Dom zły

"Przy odrobinie szczęścia skwitujesz to dzieło wzruszeniem ramion, zareagujesz dokładnie tak, jak na to liczył Zampano – uznasz jego książkę za niepotrzebnie skomplikowaną, bezsensownie rozmytą, przesadnie dygresyjną (twoje słowa) i niedorzeczną w swoim zamierzeniu; uwierzysz w to, zapomnisz o niej (choć na dźwięk tego słowa - "zapomnisz" - przenika mnie dreszcz; bo czy cokolwiek można naprawdę zapomnieć?) i będziesz żył po staremu, jadł, pił, bawił się, a nade wszystko spokojnie spał. Z drugiej strony istnieje spora szansa, że wcale tak nie będzie".

Tym, co jako pierwsze zwraca uwagę czytelnika to nader misterne wydanie powieści Danielweskiego. Gruba, błyszcząca okładka od razu przyciąga wzrok, a wyłaniający się z niej labirynt kusi i intryguje. Sama książka jest doskonale dostosowana do historii, którą prezentuje; odmienna czcionka pozwala na natychmiastowe odróżnienie postaci, zaś liczne skreślenia, podkreślenia, odmienne kolory czy czasami nader ekscentryczny układ tekstu wydają się idealnie oddawać zamysł autora. Dzięki temu wysiłkowi wydawniczemu historia prezentowana w książce zyskuje autentyczny wymiar. Czytelnik pochłonięty narracją czuje równocześnie jakby sam był kolejnym bohaterem tej dziwnej opowieści.

Sama fabuła książki opiera się na nader niepokojącej i mrocznej historii pewnego domu. Narracja powieści złożona jest z trzech przeplatających się ze sobą głosów - Nawidsona (fotografa, który nakręcił film dotyczący ekscentrycznych wydarzeń jakich był uczestnikiem), Zampano (starego ślepca snującego swoje przemyślenia dotyczące filmu Newidsona) oraz Wagabundy (młodego chłopaka, który odnajduje pośmiertne zapiski starca). Każdy z bohaterów wydaje się uczciwy w swojej opowieści, jednak przez całą książkę dręczy nas poczucie niepewności, co do przedstawianych w niej narracji.

Relacja Nawidsona opiera się na filmie, którego fabułę przytacza nam Zampano. Fotograf po przeprowadzce odkrywa dziwną anomalię występującą w jego nowym domu. Okazuje się, że jest on dużo większy w środku niż na zewnątrz. Budynek ma nieistniejące w przestrzeni zewnętrznej korytarze, schody, sale. Sam dom również budzi niepokój, dziwne dźwięki, a także jego drapieżne "zachowanie" budzą grozę i niepewność u domowników. Nawidson jednak ulega dziwnej fascynacji jego grozą. Pchany niezrozumiałą ciekawością próbuje zgłębić jego tajemnicę.

Zampano natomiast to starszy, samotny mężczyzna, który ostatnie lata życia poświęcił zgłębianiu tajemnicy filmu Nawidsona. O jego życiu oraz pracy dowiadujemy się za pośrednictwem Wagabundy. Obraz jaki wyłania się ze strzępów wspomnień czy komentarzy, sprawia, że Zampano jawi nam się jako geniusz, który popadł w sidła obłędu. Ekscentryczny żywot oraz obsesja dotycząca analizy Relacji Navidsona sprawiają, że jego historia jest nader niepokojąca. Same zaś okoliczności śmierci i stan pokoju, w którym żył rodzą wiele pytań pozbawionych odpowiedzi.

Obie relacje uzyskujemy dzięki Wagabundzie, który stanowi głównego narratora powieści. To jego studia zawierające w sobie zapośredniczone relacje Zampano i Nawidsona. Co istotne, jest on jedyną postacią, której głosu nie poznajemy z narracji innego bohatera. Sam Wagabunda to narkoman, prowadzący nader niespokojne życie. Osobiste historie, które przytacza w trakcie analizy pozostawionych przez Zampano materiałów, sprawiają, że nie budzi dużego zaufania. Początkowo jego sposób narracji przepełniony jest nocnymi ekscesami przeplatanymi z chwilami powrotu do przeszłych wspomnień. Później jednak coś w bohaterze ulega przemianie. Wraz z każdą kolejną stroną śledzimy jego stopniową degenerację i zagłębianie się w mroku obłędu. Wagabunda bowiem zostaje całkowicie pochłonięty przez analizowane przez niego zapiski. Żyje na granicy snu i jawy, w cieniu zaś czyha na niego...

Narracja powieści sprawia, że czytelnik staje się czwartym bohaterem zgłębiającym dziedzictwo Relacji Nawidsona. Przedziera się przez ściany tekstu, gubi w cytatach i oddala od sedna wraz z koleją przygodą Wagabundy. Jednak każda kolejna strona pochłania go coraz bardziej. Początkowe problemy z nadmiarem treści stają się błahe, sam zaś tekst interesujący i wręcz hipnotyzujący.

"Dom z liści" jest niewątpliwe wymagająca powieścią. Oczekuje bowiem od czytelnika dużo cierpliwości, wyobraźni, a także ciekawości. Gdy jednak uda się dostosować do jej rytmu narracji to nagle staje się ona wyśmienitym dziełem literackim. Tym, co w niej wyjątkowe to sama koncepcja zgłębiania szaleństwa. Podążając ścieżką narratorów stopniowo sami ulegamy opętaniu. Fabuła pochłania nas całkowicie, czas zaś przestaje istnieć, liczą się wyłącznie kolejne strony, fakty, informacje.

Sama powieść jest doskonale wydana, a co za tym idzie, jest idealnie dostosowana do potrzeb fabuły. Dzięki zabiegom wydawniczym opisywane wydarzenia, a także narracje bohaterów zyskują na autentyczności. Czytelnik sam musi odnajdywać się pośród skreśleń, zamazań i nieczytelnych fragmentów. Sprawia to, że doświadczenie czytania jest pogłębione, a samo odkrywanie fabuły bardziej frapujące.

Tym samym "Dom z liści" jest niewątpliwie idealną książką na wiesienno-zimowe wieczory, gdy mrok coraz szybciej wkrada się na ulice i do mieszkań. Jest to książka, która pochłania, hipnotyzuje i zwodzi. Każda osoba, która podejmie próbę zmierzenia się z nią na pewno na długo jej nie zapomni.



notowała: Aleksandra Sierka
Dziennik Teatralny Wielkopolska
16 października 2024