Glątwa. 15 glos w wiadomej sprawie

1.
Nigdy nie sądziłem, że głównym tematem debaty publicznej w Polsce będzie spór o fellatio na scenie. Mówiąc precyzyjnie: o prawo do udawania, że się robi dobrze nawet nie nagiemu mężczyźnie o wyjątkowej pozycji w hierarchii kościelnej i ludowym panteonie świętych, tylko brzydkiemu gipsowemu posągowi z doczepioną atrapą penisa. Wychodzi na to, że od tygodnia walczymy i umieramy za sceniczny żart i fikcję, co najwyżej przywidzenia, spekulacje – kim jest ta postać i co ten akt znaczy. Czyżby współczesny polski teatr polityczny bronił tylko możliwości bezkarnej symulacji?


2.
W Warszawie narodziła się nowa świecka tradycja. We foyer Teatru Powszechnego zauważyłem grupę młodych ludzi modlących się o wejściówki na Klątwę. Filmowało to kilka telewizji, więc może przyjmie się w całym kraju.

Rozumiem doskonale grupę desperatów z różańcami. Bilety wyprzedane na miesiące do przodu. Nie każdy ma znajomości w dyrekcji jak ja i nie każdy może sobie pozwolić na kupno biletu u konika, więc z desperacji i z żarliwą wiarą, że może się uda, stoi i modli się, żeby stał się cud: ktoś zachorował, kogoś wystawiła dziewczyna, ktoś oddał bilet w proteście i zrobiło się wolne miejsce na widowni. „Dopomóż nam Panie! Zmiłuj się nad nami i pozwól wejść do środka, ojcze dyrektorze".

Zastanawiam się, czy nie można by tego świeżego obyczaju zinstytucjonalizować. Modlitwy przed spektaklem w intencji powodzenia premiery: żeby aktor tekstu nie zapomniał, aktorka się nie zadławiła, techniczny nie spóźnił ze zmianą dekoracji. Może Paweł Łysak powinien wziąć tę sekcję modlitewną na swój garnuszek?

3.
Bodaj najważniejszą sceną w Klątwie jest scena pierwsza, czyli telefon do Brechta. Barbara Wysocka stoi z telefonem, a tłumek aktorów za nią. Ona gada, tłumek wzdycha, przedrzeźnia. Wszyscy tacy brzydcy, napięci, histeryczni, plugawi. Miny aktorów to nieudane maski emocji – maski w poszukiwaniu formy. Aktorzy póki co są jak maszyny do zaprogramowania. Nie wiedzą, co grać, jak opowiedzieć o Polsce z pomocą klasycznego tekstu Wyspiańskiego. I niewidzialny, bo telefoniczny, niewidzialny, bo umarły Brecht radzi im: „w kraju papieża zróbcie spektakl o papieżu". Teatr polityczny zaczyna się od grzebania we wspólnej ranie, lub dłubania w powszechnie akceptowanej świętości. Sęk w tym, o czym potem zapominamy w miarę trwania przedstawienia – czy ten fikcyjny Brecht w prześmiewczej, karykaturalnie ustawionej scenie dobrze im poradził? Powojenny konformista, uciekinier z III Rzeszy, radykał z bezpiecznego brzegu, krytyk republiki weimarskiej, cyniczny moralista. Oliver Frljić zostawia taką furtkę w swoim przedstawieniu: a może cała ta strategia prowokacji jest o dupę rozbić? Może jesteśmy tak samo zakłamani jako artyści, jak ci, których demaskujemy, których w teatrze obrażamy?

4.
Kluczowym argumentem polityków i publicystów oburzonych skalą prowokacji Frljicia jest założenie, że eksces, świętokradztwo i pornografia nie powinny być finansowane ze środków publicznych. Owszem, istnieje wolność słowa, ale dlaczego państwo ma finansować coś, co podpada pod zarzut złamania obowiązującego prawa, coś, co obraża większość? Dobrze. Załóżmy, że z dnia na dzień wprowadzimy w życie ten postulat. Czy rzeczywiście wszystkie teatry prywatne zaczną od razu poszukiwać form granicznych, łamać tabu, szokować nagością i w związku z tym zarabiać kokosy na spragnionych sensacji widzach? Czy pójdą do nich po prośbie artyści poszukujący, niepokorni, skandalizujący? Czy Ewelina Marciniak i Maja Kleczewska dzięki rodzinnym oszczędnościom i zaciągniętym kredytom założą własne grupy teatralne? Oczywiście, że nie, bo to są dwa różne obiegi teatralne. Teatr prywatny, żeby zarabiał na siebie, musi przyciągać jak najwięcej widzów, czyli reprezentować mainstream i tak zwany gust środka. A może w takim razie nagość i walka z tabu, tematy trudne i współczesne zostaną zepchnięte do offu? Skończą w bieda teatrzykach? Też nie. To nie miejsce dla nich, bo eksces wymaga szerokiego dostępu, skandal żywi się masowością odbioru i dopiero wtedy artysta-prowokator osiąga zamierzony skutek.

