Fajnego aktora wczoraj widziałem

Fajnego aktora wczoraj widziałem. Obchodzi właśnie jubileusz pięćdziesięciolecia pracy artystycznej i jest jeszcze lepszy, niż się niektórym wydaje. Nazywa się Marian Kociniak

Marian Kociniak przez pięćdziesiąt lat swojej aktorskiej kariery milczał. Zamiast gadania, grał. To typ aktora, który "chowa" się za rolę, za postać, którą ma przedstawić i nie obnosi się ze swoją osobowością, poglądami, tym, co robi w wolnym czasie. Przez pięćdziesiąt lat nie udzielał wywiadów, nie pchał się do telewizyjnych talk-show, nie tańczył na żadnym lodzie. Nie pamiętamy, bo nie znamy, jego wypowiedzi na ważne i nieważne tematy, nie rozpamiętujemy krojów i kolorów marynarek czy krawatów. Za to niemal każda rola, którą zagrał, została zapamiętana. 

Jubileusz pięćdziesięciolecia pracy artystycznej Marian Kociniak będzie obchodził w sobotę, 16 stycznia, na scenie warszawskiego Teatru Na Woli (...) stycznia zaś świętował 74 urodziny). Zagra w spektaklu "Bomba" w reżyserii Macieja Kowalewskiego. Spodziewanych jest wielu gości, m.in. minister kultury i dziedzictwa narodowego oraz prezydent Warszawy, atakże cała rzesza artystycznych przyjaciół aktora. Wieczór zakończy to, co Marian Kociniak niespecjalnie lubi, czyli gala honorująca wielkiego aktora. Jeszcze wcześniej artysta musiał przejść przez to, czego nie lubi jeszcze bardziej - konferencję prasową zdzienikarzami.

Wszystko przez Radom

Na spotkaniu z żurnalistami Marian Kociniak zapowiedział, że wlutym ukaże się książkowy wywiad z nim, autorstwa Remigiusza Grzeli, zatytułowany "Spełniony" oraz obalił w końcu legendę na temat swojego długiego milczenia.

- Prawda była taka, że po premierze filmu "Jak rozpętałem II wojnę światową" zostałem zaproszony bodaj do Radomia. Tam na spotkaniu z publicznością odpowiadałem na pytania: naiwnie, może czasami zbyt naiwnie. Potem ukazała się z tego recenzja. Po przeczytaniu tekstu, który moim zdaniem pozostawiał wiele do życzenia, zdecydowałem się nigdy w życiu nikomu nie udzielić żadnego wywiadu - wyjaśnił aktor.

Po raz kolejny okazało się jednak, że w życiu nigdy nie można mówić nigdy. Z okazji jubileuszu aktor, jak sam przyznał, "gada na okrągło". Ale dodaje, że nie chce się wymądrzać. Przyznał to Remigiusz Grzela, który do swojej książki poprosił Kociniaka o wytypowanie "dekalogu aktora".

- Pan Marian powiedział, że po pierwsze trzeba nauczyć się roli, po drugie: trzeba słuchać publiczności, a resztę polecił mi sam wymyślić zapewniając, że on się pod tym podpisze - powiedział.

Być może jednak milczeniu Kociniaka winien jest nie tylko jeden przypadek radomski, ale cała polska prasa. W gazecie polonijnej powiedział bowiem: "Chodzi głównie o krytykę polską, której moim zdaniem w ogóle nie ma: jest nieobiektywna, koteryjna, coś wrodzaju kółka różańcowego. Z drugiej zaś strony moje milczenie to bunt przeciwko temu, co się pisze. Odrzuca mnie odprasy, od bełkotu, który zalewa polskie brukowce".

