Do siebie... i z powrotem
Porzućcie wszelką logikę ci, którzy tu wchodzicie! Spektakl „Królik, słoń i Tereska..." w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego to prawdziwy teatralny rollercoaster. Opowieść o króliku (a może słoniu?albo gwieździe?) poszukującym swojej tożsamości jest przykładem udanej adaptacji (zbyt) absurdalnej historii.Przedstawienie wg powieści „Z powrotem... czyli fatalne skutki niewłaściwych lektur" Zbigniewa Batki otwiera przedziwny korowód ubranych w granatowe stroje postaci, wcielających się w role z prawniczego świata. Sędzia kłóci się z porucznikiem, psychiatra bada niewłaściwego, skarżypyta składa uprzejme donosy, a skazany...nie zostaje skazany. Pierwsze logiczne anomalia zapowiadają pełną niewyobrażalnych zwrotów akcji opowieść, której nie pojmie umysł zbyt racjonalny.
Główny bohater, Królik (bardzo dobry Kamil Król) jest zwierzątkiem niepewnym swojej tożsamości i zagubionym pośród okruchów wspomnień. Jego wędrówka „do siebie" naznaczona jest spotkaniami z niezwykłymi postaciami, dla których kategoria dziwności wydaje się szczególnie akuratna. Wśród towarzyszy Królika znajdziemy zatem zielonego Konia, zmieniającego kolor wraz z porami roku, znerwicowaną Jaskułkę (błąd ortograficzny celowy!), Babcię Ali i czterdziestu rozbójników czy Pingwina aspirującego do godności arcyksięcia. Postacie będą wędrować przez umowne przestrzenie ziemsko-niebieskie, niczym przez kolejne pokoje podświadomości, stopniowo docierając do prawdy o pochodzeniu i naturze Królika.
Następujące po sobie sceny i epizody rządzą się regułami sennych skojarzeń. Kolejne postacie pojawiają się i znikają, a granatowy „chór" z pierwszej sceny śpiewająco komentuje zachowania bohaterów. Zdarzają się w spektaklu narracyjne mielizny i zawieszenia napięcia, zracjonalizowanie króliczych przygód wydaje się zatem pomysłem karkołomnym. W tym szaleństwie jest jednak metoda. Historia, choć absurdalna, jest opowiadana w sposób niebywale urokliwy, toteż wskazane okazuje się wyłączenie myślenia i intuicyjne podążanie za zmieniającymi się obrazami.
Obrazy to bowiem zachwycające wizualnie, w czym wielka zasługa Dariusza Panasa, autora scenografii i kostiumów. Postacie Królika, Konia występują zarówno w formie dużych, umocowanych na tułowiu aktorów, lalek, jak i małych laleczek: pozwala to na szybką zmianę perspektywy i wyróżnienie kilku planów scenicznych. Szczególne walory estetyczne mają sceny, w których wykorzystano mydlane bańki i sypiący się z sufitu piasek. Prawdziwa historia Królika została zaś przedstawiona w ciekawej konwencji teatru cieni.
„Dziwność" opowiadanej historii nie przeszkadza przekazowi pozytywnych wartości. Młodzi widzowie dowiadują się zatem, że warto być sobą, a smak życiu nadają przyjaźń i marzenia. Utrwaleniu tych ważnych treści służy przede wszystkim finałowa piosenka, połączona z dynamicznym układem choreograficznym wszystkich aktorów. Zaletą spektaklu jest wyrazisty rysunek postaci osadzony na fundamencie gry aktorskiej na wysokim poziomie (kolejne dobre role Kamila Króla, Jakuba Grzybka, Pawła Pawlika).
„Królik, słoń i Tereska..." to historia, w której zasada przyczynowości chwieje się w posadach. Świetnie mają się za to reguły nieskrępowanej dziecięcej wyobraźni. Dla widza dziecięcego przemiany czasu, miejsca akcji i ewenementy sytuacyjne nie wydadzą się zapewne niczym niekonwencjonalnym. Dorosłemu do przyjęcia treści zawartych w spektaklu będzie potrzebne, niestety, więcej cierpliwości.
Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
18 września 2015