Ekoteatr zaprasza
Trwa festiwal "Open City/ Miasto otwarte". Największe zaskoczenie budzi człowiek kopiący wielki rów przy ulicy Żwirki i Wigury.Plac pomiędzy Żwirki i Wigury a Grottgera częściowo ogrodzono, a barakowóz sugeruje, że podjęto jakieś poważne prace ziemne. Tymczasem za ogrodzeniem pracuje tylko Robert Kuśmirowski, który kopie tu okrągły, w kształcie odwróconego stożka dół, zarazem z wykopanej ziemi usypują obok pryzmę również w kształcie stożka.
Wiele komentarzy wywołuje piękna praca Paula Panhuysena z Holandii: na placu za "murkiem kwiatowym" przed kościołem ewangelickim zawiesił on kilkadziesiąt aluminiowych dzwonków. Serca tych kwadratowych dzwonków przymocowano do płaskich delikatnych arkusików folii poruszanych najmniejszymi podmuchami wiatru. Plac dzwoni nonstop i nie jest to wbrew pozorom kakofonia, gdyż artysta wyskalował dźwięki według tak zwanej skali pitagorejskiej. - To strach na wróble - komentują jedni, ale inni próbują sobie tłumaczyć to inaczej: - Będzie pewnie jakiś ślub!
Natomiast na wielkiej ścianie banku przy ul. Wróblewskiego o zmroku pojawia się nagle szybko przelatujący lotniarz; to projekcja obrazów Dominika Lejmana, równie nagle znikających, więc przez wielu nawet niezauważanych.
Tylko delikatne, niewielkie napisy na chodniku podpowiadają, że te różności, to "Open City", części festiwalu zorganizowanego przez Ośrodek Międzykulturowych Inicjatyw Twórczych "Rozdroża", rozpoczęty 25 czerwca - i trwający przez kilka tygodni, tyle bowiem czasu rozmaite obiekty artystyczne egzystować będą w przestrzeni publicznej miasta.
Rozmowa Waldemarem Tatarczukiem
Grzegorz Józefczuk: Pogoda wypowiedziała swoje zdanie i próbowała zmyć artystyczne próby ingerencji w naturę, przede wszystkim zasiewy.
Waldemar Tatarczuk: Nie, ulewa mimo że była okrutna, pozwoliła nam w czwartek otworzyć wystawę, bo o godzinie 18 ten deszcz zmalał i mogliśmy pójść zobaczyć prace. I żadnej pracy nie uszkodziła, tylko jednej nie pozwoliła powstać, to znaczy - rysunkom dywanów na placu Litewskim, bo kredą nie można po mokrym rysować. Myślę, że malowane dywany zaprojektowane przez Nezaket Ekici z Turcji na placu Litewskim powstaną w czwartek. Zaś hyzop zasiany przez Teresę Murak na pasie zielonym dwupasmówki pod zamkiem okazał się wyjątkowo odporny, i po burzy wyglądał jak nietknięty.
Ale tknięta została praca Janusza Bałdygi, wielka szpula ustawiona na deptaku.
- Czy warto mówić o umyślnych zniszczeniach? Ktoś niszczy i jak przeczyta o tym, jeszcze się ucieszy. Praca zostanie naprawiona i będzie eksponowana nadal. Nic się nie stało z "ekoteatrem" Vłodko Kaufmana, czyli rodzajem amfiteatru zbudowanego wokół drzewa, można tam, na plac Wolności w rejonie Koziej przyjść i posiedzieć.
Wszystkie te obiekty są raczej delikatne, wkomponowane w miasto. A nie marzysz może o wielkiej stumetrowej kuli nad Lublinem?
- Te prace nie dominują nad otoczeniem, raczej się w nie wtapiają. Wybrałem artystów, przynajmniej na tę edycje festiwalu, którzy preferują dyskretną obecność.
Na narożniku ratusza znajduje się elektroniczny ekran z napis "kłamstwo" i "prawda" w kilku językach. Dlaczego te słowa i w takim miejscu?
- To jest praca Jarosława Kozłowskiego z cyklu "Figury retoryczne", w których posługuje się on takimi właśnie znakami semantycznymi, zakładając, że ich interpretacja jest otwarta. Artysta nie nadaje ten pracy konkretnego znaczenia, które każdy może stworzyć po swojemu. Więc słowo "kłamstwo" nie ma związku z faktem, że pojawia się ono na ratuszu miejskim. Artyście zależało, aby ekran LED znalazł się na dwóch skrzydłach elewacji schodzącej się pod kątem prostym, a więc po prostu na rogu domu. Ratusz jest jednym z niewielu budynków na deptaku, który ma kąty proste.
Grzegorz Józefczuk
Gazeta Wyborcza Lublin
30 czerwca 2009