Gdy wiersze stają się pamiętnikiem

Nie jest to oczywiście odkrywcze stwierdzenie, że poezja czy proza jawi się jako swoisty pamiętnik przeżyć i uczuć. Nawet te najbardziej wymyślone opowiadania często mają swoje korzenie sięgające codziennej krzątaniny oraz prozy życia. Czy to z powodu ucieczki przed traumatycznymi wydarzeniami, czy wprost przeciwnie – z powodu zachowania pewnych ważnych momentów – są one zapisywane w takiej lub innej formie. Jednak z bezpośrednim połączeniem poezji i pamiętnika spotykam się pierwszy raz. I takie połączenie bardzo mi odpowiada .

Małgorzata Szepelak zaprasza nas do swojego świata, ulotnego, nieco melancholijnego, stojącego na rozdrożu po podjęciu ważnej życiowej decyzji. Trzyma jej się twardo, choć nie jest pozbawiona wątpliwości. Mówi o tym zarówno w wierszach, jak i w swoim dzienniku. Oba te elementy są ciekawie stworzone. Przenikają się nawzajem i grają jedną muzykę. A co najważniejsze, pozwalają popłynąć w świat autorki.

W Kufrze... jest wiele emocji, zapachów i obrazów, a także jakże ważnej codzienności. Gdzieniegdzie w trudniejszych momentach dnia, nocy, miesiąca pojawia się ta nieznośna obawa prześlizgiwania się po życiu. „Rwą mi się myśli skołtunione / Skundlone / z powagi nadmiernej wyzute... / dlatego moje oczy przemykają po powierzchni życia / mimochodem". Jakby życie było jednak przypadkiem. A czyż nie jest to po prostu splot zbiegów okoliczności i naszych zamierzeń, które czasem wychodzą, a czasem nie?

Małgorzata Szepelak gdzieniegdzie bawi się słowem. Jednak te zabawy mają zazwyczaj swój poważny wydźwięk. Jak w wierszu ***Wodospad cienkich żyłek pełnym niepewności i bezpowrotności. „Z kusą kosą niepodobną do niczego / Tylko brzegi-śniegi budzą się na nowo / Tylko przebi-śniegi rodzą się na nowo / Cała reszta wszechświata obumiera jak bez-powrotnie / Wyświechtana do góry nogami bezpowrotność". Nagromadzenie tylu znaczeń w jednym wierszu mogłoby przytłoczyć, jeśli byłoby nieumiejętnie wykonane. Tutaj na szczęście jest inaczej. Tutaj każde słowo ma swoje miejsce, a to z kolei sprawia, że chce się do niego wracać, by na powrót go odkrywać.

Nawet gdy autorka pisze o codzienności, robi to w sposób zapadający w pamięć. Wydaje się, że to tutaj najmocniej przenika się dzień z nocą, poezja z dziennikiem. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę lutową porę roku, gdy: „Szczerzy złowieszczo kły / Zastałe światła latarni miejskich / Szum miasta zszedł pod beton / Noc zapada i / wchłania kolejne upływające minuty...". A potem trzeba wstać. „Niedługo rozpocznie się jazgot / Kobiecych szpilek na klatkach / I zepsutych wycieraczek samochodowych / a nocne chochliki / Wrócą na swoje miejsca".

Małgorzata Szepelak sporo miejsca w wierszach poświęca swojej ówczesnej pracy i jej obiektom – ludziom, a przede wszystkim kwiatom. Widać, jak wielkim darzy je szacunkiem i jak ciekawie potrafi zbudować wokół nich to, co na pierwszy rzut oka jest niedostrzegalne, na przykład to, co dzieje się z ciętymi różami. Równie ciekawie potrafi przyporządkować to do ludzkiej perspektywy. „Ogołocone z kolców niczym wyrzutów sumienia / W małym zagraconym pokoju / Piękne świeże ale tak bardzo samotne / Skazane na miłosierdzie kurzu..." Ile razy skazywaliśmy te piękne kwiaty na taki los?

Wspominając jeszcze o dzienniku, warto dodać, że jest idealnym uzupełnieniem wierszy. Autorka posługuje się tu lekkim, poetyckim językiem, a wątki w nim zawarte nie są ani za długie, ani zbyt przytłaczające względem wierszy. Stanowią ciekawy element, który wzbogaca całość.

Kufer cedru pełen Małgorzaty Szepelak to ciekawy tom. Znajduje się w nim sporo odniesień do codzienności, kwiatów i melancholii. Na szczęście na końcu zawsze jest dom, w którym „Towarzystwa dotrzymują mi żółte goździki / i przycupnięty u stóp kot, i on dba o to, / by ukoić me rozbiegane, spłoszone myśli..." .



Bartosz Konopnicki
Dziennik Teatralny Kraków
12 września 2022