Gdyby Pina to widziała, to by padła

Miloš Forman szedł kiedyś na spektakl o artyście z duszą na ramieniu, mocno zesrany, że czeka go painful evening, i ja to rozumiem, bo jest 80% szansy, że to będzie straszna kaka. Jemu się wtedy trafił Amadeusz i resztę historii znacie, a mnie spotkał spektakl Tomaszewskiego.

Dzieło jest o Pinie Bausch, tancerce z RFN-u, tej samej, co w filmie Wendersa. Dowiadujemy się, że lubiła palić i zajarała się na śmierć. Dla nielubiących teatru podano to info już w tytule, natomiast wizualnie, jako pety lecące z nieba - dla niemówiących po polsku.

Nie znoszę teatru Tomaszewskiego za tę jego ujutność, za humor dla ludzi bez poczucia humoru, za kicz będący tylko kiczem. To po co o nim piszę? Po to, że Państwo nie musicie go nie lubić, oraz jest tam jedna perła: Filip Perkowski śpiewający Nothing Compares 2 U w choreografii "turlająca się parówka", nie mylić z "parówa"!

Spektakl ma jeden temat: palenie, i wszystko, co z tego wynika: tańczenie po paleniu, umieranie po paleniu To prawda, mało znam artystów "przysięgłych od fajki", chyba głównie Klata. Artystę poznasz po tym, co robola: jara i przeklina. Ale to ich sprawa, ich brak bezpieczeństwa i higieny pracy. Dym z papierosa dobrze wygląda na scenie, jednak tyle już razy dobrze wyglądał, że ja już nie mogę.

Pina Bausch by tego nie przeżyła, ale tak tylko mówię, bo się tego nie da sprawdzić. Chciałbym za to z tego miejsca zapytać Dariusza Kosińskiego, recenzenta "Tygodnika Powszechnego", czy już to widział i jak się czuje, bo o nim też mówią.



Maciej Stroiński
Przekrój
26 września 2017