Dramaty chodzą parami
W sobotę Maja Kleczewska pokaże "Zmierzch bogów" Viscontiego w Teatrze im. Kochanowskiego. Opolski spektakl to druga inscenizacja scenariusza włoskiego reżysera w tym roku w Polsce.– Współczesna dramaturgia jest słaba, dlatego twórcy teatralni adaptują arcydzieła kina, które mówią o problemach egzystencjalnych i metafizycznych – uważa Jacek Kopciński, naczelny "Teatru". – Z tych powodów Grzegorz Jarzyna wystawił Passoliniego i często gra się Bergmana. Za inscenizację "Zmierzchu bogów" w Teatrze Wybrzeże Laur Konrada, przyznawany przez naszą redakcję, otrzymał niedawno Grzegorz Wiśniewski. Teraz w Opolu odbędzie się premiera Mai Kleczewskiej.
Coś wisi w powietrzu
Widzowie mogą odnieść wrażenie, że teatry w poszukiwaniu wartościowych tytułów kopiują repertuary.
– Na "Zmierzch bogów" umówiliśmy się z Mają Kleczewską dwa lata temu – mówi Tomasz Konina, dyrektor opolskiego Teatru im. Kochanowskiego. – Mamy do czynienia ze zbiegiem okoliczności. Ale może coś wisi w powietrzu, a Visconti dobrze wyraża problemy naszych czasów.
Podobna sytuacja zdarzyła się z "Kazimierzem i Karoliną". Sztuka Odona von Horvatha miała premierę w Narodowym i Polskim we Wrocławiu. Wcześniej grana była na scenach niemieckich, które bywają dla polskich wzorem.
– Sztuka powraca w Niemczech w czasach kryzysu – mówi Tomasz Kubikowski, kierownik literacki Teatru Narodowego. – Ale nie będę udawał, że go przewidzieliśmy. Na dramat zwrócił uwagę dwa lata temu węgierski reżyser Gabor Zsambeki. Chciał przyjrzeć się relacjom międzyludzkim w społeczeństwie kapitalistycznym. Wiele klasycznych sztuk jest wciąż nieobecnych na naszych scenach, do nich należy dramat von Horvatha.
– Widziałem belgijsko-niemieckiego "Kazimierza i Karolinę" Johana Simonsa na festiwalu w Awinionie – przyznaje Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu. – Ale inscenizację zaproponował mi Jan Klata.
- Widziałem inne przedstawienie niż Krzysztof Mieszkowski, zrobione przez pewną niemiecką reżyserkę – komentuje Jan Klata. – Nie byłem zachwycony. Zobaczyłem jednak szansę dla siebie.
Zabawne, że informacja o wystawieniu tej samej sztuki w jednym czasie przez konkurencję dotarła do teatrów Narodowego i Polskiego już po rozpoczęciu prób.
– Pewnie gdyby nie nasz wyjazd do Dublina, obie premiery odbyłyby się tego samego dnia – mówi Jan Klata.
Makbety, Kazimierze i Karoliny
To, że dramat, który wziął na warsztat, realizuje jednocześnie inny reżyser, zdarzyło mu się już drugi raz. W 2008 r. niewystawianą od połowy lat 70. "Sprawę Dantona" Przybyszewskiej wyreżyserował w Teatrze Polskim we Wrocławiu, a Paweł Łysak – w Teatrze Polskim w Bydgoszczy.
– Przedstawienie Pawła podobało mi się, bo było inne niż moje – komentuje Jan Klata. – Chciałbym, żeby odbył się festiwal, na którym byłyby pokazywane same "Makbety" czy "Kazimierze i Karoliny". Jestem pewien, że każda interpretacja dostarczyłaby innych emocji oraz refleksji.
Fala popularności sztuki nie jest niczym nowym. Po wojnie okresom napięć polsko-radzieckich towarzyszyły inscenizacje "Dziadów". Po 1989 r. próbę rządów silnej ręki pointowano "Janem Maciejem Wścieklicą" i "Szewcami" Witkacego. Ale coraz większe były wpływy niemieckich i angielskich brutalistów.
Najpopularniejszą Sarę Kane wystawiali Krzysztof Warlikowski i Grzegorz Jarzyna. Na wojnę w Iraku teatr odpowiedział "Makbetem" Wajdy, Warlikowskiego, Jarzyny i Kleczewskiej.
Porównując repertuary teatrów, można dojść do zaskakujących wniosków. W monachijskim Kammerspiele, jednej z najbardziej wpływowych europejskich scen, wystawiono ostatnio "Proces" Kafki i "Tramwaj zwany pożądaniem" Williamsa. Oba tytuły wziął na warsztat nasz czołowy reżyser Krzysztof Warlikowski. Przypadek, duch czasów czy intelektualne zapożyczenie?
– Oglądałem monachijski "Proces", ale nie podobał mi się – mówi Piotr Gruszczyński, dramaturg Nowego Teatru. – Nasz spektakl jest kompletnie inny. W "Końcu" połączyliśmy Kafkę z Coetzeem i Koltesem. Gdyby ktoś zrobił podobne przedstawienie – byłbym zazdrosny. Ale tak się nie stało.
Zdaniem Gruszczyńskiego kopiowanie repertuaru ma sens wyłącznie w teatrach komercyjnych. Jeśli pojawia się hit – każdy chce go grać. W teatrze poszukującym podobieństw unika się jak ognia.
– Gdyby jednak ktoś zechciał nas naśladować, mogę zdradzić, że tym razem będzie to łatwiejsze – żartuje dramaturg Nowego. – Bierzemy się za Szekspira. Pomysłu jednak nie zdradzę.
Premiera "Zmierzchu bogów" w adaptacji i reżyserii Mai Kleczewskiej odbędzie się 6 listopada w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Uświetni 35-lecie sceny. Autorami scenariusza są Enrico Medioli, Luchino Visconti, Nicola Badalucco. Scenografia i światła – Katarzyna Borkowska, muzyka – Michał Gorczyca. Występują m.in. Judyta Paradzińska, Michał Czernecki (gościnnie), Andrzej Czernik, Maciej Namysło i Krzysztof Wrona. Spektakl tylko dla dorosłych.
Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
5 listopada 2010