Do ogrodu powrócisz
Ogród to zamknięcie natury w sztuczne ramy. Wydzielamy przestrzeń siatką, murkiem, płotem, czy innym ogranicznikiem. W ogrodzie próbujemy walczyć z procesami wyrastania i umierania roślin, żeby było tak, jak zakładamy. Czym więc się stanie ogród, gdy pozbędziemy się ram? Co się dzieje, gdy przestajemy zakładać?W tytule „Edenu. Baśni scenicznej w kilku obrazach" pojawia się fragmentaryczność. Oto są ogródki działkowe i kilkanaście pań zajmujących się swoim poletkiem przestrzeni. Jedna próbuje rozłożyć leżak, inna uprawia jogę, a z tyłu kolejna przygotowuje grilla (i chyba jeszcze dochodzi po ostatnim). Toczą się ogródkowe small talki o beczkach na wodę, o polityce, o energooszczędnej klimatyzacji. Przed pokazem Tomasz Rodowicz, założyciel i dyrektor Chorei, podkreślał wagę międzypokoleniowości zespołu „Edenu".
W jego skład wchodzą zarówno kobiety młode, dorosłe, jak i emerytowane. Każda ma swoje doświadczenia, swoją wrażliwość, swoje przemyślenia i swoją własną działkę, ale ważniejsze jest to, co ich łączy. To, że razem siedzą, żartują sobie, opowiadają historie. Nie wszystkie się kochają, czy lubią, ale wszyscy ze sobą żyją w ogrodowej symbiozie. A kiedy jednej bohaterce udaje się w końcu złożyć leżak wszystkie cieszą się razem z nią. I to jest tak szczere, że trudno nie cieszyć się razem z nimi.
Interpretacja kolejnych scen jest trudniejsza. Przepraszam, ale nie udało mi się jednoznacznie odczytać znaczenia tafli plexi, cieni rzucanych na plecy bohaterek, czy przerywanego ciszą rave'u. Nie jest jasne w jaki sposób sceny się ze sobą łączą, dlaczego ułożone zostały w ten sposób, ale nie odbija się to na odbiorze. Być może chodzi o kontrastowanie ze sobą światła i cienia, ruchu i trwania, szaleństwa i spokoju, miękkości i twardości – przeciwieństw naturalnie występujących w przyrodzie.
Spektakl powstał rok temu w ramach programu OFF Polska Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego, podczas którego zwiedził (poza Łodzią oczywiście) Sosnowiec, Lublin i Kraków. Dzisiaj, podczas tegorocznych Retrospektyw, „Eden" zdobył kolejne konteksty. Dzień wcześniej pokazywano nagranie spektaklu „Muzg". Była to sztuka o niebezpieczeństwie analizy, o dotykaniu wrażliwych miejsc chłodnymi dłońmi w lateksie. „Edenu" więc nie będę interpretował. Nawołuję, żeby „Eden" poczuć. Żeby być ze wszystkimi na scenie, żeby doświadczać. Twórcy w opisie spektaklu mówią o poczuciu tęsknoty, o poszukiwaniu siebie, swojego miejsca, harmonii i wyciszenia. I to jest czytelne. Każdej aktorce, niezależnie od doświadczenia scenicznego, udało się to wszystko przekazać.
Ten przekaz wspierały inne elementy sztuki. Światła Adama Zamana i Eryka Walczaka nadawały odpowiedni nastrój każdej scenie. Z początku było jasno, kolorowo, co pasowało do lekkiej kiczowatości ogródków (nie pejoratywnie), a później punktowo, chłodnie i mrocznie. Grały nawet cienie na podłodze, czy pojedyncze linie świetlne rozchodzące się w rysach plexi. W muzyce elektronicznej Tymoteusza Karaś-Tęczy można się doszukiwać elementów organicznych. To, jak rytm zdaje się być przypadkowy po to, żeby łączyć się z melodią w spójną całość. Nie mówiąc już o aranżacjach orkiestrowych kontrastujących z długimi partiami samych bębnów.
Podobnie kostiumy i scenografia w duchu zero waste Kingi Kubiak i Janusza Biedrzyckiego mają znaczenie. Nic w przyrodzie nie ginie bezpowrotnie, więc w modzie też nie musi. Lekkie, wielowarstwowe ubrania w kolorach zieleni, niebieskiego i bieli odróżniają od siebie bohaterki i reagują na ich taniec, czy ruch sceniczny. I szczerze, ten plamisty golf chętnie sam bym przytulił.
Niestety w recenzji nie da się przedstawić sztuki wyłącznie wrażeniowo. Tym zajmuje się poezja, muzyka i im podobne. Trzeba coś nazwać, coś skategoryzować, zamknąć coś w ramy. Taka cecha krytyki, że dystansuje się od tego, co opisuje. Nie czytajcie więc recenzji – nie znajdziecie tu niczego, czego nie poczulibyście sami w Chorei. Ale dziękuję, że na czas lektury mogliśmy być w pewien szczególny sposób razem.
Mikołaj Dominik
Dziennik Teatralny Łódź
3 września 2024