Dzieci dobrego smaku

Po kłopotliwie pociesznej aferze żurnalistycznej "Wojciech Fibak jako swatka" - a był to klasyczny przykład nadwiślańskiego pojmowania komedii Williama Szekspira "Wiele hałasu o nic" - Marcin Król zadał rodakom trudne pytanie

"Czy jesteśmy aż tak głupi, jak mniemają tabloidalne media?". Zagwozdka ta jest nie tylko kłopotliwa - ona była też nieuchronna, bo w końcu ktoś na pniu kupił "Wiele hałasu o Fibaka". Ktoś się napawał, ktoś szeptał: "Ale jajca!", ktoś do kogoś nad kawusią lub piwkiem szczebiotał: "Co o tym myślisz, Heleno?", "Nie może być - a jest, Stefanie!", "Boże, w jak czarną stronę świat brnie, Mateuszu!". Tak, ktoś kupił zero i zerem się brzydko pod kołdrą zabawiał. Więc? Co z mózgami nad Wisłą?

Odpowiedź jest stara jak świat. Ilościowy stosunek czaszek pustych do pełnych zasadniczo nie zmienia się od początku, kiedy to było Słowo. Powiedzmy - 8 do 2. Albo 7 do 3. Zresztą - obojętne. Za to nieobojętne, że mniejszość smaczna bywa bardzo. Jak na ostatnim - rzeczywiście przed wakacjami ostatnim Salonie Poezji. Katarzyna Grobarczyk- -Piekło, Joanna Mastalerz i Tomasz Międzik czytali wiersze pisane na Orawie. Tak - tam. Oni czytali, Ilona Nieciąg i Krzysztof Leksycki na skrzypcach przygrywali, a dzieciarnia z Jabłonki, dzieciarnia w liczbie dwudziestu, albo nawet dwudziestu pięciu postaci w strojach regionalnych - śpiewała pieśni, co się je od dziada pradziada pod Babią Górą nuci.

Uspokajający był to widok. Uspokajała pewność, że dzieciarnia - i nie tylko z racji wieku, a głównie z racji dobrego smaku - nie kupiła komedii "Wiele hałasu o Fibaka". A że dzieci są takie, to i rodzice może nie są gorsi? Po prostu koiło przypuszczenie, że gdy mali, co śpiewające i wierszowane dzieciństwo mają, dorosną - chyba nie kupią żadnej tabloidalnej wersji Szekspira. Tak, mała jest szansa, by się dzieci te na starość kompromitowały bredzeniem o zegarkach jakiegoś ministra, o cygarach jakiegoś posła, o kieckach żony premiera i tym podobnych rewelacjach dla Narodu fundamentalnych. Gdy zaś, co nie daj Bóg, biegunka kogoś dopadnie - nie będzie on po wsi ganiał z opuszczoną do kostek bielizną, wyjąc: "To wina Tuska!!!".

Wystarczy, że kto inny ganiał będzie. Zwłaszcza że już gania. Słowem - pełen otuchy był to finał salonowego sezonu. I właśnie takich wakacji wszystkim życzę.



Paweł Głowacki
Dziennik Polski
28 czerwca 2013