Dzieci-kwiaty wróciły na scenę

Co łączy Hair z Jerzym Grotowskim i gdzie słynny musical grano prawie dwa tysiące razy? O historii legendarnego tytułu, przed premierą w Gliwickim Teatrze Muzycznym

Hair to... „Hair”. Nikt nigdy nie próbował posługiwać się tłumaczeniem tego tytułu, choć właśnie tytułowe „Włosy” były pierwszą z wielu prowokacji autorów słynnego musicalu.

Trzecią (dopiero!) polską inscenizację kultowej sztuki, w reżyserii Wojciecha Kościelniaka, przygotował Gliwicki Teatr Muzyczny, który 22 maja wprowadza „Hair” na afisz. Dla młodej widowni będzie to spotkanie z niepoddającą się czasowi muzyką i historią młodości ich rodziców. Dla pokolenia „50 plus” - powrót do wspomnień pierwszego buntu w życiu. Bo premiera „Hair”, w nowojorskim Biltmore Theatre w 1968 roku, podziałała na amerykański Broadway, jak wybuch bomby. Historia mało zna przypadków, gdy jedno dzieło zmienia estetykę gatunku, a nawet kierunek rozwoju kultury popularnej. Tym razem tak było. Po „Hair” rozpoczął się schyłek landrynkowej wizji świata, harmonijnych rytmów i gustownych kostiumów, dominujących dotąd w amerykańskiej rozrywce. Na muzyczną scenę z „wyższej półki” wkroczyła rozwichrzona, niepokorna i głośna gromada dzieci-kwiatów, które przyniosły ze sobą swoją muzykę. Rock na Broadway\'u, wzbudził grozę szacownej amerykańskiej klasy średniej. No, ale jak miał nie wzbudzić, skoro przeciw niej był wymierzony?!

„Hair” to do dziś artystyczny symbol wielu pozaartystycznych zjawisk. W polityce - pacyfizmu i protestu przeciw dominacji armii nad państwem i demokracją. W obyczajach - buntu młodzieży wobec konserwatywnego stylu życia rodziców i fetyszyzowaniu pieniądza. W teatrze - dopuszczenia na scenie improwizacji, uważanej dotąd za błąd w sztuce.

Przeciwnicy „Hair”, (byli nawet tacy, którzy pozywali autorów do sądu za obrazę moralności) dopatrywali się natomiast w scenariuszu jawnej zachęty do „powszechnego zepsucia”. W końcu trudno nie usłyszeć w wyśpiewywanych songach żądania obyczajowej anarchii, w której narkotyki i wolna miłość wyznaczają życiowe cele młodego pokolenia. „Hair”, mimo odwagi obyczajowej, było jednak przede wszystkim wielką manifestacją antywojenną.

Polacy, dla których „Hair” był takim samym zaskoczeniem jak dla Amerykanów, poznawali jednak ten musical inną drogą niż większość świata. Do nas najpierw trafił film Miloša Formana, przez pierwszych wykonawców teatralnej wersji „Hair”, krytykowany (sic!) zresztą za nadmierną gładkość i... elegancję. Przez wiele lat był to jednak nasz jedyny kontakt z „Hair”, choć wersja teatralna tej sztuki przez lata obiegła prestiżowe sceny świata; w samym Londynie zagrano ją 1997 razy!

W Gliwicach, libretto musicalu usłyszymy w tłumaczeniu Jacka Mikołajczyka. Młody teatrolog z bohaterami „Hair” też zetknął się najpierw w wersji kinowej.

- Jako nastolatek - mówi - wzruszałem się losami bohaterów filmu, bo trudno nie ulec sugestywności obrazu Formana. Ale długo nie dostrzegałem w nim niczego więcej. Wychowałem się w czasach, gdy hippisi należeli już do historii. Z biegiem czasu zrozumiałem jednak, jakim społecznym przełomem była epoka dzieci-kwiatów i dlaczego „Hair” to dla pokolenia moich rodziców utwór kultowy. Tłumacząc libretto, nie siliłem się na jego aktualizację czy aluzje do współczesności. „Hair” jest świadectwem swoich czasów, a to, co w nim uniwersalne, to prawo młodych do bycia sobą i nieskrępowanej konwenansami fantazji - dodaje Mikołajczyk

Prawie pół wieku temu krytycy „Hair” mieli wręcz przeciwne zdanie, jeśli czegoś czepiano się bowiem uporczywie, to właśnie libretta, a nie muzyki. Najpierw powstał zresztą pomysł i zarys scenariusza. James Rado i Gerome Ragni, twórcy fabuły „Hair” byli aktorami. Hippisów znali raczej z widzenia niż z praktyki, ale intrygowały ich rodzące się komuny „tajemniczej” młodzieży. Demonstracyjnie długie włosy, ubrania w krzykliwe wzory, a przede wszystkim protest przeciw wojnie w Wietnamie, przestawały być subkulturą, a stawały się zagrożeniem dla konserwatywnej części społeczeństwa. Taki temat aż się prosił o wprowadzenie na scenę...

Kompozytor Galt MacDermot większość piosenek „Hair” napisał w ciągu dwóch tygodni i po wstępnej obróbce musical trafił na scenę. Kształt sztuki ewoluował. Pierwsze wersje sceniczne „Hair” daleko odbiegały od dzisiejszej; były zdecydowanie polityczne, drapieżne i opierały się na wywoływaniu skrajnych emocji nie tylko w widzach, ale i aktorach. Reżyser Tom O\'Horgan korzystał m.in. z technik aktorskich, wypracowanych przez Jerzego Grotowskiego w polskim Teatrze Laboratorium. Dziś problematyka polityczna i odwaga obyczajowa „Hair” schodzą na dalszy plan, musical wciąż jednak urzeka widzów w różnym wieku. Czym? Wojciech Kościelniak, który już po raz drugi realizuje „Hair”, mówi, że ten musical to fascynujący manifest prawa do wolności. A o wolności marzą wszyscy młodzi ludzie, w każdym miejscu i czasie.



Henryka Wach-Malicka
Polska Dziennik Zachodni
22 maja 2010
Spektakle
Hair