Fałszowanie historii i pornografia

Większość przedstawień, jakie dziś można oglądać na scenach teatralnych w Polsce, jest bardzo do siebie zbliżona zarówno pod względem formy, kształtu inscenizacyjnego (reżyserzy wzajemnie ściągają od siebie pomysły), jak i w warstwie wypowiedzi ideowej i przesłania ukierunkowanego na doraźność i nachalną publicystykę. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia ze sztuką napisaną dzisiaj, czy z utworem klasycznym. Pokazują to 36. Warszawskie Spotkania Teatralne.

Właściwie prawie z każdego spektaklu pokazanego podczas WST wyziera jadowita krytyka Kościoła, środowisk patriotycznych, obecnej władzy, a także niszczenie polskiej pamięci historycznej ("Swarka", "Nasza klasa"). A polska pamięć historyczna, jak wiadomo, jest ściśle związana z polską tożsamością. Destrukcyjnym zjawiskiem jest także niczym nieuzasadnione rewizjonistyczne podejście do naszej klasyki ("Dziadów część III"). Chrześcijańska wizja człowieka w większości prezentowanych spektakli została poddana lewackiej "obróbce" ideologicznej i zastąpiona nietzscheańską wizją człowieka i świata, w której nie ma miejsca dla Boga.

Pochód nihilizmu

Większość pokazanych spektakli wskazuje na niebezpieczne zjawisko, jakim jest brak jakiegokolwiek pozytywnego programu. Sceny teatralne zalewają dziś nurty postmodernistyczne z naczelnym programem nihilistycznym, co ma ogromnie negatywny wpływ na psychikę, zwłaszcza młodzieży. A to w większości młodzież stanowi dziś publiczność teatralną. Program o charakterze nihilistycznym powoduje brak woli i pogrążając człowieka w rozpaczy, odbiera chęć życia. Nie taka jest rola sztuki.

O żadnym ze spektakli tegorocznych WST nie można powiedzieć, aby był otwarty na transcendencję, na wymiar duchowy. Żaden nie podjął tematyki, nawet nie wspomniał o tak ważnym dla nas, Polaków, wydarzeniu, jakim był 1050 lat temu chrzest Polski, o którym można powiedzieć, że m.in. zapoczątkował pewien rodzaj dialogu między wiarą a sztuką. Zamiast tego raczono widzów skandalizującymi scenami porno ("Śmierć i dziewczyna"), prymitywnymi wygłupami, thrillerami ("Car Samozwaniec"), agresją, scenami przemocy ("Rytuał"), wbijaniem do głów widzom, że wszystkiemu złu winien jest Kościół, bo to kler pociąga za wszystkie decyzyjne sznurki ("Plac Bohaterów") itd., itd. Wspólny wszystkim spektaklom mianownik to relatywizacja wartości. Brak oparcia w czymś stałym.

Paszkwil na polskość

Warszawskie Spotkania Teatralne potwierdziły istniejący już od dłuższego czasu mariaż teatru z lewacką ideologią. A oto kilka przykładów. "Dziadów część III" Adama Mickiewicza, przedstawienie Teatru Polskiego we Wrocławiu w reżyserii Michała Zadary, to właściwie komiks, prymitywna wariacja na temat arcydzieła Mickiewicza, upstrzona takimi "atrakcjami" jak oddawanie moczu na scenie przez głównego bohatera Gustawa-Konrada, który jednocześnie mówi najważniejszy monolog w polskiej literaturze, mianowicie Wielką Improwizację. Grający go Bartosz Porczyk, ucharakteryzowany na dzikiego podczłowieka z buszu, i tak właśnie zachowujący się, bełkocze tekst, popijając sowicie alkohol z butelki. Ksiądz Piotr to także jakiś menel, alkoholik raz po raz pociągający z tzw. piersiówki. I nie tylko on. Pije na umór, nie rozstając się z butelką, także Żegota, Tomasz, Sobolewski i reszta patriotycznej młodzieży uwięzionej z rozkazu carskiego namiestnika w klasztorze Bazylianów przerobionym na więzienie. To hańba i bezczelna kpina z naszego narodowego arcydzieła.

A oto inny przykład: "Swarka" w reżyserii Katarzyny Szyngiery. Przedstawienie Teatru Polskiego z Bydgoszczy opowiada o rzezi wołyńskiej dokonanej w 1943 roku na Polakach przez nacjonalistów ukraińskich. Ale ze spektaklu dowiadujemy się, że Polacy sobie zasłużyli na to, by ukraińscy banderowcy obcinali im głowy, wydłubywali oczy, rozcinali brzuchy, żywcem zakopywali do ziemi, a małe polskie dzieci wieszali na drzewach. Bo, jak powiadają bohaterowie tego skandalicznego, fałszującego historię przedstawienia, Polacy też riezali Ukraińców. Ale kto riezał Polaków? Nie wiadomo. Ani słowem nie wspomniano tu o czystce etnicznej na Polakach, czyli ludobójstwie. Nie wspomniano o założonym politycznym i ideologicznym programie mordowania Polaków. Natomiast mówi się tu o niecnych wyczynach Armii Krajowej, która na Lubelszczyźnie jakoby mordowała Ukraińców itd., itd. Koronnym przykładem fałszowania wydarzeń jest też "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka wyreżyserowana przez Litwina Oskarasa Koršunovasa w Teatrze Narodowym w Oslo. Ten jadowity paszkwil oskarżający Polaków o spalenie Żydów w Jedwabnem, oparty na słynnej książce "Sąsiedzi" autorstwa polakożercy Tomasza Grossa, jedzie na zużytej już do cna nucie Polaka jako zażartego antysemity. Chciałoby się zawołać: "Panowie, oprzytomnijcie w końcu!".

Ale największe zainteresowanie wzbudziło słynne już przedstawienie Teatru Polskiego z Wrocławia "Śmierć i dziewczyna" według lewackiej skandalistki Elfriede Jelinek, w reżyserii Eweliny Marciniak na wyścigi już nagradzanej czym tylko można. Takiej reklamy nie miał chyba dotąd żaden ze spektakli. No i opieki z tak wysoka, aż z ław poselskich Nowoczesnej i nie tylko. Tymczasem zasadzające się głównie na scenach pornograficznych (i to ostrych) przedstawienie jest miernotą intelektualną i artystyczną. Bełkotliwe kwestie idące mniej więcej tak: "można być zamordowanym przez inkasenta", "mleko, mąka, cukier, jaja" "czy pani chce stać się fortepianem?". Do tego dochodzą wygłupy jak w niemym kinie, wymioty, tarzanie się po podłodze nagich osobników w pornograficznej scenie zbiorowego seksu z kim popadnie itd., itd. Nuda, dłużyzny, amatorskie granie i nikt nie wie, o co chodzi.



Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
2 maja 2016