Egzotyka Indii

Klasyczny taniec hinduski jest bardzo ściśle związany z religią. Dawnej tancerze opowiadali ruchem treść świętych mitów i legend Rygwedy - najstarszej z ksiąg Wedy.

Wszystkie gesty zostały skodyfikowane, ich znaczenie jest ustalone. Podobnie zrytualizowane są pozy, które przybierają tancerze. Kalkucka grupa Sapphire Creations Dance Workshop czerpie inspiracje z tradycyjnego tańca hinduskiego (powolna zmiana póz, zatrzymywanie się w określonej pozycji, wyrazista praca rąk), „Positive Lives” próbuje być jednak nowoczesny przez wykorzystanie elementów tańca współczesnego, wizualizacje, a także podjęty temat. Efekt tych działań nie zachwycił niestety gości Konferencji.

Kilka epizodów wyraźnie wyłania się z mglistej struktury spektaklu. Każdy z nich poprzedzony został wizualizacjami, na których widoczni są tancerze na tle plaży, morza, zabytków. Zdjęcia zostały zrobione podczas prób w otwartej przestrzeni – widzimy zatrzymane w kadrze, obserwowane już w trakcie przedstawienia, układy choreograficzne. 

Spektakl rozpoczyna powolne wstawanie klęczącego tancerza i choreografa (Sudarshan Chakorvorty), które przypomina budzenie się do życia. Dwójka pozostałych artystów (Dibyendu Nath i Paramita Saha) wykonuje w tle układ choreograficzny – ich ruchy są zamaszyste, ciała sztywne, pozbawione elastyczności i lekkości. W pewnej chwili tancerze unoszą stojące w tle sceny dzbany z wodą. Dzielą się nią, traktują płyn z niezwykłym pietyzmem i troską. Zlewają ciecz do wspólnego przeciekające dzbana. Woda, o którą tak się troszczyli, zostaje stracona. Widz ma wrażenie, że obserwuje zakończony tragedią rytuał oddania czci najważniejszemu żywiołowi. Kolejne sceny skutecznie rozwiewają to złudzenie. Część druga to układ, wykonywany po dwóch stronach fikcyjnego muru, symbolizowanego trzema tyczkami. Ruchy dwóch tancerzy na początku są lustrzanymi odbiciami, w choreografii brakuje jednak konsekwencji i potencjalnie interesujący efekt zostaje zaprzepaszczony. W następnym fragmencie postacią centralną jest tancerka, zawijana przez towarzyszy w olbrzymią, czerwoną wstęgę. Końcówka spektaklu znów odwołuje się do kultu wody – tym razem tancerze dzielą się nią z publicznością. Na ekranie pojawia się wstążka znana z kampanii przeciwko rozwojowi AIDS oraz napis: „Say yes for life”. 

Wątpię w możliwość znalezienia klucza, pozwalającego na deszyfrację idei spektaklu. Pozostanie dla mnie tajemnicą, w jaki sposób poszczególne sceny ilustrują nadrzędny problem, którym, jak wynika z zapowiedzi w programie, jest AIDS. Równie niejasny jest cel wykorzystania zdjęć członków grupy jako tła przedstawienia.

Styl grupy można określić można jako mieszankę tańca hinduskiego i współczesnego, zasadzającą się na deformacji obydwu. Przyczynkiem do negatywnej oceny przedsięwzięcia są także rzucające się w oczy dysproporcje techniczne między występującymi na scenie tancerzami, bezzasadnie użyte wizualizacje oraz nieudolna reżyseria świateł, które bynajmniej nie wydobywały tancerzy z mroku. Nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę, że taniec współczesny, w naszym rozumieniu, dopiero kiełkuje w Indiach, trudno zachwycać się „Positive Life”. Występ zespołu można określić jako egzotyczny, w żadnym razie jako dobry.



Justyna Czarnota
Gazeta Festiwalowa
9 lipca 2009