Feministycznie - dzień 3

Trzeci dzień festiwalu to mocny akcent kobiecy. Przekazy medialne kreują nam obraz macierzyństwa jako niezwykle szczęśliwego i pełnego miłości okresu w życiu. Kolektyw Banachowicz Rybarczyk skutecznie walczy z tym stereotypem w spektaklu „Łoo! Matko" w reż. Barbary Prądzyńskiej, który powstał dzięki wsparciu Centrum Kultury Zamek w Poznaniu we współpracy z Fundacją Art. Of Mind.

Zaczyna się bardzo niewinnie. Dwie kobiety (Magdalena Banachowicz, Kinga Rybarczyk) w kostiumach i makijażu rodem z filmu „Barbie" (reż. Greta Gerwig, 2023) zorganizowały (obydwie równocześnie) imprezę z okazji bycia w ciąży. Kinder show przeradza się w nieco absurdalną rywalizację. Przez chwilę można odnieść wrażenie, że patrzymy nie na dwie dorosłe kobiety, ale na dwie małe, nieco rozpieszczone dziewczynki w wieku przedszkolnym. Ta scena ma charakter jakiejś dziwnej rywalizacji, którą kreują media – mamy tu do czynienia z show, które niby rozbawia, ale na które patrzy się też ze zdziwieniem/ zażenowaniem.

Ale tak w ogóle zanim rozpoczną się działania stricte teatralne, scena zasłonięta jest przez ekran. Na nim oglądamy na początek kilka reklam różnych produktów, które mogą przydać się matkom. Reklamy wideo (w których występuje Maja Karmińska) opowiadają jednak o produktach fikcyjnych, ale wpisują się w tworzenie obrazu „idealnego macierzyństwa", w którym wszystko jest stworzone dla mam.

Na Dużej Scenie rzeszowskiego teatru rekwizytów jest niewiele. Po dwóch stronach, przy kulisach, stoją wieszaki z kostiumami na zmianę. Podczas show na środku stoi wielki, plastikowy tort, oprócz niego na scenie pojawią się piłki, balony, szafki na kółkach. Jednak część radosna kończy się dosyć szybko. Płynnie przechodzimy do rzeczy ponurych, które nie pojawiają się na co dzień w przekazach medialnych.

Poród (pokazany w długiej, symbolicznej scenie z sugestywną muzyką – autorem muzyki w spektaklu Hubert Wińczyk) plastycznie zalewa scenę czerwonym światłem, na twarzach aktorek oglądamy cierpienie. Nie wydają z siebie żadnego głosu, ale całe ich ciało wstrząsane jest niemym bólem.

Potem obydwie z nich zamknięte są w „Trójkącie Bermudzkim", który wyznacza czerwony sznurek. Tak jakby pępowina, która łączyła je z dzieckiem w brzuchu, teraz oddzielała je od świata. Zostają zamknięte w matni przemęczenia, dziecięcego płaczu, zmian pieluch i rosnącej sterty prania. Zamiast snuć euforyczną, baśniową opowieść o „cudzie narodzin" i pokazywać filmiki uśmiechniętych bobasów – artystki idą pod prąd i podają statystyki depresji poporodowej oraz definiują, co to w ogóle jest.

Ostatecznie w pięknej (choć ironicznej), stylizowanej na ludowo pieśni, po zmianie kostiumów (kostiumy: Idalia Mantas) i w zdecydowanie jaśniejszym świetle (reżyseria świateł: Rafał Smyk) przynoszą jednak swego rodzaju radość. Jeśli nieformalnie dzielić ten spektakl, to ostatnia część z figurą Pramatki (scenografia: Norbert Ogoniak) i jej „kapłanek" można odebrać jako wizualno-muzyczne połączenie szalonych postaci Matek Boskich z „Kory. Boskiej" (w reż. Katarzyny Chlebny) Teatru Nowego Proxima w Krakowie oraz klimatu spektaklu „Do DNA" (w reż. Ewy Kaim) Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Padają tu mocne słowa, forma nie kamufluje treści, ale ją uwypukla. Prowadzi to jednak do wyciszenia i pokazania fragmentów wywiadów, w których kobiety mówią, że dzięki pojawieniu się dziecka zyskały głównie bezinteresowną miłość.

W samej formie to widowisko teatralne jest natomiast o wiele bardziej zbliżone do performensu niż klasycznego spektaklu. W wymowie natomiast „Łoo! Matko!" jest radykalne: twórczynie specjalnie zwracają uwagę na zdrowie psychiczne kobiet, które są i tych, które zamierzają zostać matkami. Poruszają temat traumy poporodowej, a także aborcji. Przede wszystkim jednak – mówią o kwestii prawa do prawdy na temat psychofizycznego kosztu posiadania dziecka.

W całej tej opowieści zabrakło mi tylko głosu męskiego i obecności mężczyzn, którzy też przecież nie są całkiem oderwani od całej sytuacji i również przeżywają fakt pojawienia się dziecka na świecie. Mimo wszystko pokazanie mężczyzny jako kogoś, kto nie potrafi poradzić sobie z płaczącym dzieckiem jest (moim zdaniem) krzywdzące, ponieważ znam ojców, którzy naprawdę przeżywali (wiadomo – w inny sposób) sytuację macierzyństwa i starali sobie z nim radzić podobnie jak świeżo upieczone matki. Oczywiście: „Łoo! Matko!" w reż. Barbary Prądzyńskiej skupia się na kobietach i przez kobiety zostało z wymyślone. Porusza wiele ważnych kwestii, na pewno może w pewien sposób pomóc kobietom, które przez to przeszły. Przygotować na to, co się wydarzy te, które są lub dopiero chcą zajść w ciążę. Głos kobiecy niezwykle w dzisiejszej rzeczywistości istotny. Mogący zainspirować do rozmowy z najbliższymi na temat ich przeżyć oraz podzielenia się swoimi. Kolektyw Banachowicz Rybarczyk stworzył widowisko ważne i autentyczne, ponieważ wywiedzione z indywidualnych przeżyć artystek, o czym opowiadały w rozmowie po spektaklu z Katarzyną Knychalską.

Każdy dzień OFF Rzeszów przynosi zaskoczenie i ciekawą odsłonę teatru niezależnego. Już nie mogę się doczekać kolejnych festiwalowych dni!



Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
18 września 2024