Inna prawda o milczeniu Mariana Kociniaka to jego role. Żona aktora, Grażyna Kociniak, twierdzi, iż ten zawsze powtarza, że wszystko, co chce powiedzieć publiczności, można wyczytaćzjego ról. A artystyczny dorobek Mariana Kociniaka jest olbrzymi: to 150 ról teatralnych, 80 ról wTeatrze Telewizji, ponad 300 ról filmowych i obfita współpraca z Polskim Radiem. Jest absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (wcześniej uczył się wtechnikum lotniczym), był uczniem LudwikaSempolińskiego, od 1959 roku prawie bez przerwy występuje w warszawskim Teatrze Ateneum. W teatrze do jego najważniejszych kreacji należą: słynna rola Normana w "Garderobianym" w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego (po tym spektaklu, zachwycony autor sztuki Ron Harwood napisał specjalnie dla Kociniaka kolejną sztukę, "Herbatka u Stalina"), atakże Stanleya w "Śmierci komiwojażera" u Janusza Warmińskiego, rola Beni Krzyka w "Zmierzchu" u Bohdana Korzeniowskiego, Siemiona Podsiekalnikowa w "Samobójcy" Andrzeja Rozhina, rola Piotra Wierchowieńskiego w "Biesach" u Janusza Warmińskiego, rola Lucky\'ego w "Czekając na Godota" u Macieja Prusa.

Jednak największą popularność przyniósł mu występ w roli Franka Dolasa w niezapomnianej komedii Tadeusza Chmielewskiego z 1969 roku - "Jak rozpętałem II wojnę światową".

- To rzeczywiście rola, która przyniosła mi olbrzymią popularność i do dziś film dwa-trzy razy w roku jest powtarzany w telewizji - przyznał aktor. - W dodatku Polonia amerykańska zażyczyła sobie, żeby ten film ubarwić i jest on dziś kolorowy.

Mistrzostwo Franka Dolasa pozostaje do dziś niezaprzeczalne, jednak aktor sam przyznaje, że wolałby być kojarzony przede wszystkim z rolami teatralnymi. Widzowie telewizyjni zaś jednym tchem wymienią też pewnie postać Murgrabiego z "Janosika" Jerzego Passendorfera oraz Marcina Kabata ze spektaklu TVP "Igraszki z diabłem". W kinie Marian Kociniak debiutował w 1960 roku epizodem w "Niewinnych czarodziejach" Andrzeja Wajdy; później grał już prawie wyłącznie role pierwszoplanoweunajważniejszych polskich reżyserów. Fantastyczne kreacje stworzył m.in. w takich filmach, jak: "Chudy i inni", "Dzięcioł", "Trójkąt Bermudzki", "Rififi po sześćdziesiątce", "Pan Tadeusz", "Ostatnia akcja".

Przez lata był podporą radiowego magazynu "60 minut na godzinę", gdzie tworzył parę z Andrzejem Zaorskim (Maniuś z Paramęt Pikczers - "fajny film wczoraj widziałem"), natomiast wykonywana przez niego piosenka "Powtórka z rozrywki" przez wiele lat rozpoczynała program pod tym samym tytułem na antenie Programu III Polskiego Radia. Sprawdził się też jako piosenkarz irewelacyjny wykonawca kabaretowy (m.in. w pierwszym "Kabareciku Olgi Lipińskiej").

Był wielokrotnie nagradzany i honorowany. W 2001 roku otrzymał Krzyż Oficerski za wybitne zasługi w pracy artystycznej. W aktualnym repertuarze stołecznego Teatru Na Woli znajdują się trzy tytuły z udziałem Mariana Kociniaka: wspomniana "Bomba" oraz "Oczy Brigitte Bardot" i "Siostry przytulania".

O swoim aktorstwie mówił tak: "Najważniejsze jest utożsamienie się z postacią. Muszę być głęboko zaangażowany wto, co robię, muszę uwierzyć w przeżycia i reakcje mojego bohatera".

Marian Kociniak jest znacznie wybitniejszym aktorem, niż zapewne funkcjonuje w powszechnej świadomości.

Niejeden Kociniak

Lubianych aktorskich Kociniaków było tak naprawdę dwóch. Marian Kociniak jest bowiem stryjecznym bratem zmarłego przed trzema laty innego Kociniaka aktora, o olbrzymim talencie komicznym i wielkiej sympatii widzów, Jana. Widać bycie szczerze lubianym to u Kociniaków rodzinne.

