Emisja polskości
Telewizja teatru ma nowy kanał, którego inauguracja miała miejsce w bardzo eleganckiej siedzibie komedii w Warszawie – Teatrze Komedia.Hasło „post-telewizji" na warsztat brali już wcześniej artyści tworzący w Centrum Sztuki Współczesnej U-jazdowski, kanał PTV (Performans TV). W tamtym formacie twórcy postanowili wypatroszyć martwą już telewizję, odwrócić rewersem, wypchać na powrót i ożywić jako zombie. Poczucie niepokoju i surrealizmu, które na co dzień powinno towarzyszyć dzisiejszym odbiorcom telewizji, w PTV stanęło w blasku reflektorów.
Wspomniane wyżej hasło kanału PTV, na scenie Teatru Komedia pada wyrażone bez głębszej refleksji, ot, w ramach dygresyjnego dialogu, jako próba nazwania tego, czym będzie przygotowane dla widzów widowisko. Jednak towarzyszące powstaniu PTV sformułowanie odnośnie tego, czy telewizja umiera czy żyjemy w czasach post-telewizji, wydaje mi się istotne w odniesieniu do tego czym w ogóle jest przenoszenie formatu telewizji z ekranu na scenę.
Cztery osobowości występujące w popularnym, satyryczno-politycznym programie „Szkło kontaktowe", miały już okazję przenosić język telewizji na język teatru w reżyserii Eugeniusza Korina w teatrze 6. Piętro. Teraz postanowiły stworzyć własny projekt w składzie Katarzyna Kasia, Grzegorz Markowski, Wojciech Fiedorczuk oraz Michał Kempa.
Spektakl rozpoczyna się od otwarcia klapy umieszczonej między deskami sceny. Z tego miejsca prowadzący/aktorzy wychodzą, by powitać publiczność. Ten ukośnik stawiam nie bez kozery – każdy z artystów ma duże doświadczenie w prowadzeniu programów, żaden nie jest profesjonalnym aktorem, natomiast wszystko, co dzieje się potem, jest graniem telewizji.
Widowisko oferuje widzom właśnie to, co jedenasta muza: program śniadaniowy, informacyjny, relacje reporterskie, teleturniej, debatę polityczną, Koncert Życzeń, formaty typu „Partyjne rewolucje" (analogia do znanej polskiej diwy gastronomii jest nie przypadkowa) czy rozmowy ze specjalnymi gośćmi (znacie Państwo taki film niemiecki – „On wrócił"?). Jednak znaczącą różnicą między tym kanałem, a tradycyjnymi, jest to, że twórcy z tych drugich wyciągają maksimum ich absurdalności. A dzięki temu tym jaskrawiej mogą przedstawić hipokryzję i skrzywienia czwartej władzy, które zasługują na zauważenie i wyśmianie. Wszystko, co tutaj się dzieje, jest hiperbolizowane, odwrócone ogonem i – co bardzo ważne – pozbawione jakiejkolwiek politycznej agitacji czy nawet „mrugnięcia okiem" w którąkolwiek stronę.
Mocą spektaklu jest po prostu charyzma i pomysłowość twórców, do których należy koncepcja, scenariusz oraz wykonanie. Naturalność i subtelność Katarzyny Kasi, słoneczna radość Grzegorza Markowskiego, chroniczne zagubienie Wojciecha Fiedorczuka oraz Michała Kempy tworzą atmosferę, w której widz po prostu czuje, że został zaproszony do wspólnej zabawy.
Przedstawienie zostało zrealizowane pod opieką reżyserską Anety Groszyńskiej i Grzegorza Więckowskiego, przy czym Pan Więckowski odpowiada również za zaprezentowaną, telewizyjną modę. Scenografią, która musiała połączyć w sobie kilka różnych studio, zajął się Mirek Kaczmarek. Muzyka niepoważnej telewizji wyszła spod ucha Jędrzeja Rosy. O wszystko, co na ekranie estrady, zadbały Justyna Sokołowska i Emi Mazurkiewicz. Jako goście specjalni reporterskich relacji pojawili się Sylwester Maciejewski, Marian Opania, Bartosz Młynarski, Piotr Sikora oraz Jan Kasia.
Całość może mieć ambicje do przywrócenia klimatu produkcji takich jak „Za chwilę dalszy ciąg programu". Może, gdyby twórcy postawili na większą niezależność i użycie metafory zamiast tak dosłownych odniesień do istniejącej już telewizyjnej pulpy. Bez obaw, że ktoś czegoś nie załapie skoro podobno wesołość już jest rodzajem odwagi. A i bez przesady, nie trzeba być od razu inteligentnym, wystarczy być mądrym.
Sylwestrowy spektakl był na razie pokazem szkicowym (z angielskiego „sketch show"). Twórcy będą kontynuować pracę nad „Kanałem Polska" i pozostaje tylko trzymać kciuki za zespół, który podejmuje się trudnego zadania jakim jest wystawienie na deskach mądrej komedii.
Odwagi, nic bardziej abstrakcyjnego niż polska rzeczywistość już się nie wydarzy. A jedynie, być może, przy odrobinie szczęścia, następnym razem publiczność zapytana o to czy na sali obecna jest jakaś inteligencja, odpowie ciszą. A Jan Himilsbach z ulgą się uśmiechnie.
Autorką zdjęć jest Marta Ankiersztejn.
Agnieszka Borelowska
Dziennik Teatralny Warszawa
9 stycznia 2023