Dziady III - współczesna wizja na scenie

Warszawska reżyserka Natalia Korczakowska odczytała mickiewiczowskie "Dziady" przez pryzmat walk o demokrację na Ukrainie.


Już pierwsza scena białostockiej inscenizacji przywodzi na myśl seriale o zombie. Nagle ożywają skrwawione ofiary, stewardessy podnoszą się, jakbyśmy wciąż mogli znaleźć się w świecie przed katastrofą i rozpoczyna się gra z widzem. Gra o prawdę, pamięć i wolność. W porażającej bezdusznością śmierci scenie sekretarki, mające kojarzyć się zapewne z rosyjską bezpieką, beznamiętnie przerzucają teczki z dossier zabitych podczas starć na Majdanie. Ich lista, jak milczący apel poległych, wyświetlana jest gdzieś pod sufitem teatru. Jakby z sugestią, że poszli wprost do raju.

To dopiero początek niezwykłej inscenizacji mickiewiczowskiego tekstu. Reżyserka konsekwentnie każe widzom tropić ślady ukraińskiego konfliktu w kolejnych scenach. Spętany Konrad jest torturowany i poniewierany tylko w nieco mniejszym stopniu niż przywołany na początku w projekcji wideo nagi Ukrainiec stojący przed ciżbą znęcających się nad nim żołdaków. Tak zaczyna się seria wizyjnych scen dowodzących, że archaiczny i często zwyczajnie niezrozumiały, szczególnie dla pokoleń Facebooka, tekst ma nieprawdopodobny ładunek emocjonalny. Te emocje ujawnia od pierwszych wypowiedzianych na łańcuchach słów Mateusz Król - absolutnie hipnotyczny Konrad.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, co do jakości tych inscenizacyjnych grepsów i tak otworzy oczy ze zdumienia, kiedy zobaczy jego wersję Wielkiej Improwizacji. Rzecz jasna nie wiadomo, ile w niej myśli reżyserki, a ile samodzielnej wizji młodego aktora, tak czy inaczej, efekt jest imponujący. Jego Konrad to stuprocentowy neurotyk, zdający się wręcz czasowo przebywać na oddziale dla nerwowo i psychicznie chorych.



Jerzy Doroszkiewicz
Kurier Poranny
20 października 2014
Spektakle
Dziady