Współpracownicy Mariana Kociniaka podkreślają, że ma on olbrzymie poczucie humoru i zawsze pozytywne spojrzenie na świat. W każdej sytuacji potrafi też doskonale się skoncentrować przed wyjściem na scenę. W związku z jego rolami, a i sytuacjami prywatnymi, krąży w środowisku aktorskim niemało anegdot. Początek współpracy z Marianem Kociniakiem wspominał kiedyś Jeremi Przybora: "Zosia B., kiedy okazało się, że przez przeoczenie brakuje mi artysty do zagrania ważnej roli w realizowanym słuchowisku, zapytała mnie: - Marian Kociniak byłby dobry? - Co tam dobry - powiedziałem. - Wymarzony byłby. Ale jest niedziela rano, myśli pani, że wypada wyciągać go z łóżka? - Zosia bez słowa wykręciła numer telefonu. - Maniek? Mówi Zośka B. Masz czas? No więc jak śpisz, to znaczy, że masz czas. Wskakuj w gacie i przyjeżdżaj do Przybory. - I Maniek wskoczył i przyjechał".

A gdy powstawała "Ostatnia akcja", jedną ze scen kręcono na Żoliborzu wbarze mlecznym. Dwóch meneli chcących wejść zostało powstrzymanych w drzwiach. Jeden z nich zerknął do środka i skomentował: "O Kociniak. Rozpętuje trzecią wojnę światową". Przygotowując się do innej sceny Marian Kociniak siedział w grupie aktorów i mówił wszystkim jak to, jego zdaniem, powinni grać. Natychmiast pojawił się reżyser, Michał Rogalski, i spytał: "Maniek, co robisz?". A Kociniak, głosem przyłapanego na psotach dziecka wydukał: "reżyseruję... ale już nie będę". Rogalski wspominał jeszcze jedną sytuację: "Pierwszego dnia zdjęciowego na plan podjechała taksówka z Marianem Kociniakiem. Otworzyły się drzwi i wyszedł Maniek. Kompletie pijany. Nogi się pode mną ugięły, bo to ważna scena była. I już chciałem jakoś interweniować, gdy okazało się, że Maniek wygłupiał się i był oczywiście zupełnie trzeźwy".

Andrzej Zaorski opowiadał też inną przygodę już z filmem nie związaną. Wracając z teatru spotkał Mariana Kociniaka w warszawskim Spatifie, nieźle "trafionego". Obaj aktorzy wybrali się jeszcze do innej knajpy i widząc przy wejściu panie podejrzanej konduity, Zaorski powiedział: "Jak nam sie zaczną podobać te panie, to wychodzimy". "Ale Andrzejku, one już mi się podobają" - odpowiedział Kociniak.

A aktorka Izabela Kuna na swoim interneto wymblogu tak opisuje spotkanie po premierze "Bomby": "Tomek Karolak z wdziękiem zagadnął Mariana Kociniaka: "Panie Marianie, musimy się dziś napić". Marian z klasą: "Nie mogę, prowadzę". Karolak z wdziękiem: "Panie Marianie, nie może tak być! Kiedyś będę szedł na Powązkach Aleją Zasłużonych i zobaczę ogromny napis na nagrobku... Marian Kociniak. Aktor. I powiem, piłem z nim".

Bo Marian Kociniak to jest ktoś. Nawet dla dość krytycznych na co dzień internautów, którzy we wszelkich komentarzach pisząo aktorze: "kultowy"!

Doceniony i spełniony

"Role Pana Mariana są emocjonalne. Bo Kociniak jest, jakby to rzec, namiętny"-mówił o Marianie Kociniaku jego mistrz i przyjaciel Gustaw Holoubek. Nazywano go "polskim Belmondo", podkreślano jego umiejętność balansowania między dramatem a śmiesznością. Właściwie nie miał prawdziwie złych recenzji. Nic dziwnego, że wspomniany wywiad-rzeka z aktorem nosi tytuł "Spełniony". Niewielu mamy bowiem w Polsce aktorów, których kariera była tak konsekwentna, stabilna, bez większych "spadków". Co więcej, Marian Kociniak jest znacznie wybitniejszym aktorem, niż zapewne funkcjonuje w powszechnej świadomości (utożsamiany chyba głównie z komedią) Wystarczy przypomnieć sobie jego role, by uzmysłowić sobie ich różnorodność i siłę. Każda jest pełna, w każdej jest więcej, niż można by się było spodziewać, po każdym przedsięwzięciu, w którym brał udział, pozostaje w grupie tych wykonawców, którzy zapadają w pamięć.



Dariusz Pawłowski i
Polska Dziennik Łodzki
21 stycznia 2010