Eufemizm słowa "miłość"

Ile razy zastanawialiśmy się: to miłość czy pożądanie? A może tylko zwykła "chemia"? W naelektryzowanym namiętnością świecie spotykamy czwórkę bohaterów sztuki Patricka Mabera. Ulegają seksualnym popędom na drodze do poszukiwania tego "czegoś", czego sami nie potrafią nazwać.

Scenografia ograniczona jest do minimum, jednak wszelkie przedmioty znajdujące się na scenie niosą ze sobą znaczenie. Najważniejszy jest podest - miejsce spotkań kochanków i małżonków, ławka i łóżko jednocześnie. Z tyłu stoi lustrzana szafa, jej wnętrze raz kryje mieszkanie, innym razem akwarium lub miejsce dla striptizerki. Odbijają się w niej wykrzywione sylwetki bohaterów oraz widowni. Na białym pasie podłogi, dzielącym scenę na pół, rozłożone są zdjęcia - świadectwo pracy jednej z bohaterek.  

Początek sztuki jest nieco poszarpany, chaotyczny. Krótkie sceny rozdziela muzyka i ciemność, czujemy się jak w kinie. Akcja toczy się szybko, czas płynie błyskawicznie, bohaterowie wchodzą i wychodzą. Można się zastanawiać: co tu się właściwie dzieje? Kolejne sceny to urywki, takie same, jakimi żyją bohaterowie. Nie potrafią złożyć swojego życia w całość, zaspokajają się euforycznymi momentami. Głównym motorem, motywacją wszelkich działań jest lęk: przed samotnością, niezrozumieniem, brakiem zaspokojenia. Bliskość to złudzenie, pułapka, pojęcie mające wydźwięk negatywny.  

Bohaterowie są niczym kawałki puzzli, niestety, każdy z innej układanki. Żadna kombinacja, żaden układ w związku nie jest dobry. W ciągu czterech i pół roku, kiedy to rozgrywa się akcja, następują spotkania, zapoznania, szereg zdrad oraz wymian partnerów. Nawet drobna Alice (Aleksandra Cwen) tworząca związek z Danielem (Krzysztof Wrona), choć najdłużej opiera się pokusom, w końcu przyznaje się do kłamstw. Nie sposób ocenić, kto jest najbardziej pokrzywdzony, a kto najciężej zawinił.  

Intrygującą rolę stworzył Norbert Kaczorowski - kobieciarza, dziwkarza, sukinsyna pragnącego „zaopiekować się kimś”, jak wyznaje Alice w klubie ze striptizem. W kłótni z żoną Anną (Arleta Los-Pławszewska) w agresywny sposób nakłania ją do wyznania wszystkich perwersyjnych grzechów. Choć napastliwy, dostaje to, czego chce - nasyca się opowieścią o zdradzie. Jak widać, szczerość jest możliwa tylko w takich momentach - podczas rozmów o pożądaniu. To, co płytkie, zaspokaja bohaterów od razu, lecz o prawdziwych uczuciach nie potrafią ze sobą rozmawiać.  

W całym tym wyuzdaniu jest miejsce na wrażliwość. Podczas schadzki Anny i Daniela na wernisażu, na ekranie zawieszonym u sufitu pojawia się zdjęcie Alice. Dziewczyna co chwilę zamyka oczy, jakby przeczuwała, co kochankowie o niej mówią, jakby nie chciała się zgodzić na otaczającą rzeczywistość.  

Można śmiało uznać debiut Julii Pawłowskiej za udany. Z każdą sceną czekamy na kolejne zaskoczenie. Z pewnością nie jest to płytka sztuka pokroju telenoweli, gdzie „każdy z każdym i wszędzie”. Chaotyczne sceny przekształcają się, wygładzają, widać zataczające się koło zdrad. Ta sztuka nasyca nie tylko erotyzmem, ale i prawdziwymi emocjami.



Karolina Kaczmar
Dziennik Teatralny Opole
15 czerwca 2009
Spektakle
Bliżej