Dyplomowe Kaczątko

Czekam chwili, gdy nie będę już oglądał w teatrach "Brzydkiego Kaczątka". Inaczej: gdy nie będzie już powodu, by w naszym kraju wystawiać tę bajkę. Gdy zniknie problem braku akceptacji dla odmiennosci, a dzieci, a szczególnie ich rodzice zrozumieją, że im bardziej kolorowy, tęczowy, różnorodny jest świat dookoła nas, tym ciekawiej.

"Brzydkie Kaczątko" z Teatru Lalki i Aktora w Wałbrzychu to niezły spektakl dyplomowy młodego reżysera Przemysława Jaszczaka. By być szczerym: są tu, jak w niemal każdym dyplomie, proste błędy, ale są i momenty piękne, mądre pomysły. Chwilami brakuje tempa, niekiedy przedstawienie rozłazi się, wlecze (mimo, że trwa tylko godzinę). "Brzydkie Kaczątko" wyróżnia świetna główna rola Karoliny Gorzkowskiej, którą oglądałem niedawno w "Balladynach i romansach" w łódzkim Pinokiu. To rola niemal organiczna. Kaczątko od wyklucia się z jajka, z nieśmiałym uśmiechem, wahaniem poznaje świat, próbuje zaprzyjaźnić się z braćmi kaczorami (Zbigniew Koźmiński, Seweryn Mrożkiewicz). Nie rozumie, dlaczego jest przez nich odtrącane. Przechodzi szybki kurs życia na podwórku, skopane i wydrwione postanawia pójść w świat. Dochodzi do stajni, w której stoją Krowa i Koń, doskonale animowani (nogami!) przed dwójkę aktorów, poznaje Srokę i Kreta. Wreszcie, ulatuje na skrzydłach do nieba. Swoją drogą, tej końcowej sekwencji brak pomysłu. Długo ustawiane są rzeźby kaczek tylko po to, by przez trzy sekundy pokazać, że oto kaczki zostały a łabędź uleciał, zostawiając je na podwórku.

"Brzydkie Kaczątko" to typowy spektakl dyplomowy, w którym, jak wspomniałem, student nie ustrzegł się błędów, postanowił powrzucać wszystkie pomysły w krótką bajkę Andersena. Niektóre się sprawdzają (animowanie głowami zwierząt, ogrywanie ogromnych jajek), inne niezbyt (niepotrzebny i pretensjonalny pomysł na sekwencje baletowe na proscenium). Jednak to, jak Jaszczak panuje nad zespołem, jak potrafi stworzyć sytuację sceniczną warte jest uznania. Po tym przedstawieniu z nadzieją będę śledził kolejne kroki młodego adepta.

Wałbrzyski Teatr Lalki i Aktora odwiedziłem już po raz trzeci w tym sezonie. I po raz trzeci się nie zawiodłem. "Le filo fable" to świetny, kreacyjny spektakl dla najmłodszych widzów, tych jeszcze niewiele potrafiących powiedzieć. "Bajka o rozczarowanym rumaku Romualdzie" – zabawny tekst Maliny Prześlugi o koniu odbijającym ukochaną z mieszkania w bloku. Ukochaną okazuje się... mucha. No i wreszcie "Brzydkie Kaczątko".

Wałbrzyski Teatr Lalki i Aktora kiedyś ciągnął się w ogonie polskich teatrów. Proste przedstawienia w banalnej scenografii stawiali tu tak zwani reżyserzy, nie zapraszani nigdzie indziej. Obecny, bardzo młody zespół pełen jest energii, co w tym sezonie mogłem zobaczyć nie raz. Teatr zapraszany jest na festiwale, nie tylko te krajowe. A we wrześniu odbędzie się tu pierwsza edycja festiwalu. Doceniam milowy krok, który przebył ten mądrze prowadzony przez młodego dyrektora teatr. Dziś Wałbrzych nie kojarzy się tylko z Teatrem Dramatycznym. Dziś gość wałbrzyskich lalek nie poczuje żenady. Przeciwnie, będzie chciał tu wracać.

Więcej tekstów tego autora można przeczytać na miernikteatru.blogspot.com



Bartłomiej Miernik
miernik Teatru
29 marca 2013
Spektakle
Brzydkie kaczątko