Gdzie się podział długi nos Pinokia
Mocny głos scenicznego pajacyka porywa widzów najnowszej premiery Rampy.- Czy te piosenki na pewno są nowe? - spytała mnie nastoletnia córka po przesłuchaniu płyty dołączonej do programu "Pinokio, czyli świerszczowe opowieści". Otóż to. Z premierą teatru Rampa jest kłopot. Trudno oceniać jąjako nowość, ale też działa to bardziej na korzyść niż na niekorzyść przedstawienia inspirowanego książką Collodiego.
Dziesięć lat temu w teatrze Syrena pojawił się spektakl "Pinokio, czyli muzyczna opowieść o dobrym wychowaniu". Adaptatorem i reżyserem był, jak przy najnowszej wersji, Cezary Domagała. Za stronę muzyczną odpowiadał Tomasz Bajerski. Z tamtej inscenizacji zapamiętałyśmy z córką min. piosenkę marionetek: "Całe życie zawieszani na sznurkach cieniutkich/Czyimś ruchem poruszani dla uciech malutkich..." i mocno pouczający ton całości.
W nowej adaptacji pojawiły się piosenki z dawnego spektaklu. Niektóre, jakby na siłę, doczepione do nowego konceptu, na przykład ta o dobrym wychowaniu, w trudnym dziś do przełknięcia stylu a la Jachowicz (autor "Chorego kotka"). Adaptator starał się zdynamizować dawne pomysły, poprzestawiał część scen i rozbroił przyciężkawy dydaktyzm dowcipnymi grepsami.
Choreograf nadał opowieści dobre tempo, a filigranowej Dorocie Osińskiej (Pinokio z zaskakująco mocnym głosem) udało się przemycić jazzująco-swingującą interpretację dawnych piosenek. Powstał porządnie zrealizowany familijny spektakl, budzący jednak pewne wątpliwości.
- Dlaczego nos Pinokia nie rósł? - rzuciła po opadnięciu kurtyny, świetnie bawiąca się podczas przedstawienia, 8-letnia Agnieszka.
Jolanta Gajda-Zadworna
Zycie Warszawy
10 lutego 2009