Dumny Kraków

W Krakowie źle się dzieje albo nie dzieje się nic. Mieszkańcy nie potrafią wydostać się spod wiszącego smogu. Jednak spokojnie — to tylko alarm, który wszczęła nowa dyrekcja Teatru Starego, aby wyciągnąć mieszkańców z powszechnie panującego marazmu. Po historii polskich królów, nadszedł czas na kolejnego bohatera. Tym razem jest nim Dumanowski.

„Dumanowski side A i B" to rekonstrukcja życia rzeczywistego prezydenta Krakowa w dwóch różnych odsłonach. Po co nam ten bohater? Bo żyjemy w Krakowie, Europejskiej Stolicy Funeralnej. Ze względu na tradycję musimy odwołać się do historii, na powrót ją przywołać i za jej pomocą krytycznie odnieść się do naszej obecnej sytuacji.

Wersja A w reżyserii Dworakowskiego to linearna opowieść, której celem jest zrekonstruowanie losów prezydenta. Widz chronologicznie podąża za historią tego bohatera od jego narodzin, aż po śmierć. Reżyserskie triki, współczesne konwencje i dobra gra aktorska uatrakcyjniają tę wędrówkę. Aktorzy — nośniki pamięci — żywo i dynamicznie odgrywają na oczach widza biografię prezydenta. Czemu warto przywołać tę postać? Widz nie dostaje jasnej odpowiedzi. Sam musi się zastanowić, do czego jest mu potrzebny Dumanowski.

Całość rozpoczyna się od chóru kobiet — są nimi krakowskie Świtezianki. W wersji Dworakowskiego są to raczej krakowskie wdowy. To małe przesunięcie jest wynikiem osobistych upodobań prezydenta do takich kobiet. Czterej mężczyźni odgrywają rolę głównego bohatera, każdy z nich jednocześnie wciela się w Dumanowskiego. Na scenie pojawiają się też Słowacki i Mickiewicz — już jako mityczne, pomnikowe postaci. W spektaklu jest wiele zabawnych sytuacji, jak na przykład scena nad trumną, gdzie Świtezianki występują w roli płaczek. Ich płacz został zastąpiony przez uciekające powietrze z balonów.

Cały spektakl w ascetycznej scenografii to próba przybliżenia sylwetki prezydenta. Miła, zabawna i ładna lekcja historii. Pytanie tylko, czy chcemy, aby teatr zamienił się w salę wykładową, gdzie za pomocą zaplecza technicznego możemy przeprowadzić ciekawe zajęcia?

Druga część przedstawienia, czyli „Dumanowski side B", znacznie różni się od pierwszej. Głównie za sprawą Tomasza Jękota, odpowiedzialnego za dramaturgię, który nie tyle zaadaptował tekst Wita Szostaka, co napisał go na nowo. Mamy więc futurystyczny Kraków, a w nim jak najbardziej współczesne problemy. Szalejąca epidemia jako symbol alarmującego stanu społecznego, w którym się znajdujemy, mogłaby być ciekawa, gdyby chodziło w niej o współczesną diagnozę. Otrzymujemy jednak nie analizę społecznych problemów, ale ich wypunktowanie, wykpienie, połączone z tanecznym podrygiwaniem, żartami, niepotrzebnymi wstawkami i gagami. Jakby reżyser, Sebastian Krysiak, nie ufał, że aktorzy mogą zaciekawić widownię samym tekstem. Niesłusznie, bo gra aktorska była mocnym atutem tej etiudy.

Pomysł wyjściowy z przywołaniem Dumanowskiego, jako tego, który rozwiąże sytuację kryzysową, mimo że w pierwszym odruchu wydaje się głupkowaty, jest intrygującym zamysłem. Jękot i Krysiak postanowili, inaczej niż Dworakowski, nie przywoływać (przynajmniej początkowo) bezpośrednio bohatera tekstu Szostaka. Nim pojawi się on „wśród żywych" mamy opowieść o mężu niemal mitycznym, zamiast działania — mówienie, przywoływanie tego, jak było kiedyś; wywoływanie duchów. Przypomina to dzisiejsze społeczne rytuały i stanowi trafną puentę wobec traktowania naszych „wielkich". Im dalej, tym niestety gorzej. Reżyser próbował zmieścić w spektaklu całą gamę „fajerwerków" — zupełnie niepotrzebnie. Tempo etiudy jest przez to nierówne, brakuje dramaturgicznego rozwoju wydarzeń — aż do tego stopnia, że gdy spektakl się kończy, widownia siedzi skonsternowana, nie wiedząc, czy to nie jest kolejny chwyt. A przecież punkt wyjścia był błyskotliwy, aktorzy świetni, zaś scenografia intrygująca. Pozostała tylko szalejąca epidemia.

Zrealizowanie „dwóch stron" jednej opowieści jest pomysłem na pewno świeżym. Daje szansę pokazania się nowych „twarzy" — tak aktorskich, jak i reżyserskich czy dramaturgicznych. Pozostaje jednak pytanie o sens tych działań. Dwa przedstawienia na wspólny temat nie powiedziały nam o samej historii niczego więcej niż o samym stanie teatru — z dość banalnym wnioskiem, że jest on różnorodny. Teatr Stary pod nową dyrekcją stara się połączyć tradycję i historię (stąd historia Dumanowskiego) z młodością i estetyczną nieszablonowością (dlatego powierza spektakle młodym reżyserom). Z zadań, które Klata obiecywał spełnić w konkursie na dyrektora, wywiązuje się znakomicie. Gorzej z ich jakością.



Daria Kubisiak , Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
7 maja 2013