Fonograficzne spotkania z pornograficznym zabarwieniem

Czarny Kot Rudy zaprasza nas na muzyczne przedstawienie "Pornograf", poświęcone twórczości legendarnego francuskiego artysty Georgesa Brassensa. Jego piosenki zadziwiają humorem, nazywaniem rzeczy po imieniu, poruszaniem tematów tabu i przede wszystkim umiejętnością rozbawienia słuchaczy do łez.

Sobota, godzina 21.30, małe pomieszczenie przypominające bardziej salę restauracyjną niż teatralną, na każdym stoliku lampka wina i zapalona świeca. Z trudem przepycham się na swoje miejsce. Choć przedstawienie ma zacząć się za pół godziny, widownia już stawiła się w komplecie.

Siadam przy dwójce młodych ludzi. I mija moje złudzenie o pozostaniu anonimowym, wtopionym w tłum widzem. Szybka wymiana imion i rozmowa z sąsiadami. Który raz na „Pornografie”- pytają. - Jak to który? No… pierwszy. Widzę, że ich zdziwienie moją odpowiedzią jest współmierne z moim spowodowanym ich pytaniem. Czuję się w obowiązku zapytać: - A wy który? Tu cisza, szybka wymiana uśmiechów - Dwudziesty. Dwudziesty?- pytam z niedowierzaniem. Wtedy dowiaduję się, że „Pornograf” to nie tylko godzinne przedstawienie, ale i zabawa do rana w towarzystwie występujących aktorów. 

Gaśnie światło, na scenie pojawia się prowadzący. Opowiada o twórczości Georgesa Brassensa, którego piosenki, anegdoty, opowiadania za chwilę usłyszymy w wykonaniu aktorów Teatru Polskiego. Jego teksty dotyczyły spraw życia codziennego opisywanego tak w sposób nostalgiczny jak i humorystyczny, przesiąknięty erotyką. Autor już za życia słynął z umiejętności nazywania rzeczy po imieniu, wyśmiewania się z ludzkich ułomności.

Na podziw zasługuje, świetnie współgrająca z tekstem piosenek, choreografia Janusza Józefowicza i mistrzowskie wykonanie aktorów. Bez ich mimiki i gestów słowa nie śmieszyły by tak publiczności. W sztuce wiele jest wulgaryzmów, które do łez bawią publiczność. Kolejne utwory skomponowane są w sposób luźny, nie połączony tematycznie. Po kilku piosenkach na scenę wychodzi prowadzący, by opowiedzieć epizody z życia autora, przytoczyć niektóre z jego złotych myśli. Sztuka nie rozśmieszyła mnie tak, jak moich sąsiadów ze stolika. Być może nie potrafiłam odpowiednio przesiąknąć aurą miejsca, a może mam inny typ poczucia humoru. Jedno jest pewne - trzeba przedstawienie zobaczyć, by zrozumieć widzów powracających doń z tygodnia na tydzień.



Katarzyna Meger
Dziennik Teatralny Szczecin
13 maja 2009