Gdzie ta awangarda?

„Awangarda była koniecznością i jedyną możliwą formą istnienia" – tak opisuje temat swojego spektaklu Roman Siwulak. „Trzynaście sztuk awangardowych" na scenie krakowskiej CRICOTEKI to widowisko całkowicie podporządkowane właśnie awangardzie. Widzimy ludzi niemal opętanych ideą awangardy, która jest ich celem i sensem istnienia. Ich pojmowanie świata kończy się i zaczyna właśnie na tym pojęciu.

Wszystko zaczyna się z pozoru niewinnie na tle białego ekranu. Dopiero, gdy zostaje on szybko i nagle zdjęty – okazuje się, że był tylko białą płachtą, która ukrywała feerię barw. Wielki horyzont, wyglądający jak kartonowy, do końca spektaklu będzie tworzył rysunkowy kolaż szkiców Larry'ego Riversa, który w trakcie widowiska aktorzy uzupełnią o nowe elementy i postaci. W formie kolażu są również ułożone poszczególne sceny, które nie tworzą zwartej fabuły, łączy je jedynie temat: awangarda.

Od pierwszych minut wchodzimy razem z aktorami na wysoki poziom abstrakcji. Krótkie scenki są w większości przypadków humorystyczne, lecz potrzeba chwili, żeby nadążyć za tokiem rozumowania aktorów. Wszystko tu ociera się o surrealizm. Całość natomiast odbiera się trochę jak... „Kabaret Olgi Lipińskiej". Zwraca uwagę forma pewnej widowiskowości spektaklu. Dzieje się dużo, szybko i łatwo coś przeoczyć. Muzyka, która dopełnia całość, również dobrana jest głównie na zasadzie kontrastu.

Każda kolejna scena jest zatytułowana – dzięki temu możemy zorientować się w tym różnorodnym kolażu ironicznego humoru. Tytuł pojawia się natomiast za każdym razem w inny sposób: zaśpiewany, wyjęty zza pazuchy, wyciągnięty z okna przy podłodze czy jadący z aktorem na hulajnodze. Aktorstwo jest tu bardzo dobre: widać zaangażowanie zespołu i pewną lekkość w grze oraz zabawę formą. Spektakl robi wrażenie, że wszystko cały czas jest w ruchu: jedna scena się kończy, a już pojawia się zapowiedź kolejnej. Co rusz zostajemy zaskoczeni tym, skąd i jak pojawia się kolejny bohater. Spektakl cechuje nieprzewidywalność na wysokim poziomie.

„Trzynaście sztuk awangardowych" to spektakl nieco anachroniczny względem naszej rzeczywistości. Ludzie dziś już tak nie „rzucają się" na pojęcia, związane ze sztuką. Choć można powiedzieć, że w XX wieku słowo „awangarda" można śmiało zastąpić pojęciem „alternatywa". Bo alternatywny chce być każdy. Każdy chce robić coś, co jest inne, ciekawe, ważne, a jednak – będące obok głównego nurtu danej dziedziny. Bohaterowie spektaklu właśnie tacy są: radośni, trochę szaleni i pragnący współtworzyć coś, o czym później będą mówiły pokolenia. Wiedzą, że tylko rzeczy niestandardowe zachowują się w pamięci czasów, dlatego święcie wierzą w awangardę. I myślę, że Kantor byłby z nich dumny.



Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
10 lutego 2017
Portrety
Roman Siwulak