Dulska z laptopem

Akcja z początku wieku XX przeniesiona w realia współczesne, lwowska klasa mieszczańska zamieniona na klasę polskich "nowobogackich", a do tego dużo budzącej wątpliwości bieli w scenografii. "Dulscy zo.o." Marty Ogrodzińskiej to raczej dosłowne przeniesienie dramatu Zapolskiej na scenę, którego unowocześnienie polega przede wszystkim na oscylacji między realiami życia mieszczanina przełomu wieków a rzeczywistością biznesmena i dość łopatologicznym odkrywaniu podobieństw.

Powyższa analogia staje się już widoczna na bazie scenografii. Tradycyjny wystrój mieszczańskiej kamienicy zostaje zamieniony na dostatni apartament, w którym kryształowy żyrandol, sprzęt grający, telefony i nowoczesne meble znaczą dosłownie o dobrobycie mieszkającej w nim rodziny Dulskich – biznesmenów. Przewaga bieli w scenografii nie jest jasna. Czy ma ona symbolizować surowość i chłód, brak atmosfery rodzinności i ciepła rodzinnego, sterylność pod każdym względem, także tym uczuciowym? To przecież o wiele dalsze skojarzenia, pierwsze bowiem, które nasuwa biel to niewinność, czystość, dobroć, nieskalaność – przecież zupełnie przeciwstawne do tego, co dzieje się w domu Dulskich. W ogóle gra kolorem w przedstawieniu jest rzeczywiście częsta, ale raczej mało odkrywcza. Czerwona, krótka sukienka Juliasiewiczowej, która podkreśla jej „niepewne” prowadzenie się albo ciemny strój Hanki w momencie, gdy odchodzi od Dulskich to raczej operowanie ogranymi stereotypami i kontrastami kolorystycznymi.

Miejsce akcji nie zostało zmienione, podobnie jak w „Moralności pani Dulskiej” jest nim mieszkanie. O ile jednak w pierwszej odsłonie przedstawienie nadaje temu miejscu wszelkie walory prawdopodobieństwa, o tyle w odsłonie drugiej odbiera mu dosłowność i wprowadza głębszą symbolikę. Usunięcie ścian i pozostawienie samych drzwi, za którymi jak zahipnotyzowane krążą samotne postacie, które w danym momencie nie wypowiadają swych kwestii, to charakterystyczny chwyt inscenizacyjny. Zabieg, który razem z wszechobecną bielą prawdopodobnie wskazuje na samotność, brak porozumienia i więzi w rodzinie wyglądającej wspaniale tylko na zewnątrz. Na poziomie przestrzenności zatem przedstawienie Ogrodzińskiej znacznie intensywniej określa postaci, a nawet problematyzuje, stanowiąc obok dialogu główne źródło informujące.

Unowocześnienie dramatu podkreśla również kreacja postaci – ich zajęcia, ubrania, rekwizyty typu pilot, odkurzacz czy komórka. Uaktualnienie jest jednak bardzo płytkie, bo zatrzymuje się wyłącznie na tym fasadowym, rzec by można, poziomie. Przy tym fakt wykorzystania właściwie w całości tekstu dramatycznego dostarcza dziwnych zgrzytów, gdy na przykład bohaterowie wspominają o spacerach pod lwowski Wysoki Zamek, Karlsbaldzie czy kaszce Nestle. Jaki sens w tym momencie ma taka skrupulatność w strojach i rekwizytach wskazujących na zupełnie inne - współczesne realia?

Typy i charaktery postaci zostają jednak fantastycznie dookreślone przez aktorów, których gra nie podlegała zarzutom. Wykonawcy w pełni oddali komizm i dynamikę dialogów Zapolskiej z drugiej zaś strony uwydatnili fakt, że „Moralność pani Dulskiej” to dramat wieloproblemowy i wielopiętrowy pod względem tragizmu.

Przedstawienie Marty Ogrodzińskiej skupia się głównie na zilustrowaniu procesu zepsucia i degeneracji współczesnej rodziny „nowobogackich”, wskazując, że to nie Hanka jest postacią tragiczną zaszyłych wydarzeń, ale Mela. W przypadku „Dulskich zo.o.” można wyczuć niezbyt jasną aluzję do współczesnego problemu patologii w rodzinie. Pozostawione same sobie nastolatki – Mela i Hesia – muszą radzić sobie same z problemami i obsesjami także na tle własnej seksualności. Będąc niemymi świadkami romansu ich brata ze służącą oraz brakiem uczuć między  rodzicami, tworzą sobie fałszywe przekonania o miłości i związku. W rzeczywistości obie dziewczynki są tak samo zagubione, z tym, że słabsza psychicznie Mela paradoksalnie okazuje się silniejsza – ma bowiem świadomość tego, że zaszłe wydarzenia są złe - „... tu stało się coś bardzo złego. Jakby kogoś zabili...”

„Dulscy zo.o.” pozostawiają odbiorcę z podobnym dyskomfortem i niesmakiem, co dramat Zapolskiej. Jest to niewątpliwie zasługą dobrej gry aktorskiej, muzyki, która podkreśliła jednostkowe tragedie każdej z postaci, a także symbolicznej scenografii połączonej z choreografią w drugiej odsłonie. Zbyt mała jednak liczba chwytów inscenizacyjnych odnoszących dramat Zapolskiej do dzisiejszych czasów w warstwie problemowej, sprawiła, że przedstawienie zawisło gdzieś pomiędzy historią a teraźniejszością bez klarownego uzasadnienia swej racji bytu.



Małgorzata Bryl-Sikorska
Dziennik Teatralny Katowice
3 marca 2009