Wyobrażacie sobie, że znajdzie się sponsor na opisany z detalami w projekcie antykatolicki gest odmowy? Nie, bo w naszych realiach ewentualny dobroczyńca teatru progresywnego trzy raz się zastanowi, zanim zadrze z państwem i Kościołem. Straci więcej, niż zyska, zostanie napiętnowany w prawicowej prasie, naślą mu kontrolę, zerwą umowy. Biznesmeni trzymają się z dala od konfliktowych projektów artystycznych.

Skoro nie da się prywatnie ani w offie, to może część premier publicznych teatrów, powinna być – ze względu na swój radykalny charakter – finansowana spoza budżetu placówki, z innych, powiedzmy europejskich, środków. Będzie to zaznaczane na afiszu i w raporcie rocznym. Załóżmy, że artyści idą na to. Ile takich spektakli może powstać w sezonie? Kto zadecyduje, co już jest ekscesem, a co nie? Czy zostanie sporządzona lista tematów, gestów i słów zakazanych w normalnym repertuarze, a pożądanych w tych skandalizujących eventach? Kto wtedy ocenia, co będzie grane w tym nurcie? Sam artysta, bo się zgłosił? Dyrekcja teatru, bo kogoś wyznaczyła do tego zadania? Związki zawodowe w instytucji? Ksiądz proboszcz z parafii? Specjalna komisja w Episkopacie? Lokalni politycy, którzy będą opiniować treatmenty spektakli, przesłuchają aplikującego reżysera? A może powołany zostanie organ ministerialny złożony z krytyków? Taki konkurs „Klasyka żywa" bis pod nazwą powiedzmy: „Przekroczenia kontrolowane". Szanowni państwo, to się nie uda. Już lepiej oficjalnie wprowadzić cenzurę.

5.
Spektakl Frljicia został skonstruowany naprawdę sprytnie. Jest łopatologiczny i agresywny wyłącznie w relacjach z drugiej ręki. Jest bluźnierstwem tylko w oczach ludzi, którzy go nie widzieli. Radykalizuje się w ich wyobraźni. Jednak oglądany na żywo sprawia wrażenie utkanego z samych nawiasów i cudzysłowów. Między kolejnymi scenami w scenariuszowym szeregu zachodzi nieustanny dyskurs. Druga scena demaskuje pierwszą, pamięć o drugiej kompromituje czwartą. Klątwa to rzadki przykład dzieła, które prowokuje, a jednocześnie ma zaprogramowane mechanizmy obronne. Samo ośmiesza swój język, skalę użytych środków, determinację aktorów. Jest wiarygodne przez odebranie wiarygodności wszystkiemu, co się robi i mówi na scenie. „Jak gdyby" to robię, „mógłbym" to zrobić, opowiem o tym, ale tego nie zrobię. Czy w ten sposób popełniłem wykroczenie? Jeśli tak, zaaresztujmy myśli i zakażmy wszelkiej ich wymiany. Pisanie o kazirodztwie (patrz los profesora Hartmana) jest kazirodztwem, łapanie pedofilów – uprawianiem pedofilii, mówienie o grzechach Kościoła – afirmacją grzechu jako takiego. W ten sposób wpadamy w pułapkę zastawioną przez Frljicia i jego dramaturgów. Widzimy i słyszymy coś, czego nie ma, co nie zostało wcale tak nazwane, i potem zarzucamy gestom aktorskim znaczenia, których same w sobie nie niosą, a wtedy każda krytyka przechodzi w fazę absurdu.

