Gdzie ci bogowie?

"Zmierzch bogów" miał być wydarzeniem sezonu. W tym celu z Warszawy ściągnięto trójkę uznanych aktorów. I chociaż spektakl zawiera kilka bardzo udanych scen, to daleko mu do filmowego pierwowzoru.

Spektakl Teatru Wybrzeże został oparty na nominowanym do Oscara scenariuszu Luchino Viscontiego, Enrico Medioli i Nicola Badalucco pt. "Zmierzch bogów" (1969). Ten scenariusz posłużył Luchino Viscontiemu do stworzenia mrocznego filmu o nazizmie w jego wczesnym stadium. Skondensowane zło tego systemu Visconti ukazał na przykładzie niemieckiej rodziny von Essenbecków - właścicieli stalowni, która dla nazistów ma wielką wartość, jako fabryka sprzętu wojskowego. 

Nestor rodu von Essenbecków, Joachim (Władysław Kowalski), ogłasza podczas swoich urodzin zmianę we władzach stalowni. By nie narażać fabryki na "niechęć" rosnących w siłę nazistów, decyduje się odebrać funkcję wiceprezesa antynazistowskiemu Herbertowi (Cezary Rybiński) i powierzyć to stanowisko sprzyjającemu Hitlerowi Konstantinowi (Krzysztof Matuszewski). Jednak córka Joachima Sophie (Ewa Dałkowska) i jej kochanek Friederich (Mariusz Bonaszewski) w niezwykłej "zmianie warty" upatrują własną szansę. W realizacji planów pomaga im kuzyn Aschenbach (Grzegorz Falkowski). Wkrótce nakręcona zostaje prawdziwa spirala intryg, która doprowadzi do zagłady. 

Tragedia rodu von Essenbeck odbywa się w zaskakującej scenerii (świetna scenografia Barbary Hanickiej). Na pierwszym planie podstawowym rekwizytem pozostaje długi stół, za którym zasiadają bohaterowie, a zgłębi sceny wyrastają dwie wielkie betonowe ściany imitujące walący się Mur Berliński. Ten znak ostatecznego triumfu wolności nad zniewoleniem reżyser skontrastował z prezentowaną historią, umiejscowioną podobnie jak u Viscontiego w latach 30. XX wieku. 

Twórcy gdańskiego przedstawienia (reż. Grzegorz Wiśniewski, dramaturg Jakub Roszkowski wpletli w opowieść fragmenty "Makbeta" Williama Szekspira. Wątek Szekspirowski rozpoczyna spektakl, gdy trzej oficerowie SS, niczym czarownice w "Makbecie", zapowiadają karierę Friedericha zwracając się do niego słowami słynnej tragedii Szekspira. Po śmierci Joachima wątek Friedericha-Makbeta i Sophie-Lady Makbet z dosłownego cytatu ewoluuje w kierunku wyszukanej metafory. 

Grzegorz Wiśniewski pozostał wierny większości filmowych wątków. W swojej adaptacji scenariusza dokonał jednak wielu skrótów, zachowując przy tym wszystkie postaci, przez co część z nich nakreślona jest pobieżnie (Gunther), a niektóre wątki nie mają rozwiązania - niejasne są motywy kolejnych zbrodni, których wyjaśnienia szukać należy w półsłówkach, czy pojedynczych gestach. 

Bardzo dużemu uproszczeniu uległa najistotniejsza kwestia filmu Viscontiego - wątek nazizmu. Nowa doktryna polityczna jest jak narkotyk, który najmłodszy z rodu von Essenbeck Martin (Piotr Domalewski) wstrzykuje sobie strzykawką. U Viscontiego Martin stale jest indoktrynowany przez nazistów, faszystowskim pozdrowieniem żegna zmarłą matkę w ostatniej scenie filmu. Wiśniewski proponuje jedynie emblemat, jakim jest faszystowska flaga ze swastyką, jednak jego spektakl pozostaje dramatem rodzinnym z nazizmem w tle. 

Siłą spektaklu jest dobra gra aktorów drugiego planu. Herbert Rybińskiego, Elisabeth Jankowskiej, czy Konstantin Matuszewskiego to udane, ciekawe kreacje. Nieźle radzi sobie Piotr Domalewski, który zmierzyć się musiał z piekielnie trudną rolą Martina, brawurowo wykonywaną u Viscontiego przez Helmuta Bergera. Zawodzą za to aktorzy pierwszoplanowi - zarówno Ewa Dałkowska (Sophie), jak i Mariusz Bonaszewski (Friederich) są zgaszeni, wycofani, nieobecni, choć trzeba przyznać, że ich okrojone role nie dają zbyt wielu szans na stworzenie pełnokrwistych kreacji. 

Spektaklowi Teatru Wybrzeże brakuje konsekwencji. Reżyser zbyt łatwo porzuca jeden trop, by chwycić się kolejnego, przez co przedstawienie traci rytm i płynność. Mroczny klimat co raz gdzieś się ulatnia, a monumentalne w zamierzeniu misterium wszechobecnego zła staje się mniej ważnym, bo prywatnym koszmarem rodziny von Essenbeck. Nazizm stanowi zaledwie efektowną dekorację spektaklu, który mógł okazać się prawdziwym wydarzeniem kończącego się sezonu. A tak "Zmierzch bogów" pozostaje wiernym pierwowzorowi zapisem pewnej rodzinnej walki o władzę.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
1 września 2009
Spektakle
Zmierzch bogów