Dwanaście pytań

„Dwanaście stacji", jedna z propozycji 33. Warszawskich Spotkań Teatralnych, to poemat wierszem Tomasza Różyckiego, który w rok 2004 został wyróżniony Nagrodą Kościelskich. Historia rodziny wyrwanej ze swojej ojczyzny (okolice Lwowa) i przesiedlonej na Opolszczyznę zasługuje na uwagę, ale jeszcze bardziej na uwagę zasługuje forma, jaką reżyser spektaklu, Mikołaj Grabowski postanowił zaprezentować publiczności.

Oto wnuczek, wsłuchując się w nostalgiczne opowieści swojej babci o przeszłości i straconej ojczyźnie, postanawia ruszyć w wędrówkę w poszukiwaniu... no właśnie – czego? Można by zaryzykować stwierdzenie, że w poszukiwaniu tej właśnie utraconej ojczyzny swoich przodków. Jednak nie będzie to wędrówka samotna. Wnuczek pragnie (trudno stwierdzić – sam lub za namową babci i sąsiadki) połączyć rozdzieloną rodzinę i odwiedzić utracone ziemie rodzinne. I tak rozpoczyna się podróż do przeszłości. Podróż przeplatana wszystkim tym, co wnuczka otacza, czym wnuczek żyje. Mamy więc pochwalną etiudę na cześć tradycyjnego polskiego dania – pierogów. To długa scena ukazująca proces powstawania tych przysmaków od początku do końca. Mamy też scenę sąsiedzkiej pomocy, która zamienia się we wspólne picie nalewki pędzonej domowymi sposobami. I wiele innych.

Warto zwrócić uwagę na to, że reżyser wykracza poza ramy teatru posługując się ruchomymi obrazami – oto na scenie obserwujemy na wielkim ekranie film instruktażowy – jak lepić pierogi. Są też inne widoki – na samym początku sztuki widzimy Tomasza Różyckiego (autora sztuki), który w roli przewodnika scenicznego świata rozpoczyna swoją opowieść – o przodkach, utraconej ojczyźnie, poszukiwaniu tożsamości. I to on sam pojawia się w scenie końcowej – również na ekranie. Widz czuje się trochę jak w kinie.

Oczywiście nie brakuje elementów typowych dla tradycyjnego teatru. Mamy aktorów, którzy poprzez swoje role pokazują konkretne typy ludzkie zakorzenione w świadomości społeczeństwa. Nie brakuje także babci – namiętnej słuchaczki Radia Maryja i pierogów, oczywiście. Jest grupka starszych panów, którzy na ławeczce miło spędzają czas leniwie obserwując rzeczywistość. Nie brakuje także przedstawicieli młodego pokolenia i to im należy się największe uznanie, a to wszystko za sprawą gry aktorskiej. Niezapomniana pozostanie scena, kiedy młodzi imitują tragikomiczną podróż rozpadającym się pekaesem, która szybko przemienia się w farsę – publiczność nie jest w stanie powstrzymać śmiechu zwieńczonego gromkimi brawami.

Jednak nawet bardzo dobra gra aktorów nie jest w stanie obronić całego przedstawienia. Mikołaj Grabowski pozostawił w swojej sztuce dużo miejsca na niedopowiedzenia, z powodu otwartego zakończenia widz może wyjść z teatru lekko oszołomiony – niby sam powinien zinterpretować koniec w oparciu o całość jednak nie jest to łatwe zadanie, biorąc pod uwagę dwoistość owego zakończenia. Z jednej strony mamy krzepiący serce widok odświętnie ubranej rodziny, która z radością wsiada do pociągu jadącego w kierunku Lwowa. Są łzy wzruszenia, jest radość. Z drugiej – ostatni film, w którym Różycki przechadza się po ogromnym wysypisku śmieci – co tam było, co pozostało? Dominują smutek i rozczarowanie.

Podobnie jest z nastrojami po zakończonym przedstawieniu. Niby wszystko jest zrozumiałe, gra bez zarzutów, scenografia ciekawa i inspirująca do myślenia, jednak nie sposób pozbyć się świdrującego pytania: o co właściwie chodziło? Pytań zresztą pojawia się dużo więcej, a im więcej pytań, tym niepokoi więcej – efektem jest poczucie lekkiego niedosytu, z którym zostawia nas reżyser. Mimo wszystko lepszy taki niedosyt niż niestrawność z powodu nie do końca udanych babcinych pierogów.



Paulina Aleksandra Grubek
Dziennik Teatralny Warszawa
11 maja 2013
Spektakle
Dwanaście stacji