Klątwa z premedytacją igra z kontekstem. Wytwarza potencjalną dyspozycję kojarzenia u widza. Bo jeśli tematem spektaklu jest zło płynące z Kościoła, to nawet niewinna chustka do podcierania pupy uszyta po równo z żółtego i białego materiału jest w interpretacji przedstawicieli Episkopatu watykańską flagą. A przecież nikt jej tak nie nazwał w spektaklu, nikt jej nie rozwinął, nie nadział na patyk, nie pomachał jak flagą właśnie. Dlaczego w takim razie hierarchowie kościelni piszą o profanacji flagi watykańskiej? Przez pamięć o wyjęciu polskiej flagi z waginy aktorki w zagranicznym spektaklu Frljicia pokazanym w Bydgoszczy? Czy kolory biały i żółty są już zastrzeżone? Na tej samej zasadzie do profanowania flagi Watykanu dochodzi za każdym razem, gdy sikamy na śnieg. Widziałem kiedyś w jakiejś farsie aktorkę w roli prostytutki, która uprawiała seks, mając na sobie białą koszulkę i żółtą spódniczkę – też była z Watykanu, prawda?

Jeśli dojdzie do procesu, nie zazdroszczę ekspertom powołanym przez prokuraturę.

Choćby ta scena z papieżem. Może z tym, może z innym. Ale nawet jeśli z tym, to co? Nikt przecież na scenie nie wciela się w Karola Wojtyłę. To nie jest realistyczna scena z udziałem aktorów porno. Przy prawej kulisie stoi na wózeczku ustawiona profilem gipsowa figura, koszmarek rzeźbiarski, z doczepionym czymś, co z daleka wygląda jak pręt, a to chyba jednak sztuczny penis. Aktorka nakłada na to coś prezerwatywę. Zaczyna pieścić ustami. Wkłada głęboko w gardło. Dławi się, ślina cieknie jej z ust i rozciąga się między jej wargami a dildo jak świeżo utkana pajęczyna. W tle słyszymy głos Wojtyły – kazanie o prawdziwych, niezakłamanych relacjach społecznych, które winien podtrzymywać Kościół.

Cywil powie: głos odkrywa, dopowiada, kogo przedstawia ta rzeźba – ta scena jest o fellatio robionym ojcu świętemu. Naprawdę? Posąg jest równorzędny z człowiekiem? A może jednak było inaczej: akt pokazywał nasze fałszywe rozumienie relacji z papieżem, ze świętym – każdym, ale zwłaszcza z tym. Czczenie go bez umiaru poprzez ulice, pomniki, szkoły, wychwalanie i adorowanie, a zapominanie na przykład o nauce społecznej Kościoła – bardziej lewicowej, niż byśmy to sobie wyobrażali. W tej interpretacji głos z offu demaskuje obłudę wiernej masturbującej posąg świętego, wiernej, która myśli, że tylko tak zrobi dobrze świętemu, pamięci papieża, wzmocni Kościół, utrwali wiarę katolicką. Czy dochodzi do sprofanowania pamięci Papieża Polaka? Skąd! Jest tylko posąg traktowany niewłaściwie. Symbol bałwochwalstwa. Złoty cielec. Przecież to samo zrobili Żydzi opuszczeni przez Mojżesza. Tańczyli wokół odlanej figury, pili i uprawiali ekstatyczny seks jak w większości kultów semickich Bliskiego Wschodu. Czyli scena jest o zgubnej potrzebie boga i złym pomyśle na adorację. Prawdziwy Wojtyła istnieje tylko w głosie, a głos w tej scenie Klątwy jest w kontrze do tego, co się dzieje na scenie. Nikt go nie słucha, wszyscy patrzą. Tak samo, jak dziś nikt nie czyta encyklik papieża, czcimy wyłącznie obrazy i posągi. Rozkoszujemy się anegdotkami i potęgą imienia Świętego Papieża Polaka. O tym jest ta scena. O tym może być. No i jeszcze o czymś innym – trochę na zasadzie pars pro toto – może być prezentacją, jak faktycznie wygląda akt seksualny, na który Kościół pozwala, tolerując homoseksualizm biskupów, kochanki księży, wykorzystywanie dzieci. Nie możecie znieść tej sceny, to wyobraźcie sobie, co dzieje się w zakrystiach i na plebaniach. Ksiądz na prowincji jest namiastką Kościoła, zastępcą Pana Boga i świętych. A więc także tego z posągu.

Owszem, osobiście wolałbym, żeby ta scena nie była tak inwazyjna wobec aktorki. To jest przecież na granicy upokorzenia. To jest – przy tej intensywności – także dość niekomfortowe. Nie, nie wstydzę się, jak na to patrzę, nie widzę aktorki w prywatnym zachowaniu. Podejrzewam, że to nawet trudniejsze do wykonania niż na żywym aktorze. Cyrkowa sztuczka, jak palenie papierosów przez tajską pochwę w Emmanuelle. Ciekaw jestem, czy w fazie prób od razu pojawił się pomysł na naturalizm tej sceny. A gdyby aktorka wyjęła dwa patyczki z kieszeni i po naciągnięciu prezerwatywy zagrała na tym penisie jak na cymbałkach? A gdyby to był flecik i wygrywałaby podczas fellatio piękną kościelną melodię? Akurat tu w arcyśmiesznym spektaklu Frljicia brakuje mi dowcipu.

