Domagam się-o sobie słowa odświętnego
Tak pewnie by brzmiała odpowiedź Witolda Gombrowicza na nigdy nie wysłany telegram dwa dni temu. Tak więc spodziewając się takiej sugestii od odbiorcy organizatorzy XVI Międzynarodowego Festiwalu Gombrowiczowskiego postanowili przedłużyć święto na kolejne dni. Zachowując nie tylko odświętny charakter słowa ale też atmosfery.Poniedziałek - Ja
Oczywiście, że Ty bo kto inny. Tobie to wszystko, co dzieje się od rana do nocy w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Dosłownie tak, bo przecież żeby usłyszeć Twoje słowo spadające ze sceny oraz zobaczyć aktorki i aktorów wcielających się w postacie, zapisane w dziełach, to mnóstwo ludzi za kulisami musi ten instrument nastroić, by każdy takt był taktowny i elegancki. I tak jedni przylatują inni po nich jadą, w tym czasie przyjeżdżają inni, a inni wyjeżdżają, bo zrobili co mieli, chociaż z gęb ich wyczytać można, że woleliby zostać. Innych bolą pupy od siedzenia i odpisywania na maile, i pisania zaczepnych do innych by łaskawie ruszyli inne swoje pupy i przyszli zobaczyć, czy jeszcze żyjesz, czy po kolejnej prezentacji scenicznej wolabyś nie. Są jeszcze inni, których bolą nadgarstki i łydki od noszenia i montażu scenografii, która raz jeździe raz stoi, a czasem bierze widza z góry...z dołu rzadziej.
A jeszcze inni w tym czasie czytają, sklejają i później kreują to co napisałeś, bo mają ogromną potrzebę skomponowania ważnej arii, w której zawrą refleksje dotyczące otaczającego nas świata.
Tak było o godzinie 17.00 w Kotłowni gdzie Piotr Kondrat postanowił zaprezentować autorski spektakl OPEHETKA. Mógłby go z powodzeniem zaśpiewać, bo jego zdolności tłumacza, pisarza, reżysera i kreatora są w "Powszechnym" znane i nie tylko. Ludziom się podobało bo wstali nie po to by wyjść, lecz by nagrodzić aktora gromkimi brawami nadwyrężając przy tym palce i dłonie. Artysta po wszystkim pomimo zmęczenia materią kreacji podzielił się z wszystkimi kulisami powstania scenariusza i fascynacjami Twoim starszym kolegom Williamem, którego też serdecznie pozdrawiam. Nieposkromiona w wywiadach, pytania zadawała nie złośnica, lecz uparcie dążąca do prawdy Katarzyna Gaczyńska.
Kiedy jeszcze słuchacze zbierali myśli rozrzucone po foyer, podczas rozmowy z Piotrem Konradem, już zaczęli deptać po schodach zaproszeni goście przez Agatę Biziuk reżyserkę oraz zespół Teatru Lalek Banialuka im. Jerzego Zitzmana z Bielsko – Białej, na "Ślub".
Ach cóż to był za Ślub...chciałoby się powiedzieć lecz tak można kiedy przed nami rozwód, a nie wojna. Tak bywa jak "dworek" pomyśli, że Cimcirymci mu zagraża. Nie o wojnie jednak tylko o spektaklu, w którym ta wojna determinuje co prawda bohaterów Twojego ostatniego dramatu. Ileż tam było z sobą do myślenia, jakby powiedział Miron Białoszewski, a wszystko w pięknym ruchu, kostiumach i scenografii jak to podczas Ślubu. A zwierzęcy instynkt nie miał nic wspólnego z konsumowaniem podczas nocy poślubnej lecz z władzą. Sprawność inscenizacyjna podbiła przekaz tak, że ledwo zmieścił się w oknie sceny.
Widzowie zanim wyszli na spotkanie z twórcami, by dowiedzieć się czy wszystko dobrze zrozumieli, nagrodzili aktorów owacją.
Podczas rozmowy prowadzonej przez wspomnianą już wcześniej nieposkromioną w dążeniu do sedna myśli zawartej w spektaklu by ją objawić światu, wzięli jeszcze udział aktorzy i reżyserka. Po wyjaśnieniu skąd ta wojna podczas "Ślubu" i kilku innych ważnych spraw, powoli zapanowała cisza ale nie za kulisami, gdzie odbywał się istny wyścig z czasem i kolejnymi rozkręcanymi śrubami, by zdążyć przed montażem innej na wtorek gdzie...
Wtorek - Ja
No właśnie, bo któżby inny. Kiedy powoli zaczęło zachodzić słońce, bo ono zwariowało lub przestraszyło się spadającej komety i zachodzi szybciej. A może to po prostu połowa października w Europie i czuć wilgoć oraz śmierć. Przepraszam za ten cytat, tak wiem to nie Berlin po powrocie z Argentyny tylko Radom.
A w nim wiosna prawie wszędzie, głównie jednak w Teatrze. Na masztach i słupach wisi Facet z flagą w nosie, którego w grafikę przekuł Michał Dracz. A co na środku czubka nosa i pępka świata? "Hulajgęba" z Białostockiego Teatru Lalek w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza. O godzinie 19.00 zasiedli w fotelach widowni na dużej scenie "pasażerowie", którzy zostali zabrani w podróż metafizyczną wraz bohaterami. W trakcie niecałych trzech godzin odwiedzili piekło, czyściec i niebo, a wszystkie te stany wytworzone w głowach odbiorców poprzez umiejętnie dobrany tekst i reżyserię z zaświatów. Aktorzy przeprowadzeni przez labirynty myśli, namiętności i formy postaci, z przypuszczeniem bliskim pewności bez problemu obudzeni w środku nocy mogliby od tworzyć kreacje zaprezentowane na scenie. Wszystko zaczyna się od "kołowania" po pasie startowym na którym stoi łóżko. I to jest ostatni moment by zapiąć pasy przed startem do lotu, który kończy się lądowaniem w ramie portretu zbiorowego. Po nim jeszcze bąba i długa zasłużona owacja.
Pozostał jeszcze bagaż do odebrania podczas Studia Festiwalowego. Bagaż wiedzy z zakresu filozofii i sztuki. Zgrabnie i skutecznie podawała go Małgorzata Potocka, która wyciągała coraz to większe walizki z głowy reżysera i dwóch aktorów. Nikogo nie przygniotło lecz mogło doprowadzić do wysypania się zawartości przy odbiorze.
Powoli zapadała późna noc podczas której przelatująca kometa uświadomiła wszystkim odświętność chwili oraz że "koniec i bomba, kto nie czytał ten trąba".
Jarosław Wojciechowski
Dziennik Teatralny Radom
17 października 2024