Edward Krasiński nieznany
Krakowska wystawa pokazuje nowego Krasińskiego - performera i surrealistę. Za najbardziej lekką, dowcipną, ironiczną sztuką kryje się egzystencjalny dramat.Krasiński to artysta od niebieskiego paska, o tym wie każdy. O znaczeniach nalepienia przez niego niebieskiej taśmy izolacyjnej na ścianach galerii, a także na wykonanych przez niego obrazach i reliefach napisano już masę stron tekstu. Pasek to nieskończoność, pasek to horyzont, pasek to związek sztuki z życiem, pasek to gest oswajania i definiowania przez artystę przestrzeni, pasek to także gest krytyki obrazu, rzeźby, w ogóle tradycyjnej sztuki. Taki spetryfikowany obraz tego artysty funkcjonuje już od dawna w historii sztuki, w książkach, na wystawach. Wydawałoby się, że już nic nowego i ciekawego nie da się na ten temat powiedzieć. A jednak. Krakowska wystawa przygotowana przez Andrzeja Przywarę z warszawskiej fundacji galerii Foksal, który otworzył też niedawno w bloku przy ul. "Solidarności" w Warszawie pracownię zmarłego w 2004 r. artysty, pokazuje nowe aspekty twórczości Krasińskiego. Nowość polega tu na dwóch rzeczach. Po pierwsze, na ukazaniu po raz pierwszy tak wyraźnie surrealistycznego rodowodu sztuki Edwarda Krasińskiego. Po drugie, na odkryciu roli, jaką w jego sztuce odegrała fotografia. Wystawa pokazuje nowego Krasińskiego - performera i surrealistę. Krasiński surrealny Na wystawie po raz pierwszy zostały pokazane i zebrane obrazy z wczesnego okresu twórczości. Krasiński, urodzony w 1925 r. w Łucku, w latach 40. studiował w Krakowie, od 1954 r. mieszkał w Warszawie. Nie był wtedy awangardowym rzeźbiarzem, radykalnym twórcą, którego wykreowało dopiero środowisko galerii Foksal w latach 60. Był trochę malarzem, trochę rysownikiem. Obrazy znajdujące się w warszawskim prywatnym zbiorze Hanny Rechowicz ukazują zupełnie nowego, nieznanego Krasińskiego - malarza surrealistę. W jego obrazach pojawiają się sylwetki nagich kobiet uwikłanych w dziwne zdarzenia. Ciała są pokazywane fragmentarycznie - jakiś akt kobiecy ma np. uciętą rękę - twarze zaś są schematyczne jak u lalek. Słowem, zbliżone jest to do klasycznych ujęć Hans Bellmera czy Rene Magritte'a, w których mamy do czynienia ze skrajnym uprzedmiotowieniem kobiecego aktu. W doborze tematów Krasiński jest bliski temu gatunkowi malarstwa, który uprawiał Kazimierz Mikulski, a także w początkowym okresie swojej twórczości Jerzy Nowosielski. Z tym że jeśli Mikulski stworzył łagodną, bajkową, wykastrowaną z przemocy i transgresji polską wersję "socjalistycznego" surrealizmu, prawdziwemu surrealizmowi bliższy był w swoich sadystycznych, powstających tuż po wojnie rysunkach Nowosielski. Obrazy Krasińskiego są bardziej w klimacie Nowosielskiego niż Mikulskiego. Kobiece ciało bywa w nich zestawione z łańcuchem, klatką, pogrzebaczem. Szczególnie poruszający jest obraz, na którym kobieta zostaje rozebrana do kości. Ciało sprowadzone zostaje do rdzenia kręgowego, zawieszonej na sznurku kręgosłupa miednicy i wrzuconej w pustką klatkę piersiową pojedynczej piersi. Na głowie, która nie ma twarzy, umieszczono prawdziwe kobiece włosy. Z obrazu sterczy wycelowany w kierunku widza drut. Na wystawie można też zobaczyć czarno-białe rysunki, które w latach 50. Krasiński wykonywał dla tygodnika "Kierunki", ilustrując wiersze i prozę polskich autorów. To obrazy i rysunki to niezwykłe odkrycie - wskazują na zupełnie inny, niż dotąd myślano, rodowód rzeźb Krasińskiego. Zarówno słynnego niebieskiego