Genialny monodram z szarlotką w tle
Duży stół, piekarnik i krzesło. Jabłka, salaterka, trochę mąki.. i ona. Na środku niemalże pustej sceny, przez ponad dwie godziny czaruje nas i przenosi w inną rzeczywistość. Danuta Wałęsa. Krystyna Janda.Historia Solidarności to historia nas wszystkich. To historia naszej ojczyzny, za którą kiedyś wielu oddało życie. Spektakl "Danuta W." to opowieść kobiety, obserwatorki, matki, żony i Polki, która zupełnie nieoczekiwanie znajduje się w epicentrum wydarzeń, które zmieniły losy naszego kraju. To błogosławieństwo czy może przekleństwo?
Kunsztu aktorskiego Jandy nie można i wręcz nie należy podważać. Zazwyczaj niezwykle ekspresyjna i żywiołowa w "Danucie W." jest zupełnie wyciszona, spokojna. Słowa, które wypowiada, warsztat aktorski, jaki pokazuje sprawia, że widz zawierza jej bezgranicznie. Jej samej niekiedy załamuje się głos i szklą się oczy. Buduje atmosferę, w której widzowie słuchają Danuty Wałęsy, nie Krystyny Jandy grającej postać. Ona jest tą postacią, nie gdzieś obok. Nie przypadkiem i nie na chwilę. Ma się wrażenie, że Janda po prostu została skrojona do tej roli. Przez ponad dwie godziny śmieje się, płacze, wspomina, a w międzyczasie przygotowuje szarlotkę - popisowe ciasto Danuty Wałęsy.
W tej wielkiej, przejmującej historii Solidarności, gdzieś z tyłu, za tym wszystkim jest ona - żona i matka, która zupełnie "przez przypadek" staje się częścią tych wydarzeń.
Danuta Wałęsa z domu Gołoś, urodzona w małej wsi pod Węgrowem, w wieku dziewiętnastu lat postanawia wyjechać z domu rodzinnego. Na pożegnanie mówi matce, że nigdy już nie wróci i tak też się dzieje. Mieszka i pracuje w małym kiosku w Gdańsku, gdzie poznaje Lecha Wałęsę. Potem jest ślub, wspólne mieszkanie, są dzieci. Dokładnie ośmioro: Bogdan, Sławomir, Przemysław, Jarosław, Magdalena, Anna, Maria Wiktoria, Brygida. Danuta Wałęsa była szczęśliwa. Kochała swojego męża, swoje dzieci. Cieszyła się małymi radościami. Jej życie wyznaczały kolejne porody, zakupy, pieluchy i opieka nad dziećmi. Ta sama kobieta miała także całe mnóstwo powodów, by być nieszczęśliwą. Dzieciom musiała zastępować i matkę i ojca. Wiedziała, że dla męża najważniejsza jest Polska, Solidarność. Po cichu zgadzała się na to wszystko - na jego wieczne nieobecności, na ciągłe przeprowadzki, na życie w cieniu. Na samotność, na strach, na cierpienie. W ostateczności także na podsłuchy, przesłuchania i ciągłą obecność SB pod domem. Życie u boku Lecha Wałęsy cały czas stawiało przed nią nowe wyzwania, na które bez świadomej zgody godzić się musiała.
Spektakl w Polonii to jednak nie tylko samotność i ból tytułowej bohaterki. To także ogromna miłość do, jak mówi sama Pani Danuta, pierwszego i jedynego mężczyzny w jej życiu. To także radość chwil spędzanych wspólnie z mężem i dziećmi na wakacjach w domku letniskowym, wizyty i rozmowy z Janem Pawłem II - tak szalenie ważnym w życiu obojga. To obraz wielkiego zaangażowania i pokory. Pokory kobiety przegranej, która niewystarczającą mocno zaznaczyła swoją obecność. Kobiety, która bez reszty poświęcając się rodzinie i dzieciom, zagubiła siebie. Szlachetność jej bezwarunkowego poświęcenia jest wartością samą w sobie. To właśnie dzięki ogromnej wierze w tę najmniejszą jednostkę społeczną, jaką jest rodzina, Danuta Wałęsa wyzbyła się lęku. Nie krzyczała i nie płakała wiedząc, że jej spokój jest potrzebny innym, że sytuacja, w której się znalazła wymaga od niej opanowania i racjonalnego myślenia.
Czego pragnie Danuta Wałęsa? Pragnie by Polska była szczęśliwa.
"Danuta W" powstała na podstawie książki "Marzenia i tajemnice" Danuty Wałęsy. Niewątpliwie ciężko jest opowiedzieć tę historię w kilka godzin. Tym większy ukłon w stronę Jandy - widz po obejrzeniu spektaklu czuje, że każda minuta monodramu została wykorzystana. W każdej sekundzie Krystyna Janda grała na zmysłach i wyobraźni widzów. Grała słowem. "Danuta W" to kolejny już monodram Jandy, w którym udowadnia jak piękne i jak potrzebne są nam słowa. By zbudować nastrój i stworzyć postać wcale niepotrzebne są barwne stroje czy ekstrawaganckie dekoracje. "Danuta W" udowadnia, że w teatrze wciąż najważniejsze jest słowo - to ono wywołuje emocje, cieszy, zasmuca, zmusza do refleksji i zadumy.
Katarzyna Binkiewicz
Teatr dla Was
7 grudnia 2012