Gdzie się podziała siła braci?
Przygotowując teatralną interpretację "Braci Karamazow", szef lubelskiego Teatru Provisorium, Janusz Opryński, potraktował arcydzieło Dostojewskiego z szacunkiem należnym najwybitniejszym osiągnięciom literatury światowej. Zachował intelektualną głębię powieści, pieczołowicie zrekonstruował jej zawiłą fabułę. Wykonując tę rzetelną pracę, pozbawił jednak "Braci Karamazow" ich siły wyrazuW swoim najnowszym spektaklu Opryński najwyraźniej nie chce dokonać żadnej rewolucji. Uważnie śledzi meandry myśli Dostojewskiego, przedstawiając je na scenie poprzez wierne odtworzenie najważniejszych monologów i dialogów powieści. Posługuje się oszczędnymi i tradycyjnymi środkami; w jego spektaklu najistotniejsi są aktorzy, mający do dyspozycji skromny zestaw rekwizytów umieszczonych w surowej scenografii. To teatr, który wierzy w swoją samowystarczalność i nie chce czerpać z dokonań innych sztuk.
W tym wszystkim Opryński zdaje się jednak zapominać, że nie ma do czynienia z tekstem dramatycznym, ale z powieścią. O ile zaś rezygnacja z pretensji do zrewolucjonizowania treści jest w przypadku konfrontacji z tak klasycznym, a zarazem wciąż aktualnym, dziełem uzasadniona, o tyle pewne formalne innowacje są konieczne dla przełożenia języka powieści na język dramatu. Oczywiście, znajdziemy w „Braciach Karamazow” fragmenty o niezwykłym scenicznym potencjale. Żywe, dynamiczne dialogi, takie jak dyskusja Iwana, Aloszy i Karamazowa-ojca przy koniaczku oraz rozmowy Aloszy i Dymitra z Gruszą, są stworzone do teatralnej interpretacji, one też stanowią najlepsze momenty spektaklu.
Monologi, które przecież pełnią w powieści tak istotną rolę, przedstawiają jednak większe wyzwanie dla dramaturga. Być może przesądza o tym ich kameralny, niemal intymny charakter; przemowy bohaterów „Braci Karamazow” zwykle mają bowiem naturę zwierzenia przeznaczonego dla uszu konkretnej postaci i, jeśli przyjąć zaproponowaną przez Michaiła Bachtina tezę o dialogiczności powieści Dostojewskiego, pozostające w dynamicznej relacji do niej. Publiczność, jako trzecia strona, burzy tę strukturę, domagając się jej przepracowania dla potrzeb teatru. Na razie zaś otrzymuje jedne z najważniejszych monologów w dziejach światowej literatury w formie pozbawionej ładunku emocjonalnego oryginału. Bunt Iwana przeciwko Boskiemu porządkowi, wygłoszony przezeń poemat o Wielkim Inkwizytorze, makabryczne fantazje Lizy zamiast wywoływać dreszcze, nużą. Na usta ciśnie się parafraza Gombrowiczowskiego sloganu: „jak to nie zachwycają, skoro mają zachwycać?!”.
Oprócz monologów, na wyrazistości tracą także postaci. Choć w powieści Dostojewskiego najważniejsi są bohaterowie i ich życie wewnętrzne, dążność do inscenizacyjnej rzetelności i obrazowania sprawia, że w spektaklu Opryńskiego trudno dostrzec psychologiczny dramat. Aktorzy wprawdzie nie zawodzą, jednak tylko parę kreacji – Adam Woronowicz w roli Fiodora Karamazowa, Karolina Porcari jako Grusza oraz Anastazja Bernad, która wcieliła się w Lizę – zbliża się do bogactwa i subtelności literackich pierwowzorów.
W swojej filmowej adaptacji „Braci Karamazow” Petr Zelenka śledzi zazębiające się losy aktorów, odgrywających w Nowej Hucie spektakl na podstawie powieści Dostojewskiego, oraz jednego z widzów. Fragmenty spektaklu robią piorunujące wrażenie – w swojej prostocie i wierności oryginałowi zachowują jego siłę. Być może to zasługa kamery, która wprowadza bardziej kameralny nastrój, a być może twórców przedstawienia (poza planem filmowym było ono grane w jednym z teatrów). Ta druga hipoteza pozwala mieć nadzieję na to, że język powieści Dostojewskiego daje się przełożyć na język teatru. Szczerze w to wierzę i wciąż czekam na spektakl, który potwierdzi to przypuszczenie.
Urszula Lisowska
Dziennik Teatralny Wrocław
12 października 2011