „Przemianie” udowodniła swoją kreatywność, śmiałość, inteligencję, umiejętność budowania niebanalnych scenicznych obrazów. Oczywiście nie jest to przedstawienie bez mankamentów. Razi sztuczna gra Andrzeja Rozmusa w roli Prokurenta. Nie bardzo klei się z resztą spektaklu otwierająca go scena oparta na „Opisie walki”. Czasem trochę brakuje tempa, dynamiki. Spektakl zbytnio nie angażuje widza emocjonalnie. Nie jest to dzieło rzucające na kolana, ale z takim paszportem Magdalena Miklasz może bez wstydu ruszać na podbój scen. Z pewnością będę trzymać za nią kciuki i z ciekawością obserwować jej dalszą artystyczną drogę.



Hanna Rudnicka
teatrakcje.pl
14 stycznia 2011
Spektakle
Przemiana