Gdyby takich momentów było więcej...
W rozmowie z Krzysztofem Miklaszewskim, pochodzącej z książki "Między śmietnikiem a wiecznością", Tadeusz Kantor mówił: "(...) w Umarłej klasie jest straszliwie banalny, grany przed wojną po wszystkich kawiarniach, kabaretach i dancingach Walc Francois. W Polsce, Austrii, Niemczech, we Francji, we Włoszech wszyscy go znali. (...) użyłem tylko pierwszych jego taktów (...). I słowa do tego walca są równie ważne: "Gdyby jeszcze raz / wrócił tamten czas".Przecież wszystkie nasze babki i nasze matki mojej generacji, kiedy słyszały ten walc, to płakały. Gdyby jeszcze raz – to uproszczony sens całej „Umarłej klasy”. Gdyby jeszcze raz wrócić do swojej młodości – to jest jej sens. I to nie jest ilustracja. To działa na aktorów”. Wspomniana melodia pojawia się także w „Kołysance” Teatru A Part.
Marcin Herich przypomina nam, że kiedyś nadejdzie czas, gdy nie będziemy potrafili samodzielnie ubrać butów, dojść do toalety, a zjedzenie kromki chleba będzie stanowić niewyobrażalny wysiłek. Niestety, w spektaklu każdy ruch starej kobiety (Maria Katarzyna Gliwa) jest zbyt wystudiowany, bym móc się naprawdę przejąć dramatem bohaterki. Sytuacje trzymania drżącą dłonią szklanki herbaty (słychać łyżkę, dzwoniącą o ściankę naczynia) czy rozsypywania cukru ewidentnie były już wielokrotnie ćwiczone. Nikt z niepokojem nie śledzi kolejnych gestów aktorki, obawiając się, że za chwilę coś jej się stanie. Z niczyjej piersi nie wydobywa się głośne westchnienie, gdy upada razem z chodzikiem, nikt też nie wstaje, by jej pomóc. W „Kołysance” znakomite pomysły (gest wcierania w wargi szminki, pochodzącej z ust maski) sąsiadują z mało odkrywczymi (zdmuchnięcie palących się świeczek, oznaczające śmierć bohaterki).
Sama Maria Katarzyna Gliwa ma kilka świetnych momentów – gdy z miną triumfu udaje jej się w końcu posłodzić herbatę albo kiedy próbuje – niemal fizycznie – zatrzymać cichnącą melodię. Ciekawie robi się, gdy punkt ciężkości zostaje przeniesiony z celebrowania niedołężnych ruchów na autentycznie poruszające sceny. Wykonująca pieśń „Querer” bohaterka, która kiedyś pewnie śpiewała ją nie raz bez najmniejszego wysiłku, teraz nie potrafi jej dokończyć z powodu kaszlu. Płacze. Parzy herbatę w dwóch szklankach, siada obok pustego krzesła i rozmawia z kimś, kto być może już nie żyje, a możliwe, że w ogóle nie istniał. Gdyby takich momentów w „Kołysance” było więcej…
Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
23 czerwca 2009