6.
W spektaklu z Powszechnego nie padają ani razu słowa: Jezus Chrystus, Bóg, katolicyzm, chrześcijaństwo. Na celowniku aktorów znajduje się sama organizacja kościelna, a raczej personel naziemny – ich obłuda, ich nadużywanie władzy.

7.
Teatr walczący powinni uprawiać wyłącznie ci twórcy, którzy mogą sobie na to pozwolić. Na przykład sceny z silnym poparciem władz samorządowych, aktorzy kochani i nietykalni, reżyserzy funkcjonujący na równych prawach w Polsce i w Europie. W przypadku afery w Powszechnym doceńmy rozsądne i godne zachowanie warszawskiego Ratusza. Póki co. Politycy mogą co najwyżej straszyć teatr, na odebranie dotacji i skarcenie dyrekcji się nie zanosi. Przynajmniej do wyborów. W przypadku Powszechnego miasto może wspierać swoją instytucję, jeśli dojdzie do procesu. Jakkolwiek zamieszanie wokół Klątwy się nie skończy, teatr polski podzieli się na teatry, którym więcej wolno, i na te, które muszą się liczyć z tak zwanymi realiami. Będzie to jednak i tak usankcjonowanie stanu faktycznego. Już teraz nie każdy może władzy i Kościołowi w Polsce podskoczyć.

8.
Jak można wykorzystać Klątwę i jej obyczajowy, religijny i polityczny rezonans? Ano tak: Solidarność w Teatrze Polskim we Wrocławiu pisze list z prośbą o nieodwoływanie dyrektora Morawskiego. Argumenty? Przecież on gwarantuje, że takich rzeczy jak w spektaklu Frljicia na wrocławskiej scenie nie będzie, a za poprzedniej dyrekcji były.

9.
Martwi mnie, że już po raz drugi od czasu Golgota Picnic teatr zidentyfikowany został jako wróg porządku religijnego, maszyna propagandowa Szatana, miejsce promocji wartości antychrześcijańskich. Kloaka. Burdel. Dno moralne. Jeśli teraz przez najbliższe miesiące będzie to powtarzane z ambon w całej Polsce, może nie zaważy to na frekwencji w teatrze, ale utrwali negatywny stereotyp sztuki scenicznej w społeczeństwie. Kłopoty będą mieć panie instruktorki z domów kultury, dziewczyny i chłopaki z małych miejscowości, marzące o karierze scenicznej. Amatorskie trupy staną się nagle podejrzane, ich działalność będzie wnikliwie sprawdzana, księża nie udostępnią salek na próby. Jak zwykle dostaną rykoszetem najbardziej niewinni, jak te dziewczyny z TVP Kultura – wydawczyni i dziennikarka – informujące widzów w swoim materiale, że powstaje właśnie w Warszawie obrazoburczy spektakl i że należy pójść i przekonać się na własne oczy, czy obraża czy nie. Szefostwo kanału wyrzuciło wydawczynię z pracy, dziennikarkę zawiesiło. Hańba. Absolutna kompromitacja moralna i zawodowa dyrektora Matyszkiewicza. Jeśli się nie rozumie, na czym polega informacja kulturalna, nie tylko w telewizji, jeśli myśli się, że coś można przemilczeć, a przez to unieważnić, jeśli nie broni się swoich pracowników, tylko zwalnia na każde widzimisie góry, to jest się dupa nie dyrektor. Howgh!

10.
Oliver Frljić zastanawiał się w wywiadach przedpremierowych, co zrobić ze swoim wysokim honorarium. Że branie takich pieniędzy za prowokację artystyczną jest niemoralne. Po wyrzuceniu wydawczyni z TVP Kultura chyba już wie. Można przelać okrągłą sumkę na jej konto. Do czego zachęcam buntownika z Chorwacji.