paska, jak i kompozycji, które tworzył bezpośrednio przed nim. Bo Krasiński na początku lat 60. był klasycznym nowoczesnym rzeźbiarzem. Tworzył reliefy, które zawieszał w galeriach, tak że wyglądały, jakby się unosiły w powietrzu. Pokazano je na wystawie. Utrzymana w tonach szarości dykta zestawiona jest w nich z pomalowanym na czerwono cienkim powyginanym drucikiem. Tworzył też rzeźby takie, jak wspaniała "Dzida", która unosi się w górze i zdaje się przekłuwać powietrze. Surrealistyczne, nieznane wcześniej obrazy odsłaniają erotyczny, a nawet sadystyczny rodowód tych kompozycji. Stanowią one abstrakcyjny wniosek wyciągnięty z figuratywnych przedstawień. Dalszą konsekwencją tego myślenia był niebieski pasek. To już wypreparowana z jakiejkolwiek narracji, nawet abstrakcyjnej, linia. Sam kierunek - nieobciążony żadną materią. Krasiński performatywny Drugim odkryciem tej wystawy jest znaczenie i rola fotografii w twórczości Krasińskiego. Zawdzięczamy je temu, że porządkowane jest właśnie i na nowo opisywane przez spadkobierczynię Ankę Ptaszkowską rozległe paryskie archiwum fotograficzne Eustachego Kossakowskiego. Ich współpraca polegała nie tylko na tym, że Kossakowski fotografował rzeźby i instalacje Krasińskiego, ale że dokumentował jego akcje. Na wystawie pokazano np. fantastyczny zespół zdjęć z 1969 r. "J'ai perdu la fin" ("Zgubiłem koniec") ukazujący Krasińskiego zaplątującego się bezradnie w zwoje gumowego kabla. Jak twierdzą badacze, był niebieski, podobnie jak wynaleziony mniej więcej w tym samym czasie jako materiał i narzędzie sztuki scotch. W tej serii widać wyraźnie, że Krasiński świadomie wykonywał to działanie do kamery. Jego sztuka była o wiele bardziej performatywna, niż dotąd uważano. Jej celem nie był obiekt sztuki umieszczony na wystawie w galerii ani nawet zapis fotograficzny. Celem było samo dzianie się, rozegranie jakiejś sceny z udziałem przedmiotu, takiego jak np. kabel, czy później niebieski pasek. Celem było uchwycenie siebie w niepowtarzalnym momencie dokonywania takiego artystycznego aktu. Nie byłoby to możliwe bez twórczego udziału fotografa. Jest także świetna dokumentacja Kossakowskiego z rozlepiania niebieskiego paska. Tu też dochodzi do głosu surrealistyczna mentalność Krasińskiego. Zdjęcia pokazują, że niebieski pasek wędruje po ścianach, drzewach, oknach, drzwiach, obrazach, a szczególnie lubi wędrować po ciele kobiety. Nie musi być to kobieta naga, ważne, że zostaje przez pasek na moment unieruchomiona, "wlepiona" w pejzaż, a pasek, przebiegając najczęściej w okolicach ramion, równiutko obcina jej głowę. W kontekście wcześniejszego surrealistyczno-sadystycznego malarstwa, gdzie kobieta bez głowy lub twarzy nie jest rzadkością, ten gest nabiera niepokojącego sensu. O niezwykłym aspekcie jego osobowości świadczą karteczki z aforyzmami znalezione niedawno w jego pracowni. To nie autoironia, to już autoszyderstwo. Np. taki zapis: "Moje mieszkanie jest jak niepotrzebna, stara, zmięta, pusta rękawiczka porzucona gdzieś na 11. piętrze. Pozostał w niej tylko obcy, odrąbany kciuk". To wstrząsające, że kawałkując kobiece ciało w swoich obrazach i doprowadzając pamięć o tym ciele do skrajnej sublimacji w abstrakcyjnej rzeźbie i konceptualnej twórczości, sam myślał o sobie w ten sposób - surrealistycznie, masochistycznie. Czasem za najbardziej lekką, dowcipną, ironiczną sztuką kryje się człowiek wyposażony w głębię egzystencjalnego, metafizycznego dramatu.
Dorota Jarecka
Gazeta Wyborcza
14 kwietnia 2008