Dobrnąć do końca

Krystian Lupa, który nigdy wcześniej w teatrze nie mierzył się z twórczością Samuela Becketta, z hiszpańskim zespołem Theatro de La Abadia z Madrytu zrealizował "Końcówkę" - przedstawienie z interesującymi rozwiązaniami scenograficznymi głęboko zanurzone w atmosferze dzieł najpopularniejszego irlandzkiego dramaturga. Utrata wiary w szczęście przeplata się tu z tkwiącymi w każdym z nas tendencjami do dominacji nad drugim człowiekiem połączonymi z przyjemnością zadawania bólu

Wśród odrapanych ścian ociekającego brudem pokoju rozgrywa się historia władczego, despotycznego, przykutego do wózka inwalidzkiego Hamma (José Luis Gómez), który pomimo swej ślepoty i kalectwa terroryzuje otoczenie. Rodziców Nagga (Ramón Pons) i Nell (Lola Cordón), którzy podczas katastrofy w Ardenach stracili kończyny, trzyma w koszach na śmierci - w spektaklu Lupy przybrały one formę metalowych, prostopadłościennych, przypominających trumnę kontenerów wsuwanych w ścianę. Natomiast służący Clov zajmuje się wyłącznie wykonywaniem poleceń tyrana, co chwilę pytając samego siebie skąd w nim tyle pokory wobec Hamma i jego zachcianek. W przedstawieniu rolę służącego gra kobieta (Susi Sánchez), co wprowadza dodatkową wieloznaczność, pogłębia zawartą w tekście Becketta trudność w zdefiniowaniu relacji łączących bohaterów. Momentami odnosimy wrażenie, że rozmawia ze sobą para kochanków, między którymi uczucie dawno się wypaliło, łączy ich jednak wspólna przeszłość, potem jednak postaci wracają do relacji pan - niewolnik, by za chwilę widz mógł usłyszeć historię o adopcji, z której jasno wynika, że Hamm traktuje służącego jak syna i wymarzonego partnera do rozmowy. Kluczowa jest jednak psychiczna zależność bohaterów - rodzice są utrzymywani przy życiu wyłącznie dzięki sucharkowi, którego dostają każdego dnia (zemsta syna za krzywdy doznane w dzieciństwie, rodzice bowiem wyznają: „Nie reagowaliśmy na twe wrzaski. Później, żeby móc spać, przenieśliśmy cię gdzieś dalej”). Traktowani jak zwierzęta, trzymani w skrzyniach wyłożonych piaskiem („Zmienił ci trociny? (...) No więc piasek. Co za różnica. (...) Kiedyś były trociny. A teraz jest piasek”) czekają na śmierć. Żadnemu z bohaterów nie będzie dane doświadczenie szczęścia. Kiedy Hamm zadaje służącemu pytanie o to, czy kiedykolwiek był szczęśliwy, ten odpowiada: „Niczego takiego sobie nie przypominam”. Zdanie jest także najkrótszym i najtrafniejszym podsumowaniem życia inwalidy, który - w przeciwieństwie do rodziców odgrzebujących w pamięci szczęśliwą przeszłość - nie ma żadnych radosnych wspomnień.

Charakterystycznym rysem tej inscenizacji jest dopracowana scenografia oraz wiernie oddany, przepełniający twórczość Becketta brak wiary w Boga, szczęście, zmianę swego położenia, a nawet ostateczną i bezwzględną zagładę. Wypełniająca umysł Hamma pustka, jego wypalenie spowodowane brakiem kontaktu z jakimikolwiek przejawami piękna znajdują odzwierciedlenie w otaczającej go przestrzeni. Pomieszczenie wygląda jak zaniedbany hangar z zardzewiałą, metalową, znajdującą się w głębi rampą (na nią wchodzi Clov by otworzyć okno i choć na kilka chwil uraczyć mieszkańców pokoju szumem morza), podrapanymi, pełnymi przypadkowych rysunków ścianami oraz dwoma podwyższeniami w formie prostopadłościennych podestów. Lokum bohaterów jest pudełkiem pozbawionym jednej ściany - byśmy mogli obserwować, co dzieje się w jego wnętrzu. Z prawej strony znajduje się wyjście do kuchni - to stamtąd do pokoju wdziera się zasypujący podłogę piasek ze znajdującej się nieopodal plaży. Mieszkanie, w którym żyją bohaterowie przypomina suterenę (okna umieszczone są wysoko, bardzo blisko sufitu), w której panuje daleko posunięty rozkład mający ścisły związek ze stanem ducha bohaterów. Cyniczny, okrutny, pozbawiony skrupułów i złudzeń Hamm (gładzi szmacianego, zrobionego przez Clova pieska, by za chwilę odrzucić go ze wstrętem) takie otoczenie uznaje za swoje środowisko naturalne, żyje tu bowiem od niepamiętnych czasów. Świadomość pustki, niekończącego się trwania w piekle codzienności sprawia, że kres życia, tytułowa końcówka jest dla bohaterów synonimem wybawienia, upragnionego spokoju. Gdy Nell umiera jej mąż płacze, najprawdopodobniej jednak łez nie wyciska mu tęsknota za żoną, lecz świadomość, że jest już szczęśliwa, że nareszcie osiągnęła stan, w którym nie musi się niczym przejmować. Nie musi cierpieć, co dla beckettowskiego bohatera jest niewyobrażalną ulgą.

Grający rolę  Hamma José Luis Gómez jest dyrektorem madryckiego Teatro de La Abadía - pomimo sporego doświadczenia zawodowego (szerszej publiczności znany jest z filmu „Przerwane objęcia” Pedro Almodovara oraz z „Duchów Goi” Milosza Formana) spotkanie z Krystianem Lupą było dla niego niezapomnianym przeżyciem. Dla polskiego reżysera zinscenizowanie dramatu, którego język jest tak daleki od utworów, nad którymi dotychczas pracował (krótkim beckettowskim zdaniom daleko do rozbudowanych struktur słownych Bernharda), także było sporym wyzwaniem. W wyniku współpracy z niezwykle uzdolnionymi, doświadczonymi, oddanymi swojej pracy aktorami narodziło się przedstawienie, w którym ból istnienia odczuwa się niemalże namacalnie. Wisi w powietrzu - możemy go zobaczyć pod  postacią unoszących się nas naszymi głowami oparów wionących ze sceny. Bohaterom ostatecznie udaje się dobrnąć do kresu nieszczęśliwej egzystencji, do końca, którym - jak mówi Hamm - naznaczony jest już początek. Nic ich tak nie zmęczyło, jak ta przeciągająca się w nieskończoność końcówka. 



Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
27 listopada 2010
Spektakle
Końcówka
Portrety
Krystian Lup