Dwór nie do poznania

Arcydzieło Moniuszki miało nabrać innego wydźwięku w interpretacji Davida Pountney'a. Zdaje się jednak, że bardziej obecny stał się rozdźwięk między libretto, a wizją reżysera. Redukcja wymownego patriotyzmu na rzecz wielorakich nawiązań, roszady czasu akcji, a także modernistycznego obrazu to brawura tej opery.

Choć odwaga jest cechą pożądaną w pracy artysty to jej skutki niekoniecznie muszą zadowalać. Reinterpretacja utworu na nowo względem obecnych czasów to w tym wypadku bardzo trudne zadanie, które podsuwa ciekawe wnioski.

Opera Moniuszki jest kanonicznym utworem w dorobku kultury polskiej zważając na kontekst historyczny dzieła. Skomponowana w okresie, gdy Polska była pod zaborami miała swój specyficzny wymiar i należyty ciężar historii. Manifestacja patriotyczna opery skutkowała jej zdjęciem z afisza krótko po premierze w 1865 roku, co silnie nakreśla jej siłę głosu niebezpieczną dla ówczesnej władzy. Ten historyczny rys nabrał innego wymiaru w reżyserii Davida Pountney'a, a mianowicie mgliście nijakiego. Rezygnacja z pierwotnego zamysłu autora opery i przełożenie nacisku na przetasowania czasowe, przebudowę estetyczną i wielorakie nawiązania zdaje się być niezwykle ryzykowne.

Wstęp do opery to obraz, arcydzieło Kossaka „Cud nad Wisłą". Wieloplanowe i wartkie malowidło z katolicką metaforą niesie głównie treści walki dobra z piekielnym złem, a także siły narodu w jego jedności. Co ciekawe, to patriotyczne nawiązanie zanika w dalszym biegu libretta ustępując obrazom europejskim będącym elementem ciekawej skądinąd scenografii. Tak też reżyser zdaje się muskać różne elementy raz dotykając patriotyzmu przez wspominane działo Kossaka, raz nawiązując do europejskiej swobody czasu międzywojennego wtapiając solistów w różne obrazy, z których schodzą na scenę, raz uwypuklając wątek emancypacji i siły kobiet, aż w końcu uruchamiając warkot samolotu nawiązując do wstępu II wojny światowej. Reżyser raz po raz sięga po patriotyzm, po czym wraca do szerszego kontekstu i innych wątków. Mazur, który nie jest wykonywany w tradycyjnym stroju, ale silnie biało-czerwonym jest czymś, co oczywiście łamie tradycje, a nawet jej przeczy, ale w światowym kontekście trudno o bardziej polską estetykę niż przyobleczenie tancerzy w te barwy. Dwór w Kalinowie również nie przypomina strojem i charakterem polskiego dworu, ale zyskuje bardziej europejski charakter. Podobnie choreografia raz sięgająca do bardziej tradycyjnych korzeni na przemian pomieszana ze stylami bardziej zbliżonymi do amerykańskich stylów typu lindy hop.

Trudno odgadnąć, co reżyser miał na myśli wprowadzając tak wiele różnorakich elementów, przybliżając się do kultury polskiej, zmieniając czas akcji, a jednocześnie wplatając odklejone elementy polskie i zagraniczne. Nałożenie na taki zabieg faktu priorytetyzowania patriotyzmu przez Moniuszkę w swoim dziele może być ciekawe, może być niezrozumiałe, ale również bulwersujące. Pewnie zmiana kontekstu nie musi oznaczać zmiany intencji autora i możemy tu dostrzec, że Polska jest też częścią świata, który swoimi prądami na nią wpływa. Przeplot naszej historii zaczynając od dzieła Kossaka podróżując symboliką do czasów wojny, nawiązując strojem do XX-lecia wojennego aż w końcu wieńcząc biało-czerwonym obrazkiem być może jest szkicem umiłowania kraju. Niestety mnogość symboliki i środków estetycznych sprawia, że przesłanie staje się mgliste, a widz zderza się z próbą odgadnięcia przesłania boleśnie. Odbiór staje się mętny, a pielęgnowanie tego Moniuszkowskiego zamiaru przekazania pewnych wartości gubi się.

Straszny Dwór z pewnością nie był straszny w odbiorze muzycznym. Chociaż to, co widzimy z trudnością składa się z tym, co słyszymy. Perfekcja i pogoda wykonania, rytm i synchronizacja to prawdziwa rozkosz w odbiorze. Szczególne przyjemny i klarowny był Adam Kruszewski odgrywając Miecznika.

Być może próba wyniesienia opery ponad kontekst jej pochodzenia i przeniesienie czasu akcji miała nadać jej inne znaczenia, ale trudno określić tę próbę jako udaną. Zawsze też pozostaje pytanie na ile jest przestrzeń w operze na połączenia nowoczesne, jak ująć na nowo, aby nie zatracić dorobku artystycznego i kulturowego, który opera właśnie zabezpiecza. Być może skojarzenia z Moniuszkowskim utworem są zbyt silne by nadawać nowe, a być może te „nowe" nie wybrzmiały gubiąc się w chaosie przemieszanych aluzji i form. Reżyseria Pountney'a chyba szczególnie wartościowa jest dla tego typu refleksji.



Olga Jakubiec
Dziennik Teatralny Warszawa
9 kwietnia 2020
Spektakle
Straszny dwór
Portrety
David Pountney