Dziewięć na trzy

Z zapartym tchem czekaliśmy na wielkie widowisko, z pięknymi kobietami w tle i charyzmatycznym mężczyzną w roli głównej. Niestety okazało się, że Teatr Muzyczny Capitol nie powtórzył sukcesu „Mistrza i Małgorzaty" i trudno będzie po raz kolejny oczekiwać owacji na stojąco.

„Nine" miało być musicalem nawiązującym do jednego z najgłośniejszych filmów Felliniego, poruszającego problemy bliskie sercu każdemu artyście, czyli braku natchnienia i artystycznej weny. Scena miała wypełnić się kobiecym powabem, tęsknotą i refleksyjnym zamyśleniem, a zamiast tego zaserwowano widzom odcinek opery mydlanej, może trochę bardziej wyszukanej, ale nadal opery mydlanej.

Reżyserka Pia Partum przedstawia nam Giuda Cotiniego, filmowca pozbawionego pomysłu na swój kolejny film. Producenci, operatorzy i aktorzy czekają w gotowości, by stanąć przed kamerami, niestety wciąż brak im scenariusza. Guido, podstarzały amant, nie potrafi sprostać wymaganiom, nie tylko tym zawodowym. Z jednej strony trzyma się kurczowo spódnicy żony - Luizy, która jest dla niego niczym matka wspierająca i wyrozumiała, z drugie strony co noc tęskni za swą kochanką Carlą - uosobieniem męskich marzeń. Ale to nie koniec problemów Guida - nieszczęśnik traci natchnienie bez muzy, którą w tym wypadku jest aktorka Claudia. Otoczony przez kobiety nie potrafi bez nich żyć, a jednocześnie dusi się w świecie pełnym estrogenu.

Kobiety zresztą zdominowały cały spektakl, ponieważ Guido grany przez Błażeja Wójcika, choć wizualnie podobny do Marcella Mastroianniego, nie ma w sobie nic z pociągającego amanta, jest raczej zagubionym chłopcem, przeźroczystym i bezbarwnym. Patrzymy na niego, nie kibicując mu, biernie obserwujemy ciąg następujących po sobie wydarzeń. Większą sympatię wzbudza żona bohatera - Luiza Continii. Justyna Szafran stworzyła rolę pełną cichego cierpienia, stojącą w cieniu męża, swą pasywnością wspierającą jego artystyczne wybryki. Elegancja blondynka wydaje się być najbardziej pełnokrwistą postacią tego spektaklu.

Drugoplanowe postacie pojawiające się na scenie budzą mieszane uczucia. Emose Uhunmwangho wcielająca się w rolę Saraghiny brawurowo odśpiewała kultowe "Be Italian" (i tu ukłony w stronę orkiestry), choć w uszach wciąż dźwięczy filmowy pierwowzór. Krystyna Krotoska, grająca matkę Continiego, snuje się po scenie niczym duch minionej epoki, przypominając synowi o utraconych latach, ale kim jest krytyk filmowy- Stefan Necrophorus (Bartosz Picher) i w jakim celu raz po raz ostentacyjnie przedziera się przez scenę?

"Ninie" ogląda się łatwo, choć momentami nie dość przyjemnie. Capitol z pewnością możliwości techniczne posiada, co zresztą widać w scenie rewii Folies Bergere, niestety obraz jest jak kobiety w tym przedstawieniu - ładne, ale puste. Widz wychodzi z teatru myśląc było minęło, a przecież na deskach Teatru Capitol, na naszych oczach, odegrał się dramat człowieka samotnego.



Karolina Sytniewska
Dziennik Teatralny Wrocław
12 listopada 2014
Spektakle
Nine