Fedra znaczy zapomnienie

Najnowsza premiera Bałtyckiego Teatru Tańca po raz kolejny łączona była z prezentacją innego spektaklu Izadory Weiss, tym razem w duopacku znalazła się jeszcze "Burza", która swoją premierę miała w maju tego roku.

Dla tych, którzy godzinny spektakl na podstawie Szekspira już widzieli, kolejne spotkanie z Mirandą i Prospero okazało się przyjemnym początkiem wieczoru. Miałam wrażenie, że wielu tancerzy "osadziło się" w roli i tańczyli z ogromną swobodą, co z przyjemnością odnotowuję, pozostając jednocześnie przy swoim zdaniu o nadmiarze scen i monotonii. Przyznam również, że to "Burza"zawładnęła wieczorem, a dwudziestopięciominutowa "Fedra" [na zdjęciu] gruntuje przekonanie o tym, że limit świeżych pomysłów głównej choreografki BTT jest na wyczerpaniu.

"Fedra" Racine'a z postawionymi w niej problemami odcina się mocno od powszechnie rozpoznanych i analizowanych kwestii uczuciowych. Kobiecie, której zwyczajowo przypisuje się cnoty, dziejowe role i misje, nie przystoi szargać układów rodzinnych, wchodząc w związek z pasierbem. Na nic jednak normy i zakazy, gdy podświadomość prowadzi kobietę na manowce granic. Fedra zrywa więzy małżeńskie, choć pozostaje przekonana, że ukochany mąż Tezeusz zginął. Potrzeby tytułowej postaci znacznie wykraczają poza szablony spokojnej akceptacji, co oznacza tyle, iż jej miłość do pasierba jest nieszczęśliwa. W ostateczności uczucie zamienia sie w przekleństwo, doprowadzając do śmierci oboje bohaterów. Mimo iż Racine przypisywał Fedrze cechy kobiety szlachetnej, lecz pozbawionej boskiej opieki, to przecież do dramatu rodzinnego doprowadza rozbudzona zmysłowość żony Tezeusza.

Izadora Weiss, wykorzystując zarówno w "Burzy", jak i "Fedrze" symfonie Gustawa Mahlera, poddaje się demonstracyjnemu pięknu kompozycji, wytracając energię wiodących postaci. Szczególnie w premierowym spektaklu wynika to zapewne z krótkiego czasu scenicznego, a psychologia postaci sprowadza się do prostych ogólników, choć przecież widz chciałby poznać motywy zachowań. Nie tak łatwo wytłumaczyć demoniczne skłonności Fedry wobec pasierba, bo przecież wokół na wyciągnięcie ręki miala również innych mężczyzn. W spektaklu czytelnie, został pokazany przypadkowy, skonsumowany nerwowo związek z Teramenesem. Fedra dyrektorki BTT wydaje się być zachłanną rozrywki i uciech znudzoną kobietą, pozbawioną celu, która nie obawia się konsekwencji czynów.

Beta Giza, znakomita tancerka, jako Fedra nie przekonała mnie niestety. W pięknie domyślanym, widowiskowym dywanie z płatków róż, poruszała się niemal jak w klatce, zabrakło tego, co tę tancerkę charakteryzuje - wzniosłej lekkości. W "Burzy" Giza występuje tylko przez chwilę, ale scena wówczas należy wyłącznie do niej. Po raz kolejny Beniamin Citkowski umiał przyciągnąć uwagę widza, widać pracę nad wyrazistością jego ról. Bardzo udaną kreację zaprezentowała Julia Sanz Fernandez jako Enona, piastunka Fedry. Dopracowała poszczególne sekwencje ruchów, starając się wpisać swoją postać w stylistykę niemal błazeńską, z elementami chorobliwej nadekspresji. Tura Gomez Cool, jako ukochana Hipolita, stosowna jemu wiekiem i wrażliwością, nie uwiodła tak mocno jak w roli Ariela w "Burzy". Być może w kontraście z Fedrą, posiadającą zewnętrznie wiele atrybutów kobiecości, straciła od samego początku przywilej równorzędnej walki o serce syna Tezeusza.

Na uwagę zasługuje żywy obraz, jaki budowany był przez chór tancerzy. Zapowiadają zdarzenia i towarzyszą bohaterom, jak również posiadają sprawczość woli przeznaczenia. Krwiste kostiumy Demos podkreślają żywotność tej siły, co koresponduje z czerwienią płatków rozypanych na scenie.

Izadora Weiss konsekwentnie prowadzi Bałtycki Teatr Tańca, pokazując projesjonalizm w każdym calu. Wytrwale urządza castingi, by dobrać coraz to nowych, znakomitych tancerzy, którzy prezentują się pięknie podczas wszystkich spektakli. Jest dojrzałość i ciężka praca, lecz czasem zwyczajnie brakuje pomysłów.



Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
16 listopada 2015
Spektakle
Fedra Burza