11.
Rozumiem wściekłość środowisk prawicowych na ten spektakl. A jednocześnie zauważam, jak wiele w tej wściekłości szczęścia i radości. Jak to fajnie mieć takiego łatwego przeciwnika: teatr, sztuka, fikcyjni bohaterowie, udawane akty. Wszyscy krzyżowcy RP cieszą się, bo przecież trudniej walczyć z prawdziwymi złymi ludźmi, a łatwiej z tymi, którzy grają na scenie złych ludzi. Bo prawdziwy zły człowiek – z gangów sutenerskich, narkotykowych, lobbystycznych, lichwiarskich może przyłożyć krzyżowcowi naprawdę, zły bohater – nie, bo po skończonym przedstawieniu znika, zostaje tylko aktor, który go gra, najczęściej najspokojniejszy człowiek na świecie.

12.
Na fali aktywizacji światopoglądowej i panteatralnej wszyscy, ale to dosłownie wszyscy postanowili zabrać głos w sprawie Frljicia i jego teatru: politycy i publicyści, katolicy i ateiści, specjaliści od fellatio i ofiary pedofilii, lanserzy i blotki. Oczywiście głos teatrologów był w tym sporze najmniej ważny.

W mediach reżimowych (TVP Info) o tym, co powinno być tabu w sztuce i dlaczego Klątwa to spektakl haniebny, pouczał widzów i artystów pisowski poseł Dominik Targalski, który nie tak dawno wątpliwą sławę zdobył dzięki komentarzowi rzuconemu na Tweeterze Lechowi Wałęsie w twarz: „Chodź na solo, bydlaku!" Takich mamy dzisiaj ekspertów od teatru.

Rozbawiło mnie, że Jacek Zembrzuski w jednym ze swoich internetowych wpisów twierdził, że Chorwat już raz miał sprawę z prokuratorem za dręczenie krabów na scenie we Wrocławiu. Niestety, wpis Zembrzuskiego wymaga sprostowania. Nie były to kraby, a homar i nie Oliver Frljić, a Rodrigo Garcia. Poza tym wszystko się zgadza.

Maciej Stroiński zabrał w sprawie Klątwy głos dwa razy. W jednym z wpisów utrzymywał, że Frljić jest jeszcze większym Stroińskim niż on sam. A może to Stroiński jest radykalniejszy, bo tylko on wie, jak być trollem do końca, na zawsze. Czemu w takim razie tyle hałasu o tego Chorwata?

Zdziwiło mnie, że Krzysztof Varga poświęcił Klątwie jeden ze swoich felietonów. Nie jest to przecież spektakl węgierski ani na podstawie węgierskiej literatury. Chyba że Krzysztof spostrzegł, że za reżyserię odpowiada Chorwat, a Chorwacja graniczy z Węgrami, więc jak najbardziej mógł się wypowiedzieć.

13.
Zezłościł mnie Witold Mrozek demaskujący po nazwisku aktorkę od sceny z fellatio. Nie wiem, co zmienia w wymowie spektaklu wymienienie danych osobowych. Wiem, że krytyk chciał oddać sprawiedliwość odwadze aktorki, ale chyba narobił jej też poważnych kłopotów. Naraził na agresję w sieci, zemstę oszołomów na rodzinie i bliskich, pogróżki, że w kinie i telewizji jest skończona. Może trzeba było się zastanowić, co można ujawnić, roztopić tę scenę w kilku innych. Oczywiście aktorzy przedstawiają się w spektaklu Frljicia. Jedni pewnych rzeczy nie robią, inni idą dalej. Po co pokazywać palcem? Prawica nie rozpoznaje aktorek, wielu z agresywnych publicystów nie było na spektaklu. Skąd taki, na przykład, prezes Kurski ma wiedzieć, kto z obsady wykonał to, co wykonał? Czyta w „Gazecie Wyborczej". Z przykrością odnalazłem sformułowania z tekstu recenzji w oświadczeniach Sobeckiej i innych, zawiadamiających prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Czasy takie, że naprawdę trzeba uważać, co się pisze.

14.
Spektakl Frljicia to gest protestu, kontratak artystów wypychanych z przestrzeni publicznej przez instytucje i ideologie, desperacki cios w to, co ICH najbardziej zaboli. Czyn odważny, ale czyn, który nie ułatwi życia teatrowi w Polsce. Może Teatr Powszechny chciał naprawdę rozbudzić dyskusje o polskim Kościele, o naszej hipokryzji, ujawnić toksyczne związki dominującego wyznania z przejętym przez jedno ugrupowanie państwem. Spór o Klątwę to okazja, żebyśmy się policzyli. Ale na dłuższa metę, jak słusznie zauważa Roman Giertych, to nie jest dobra strategia polityczna – zwłaszcza dla władz Warszawy przed wyborami. Zniechęca potencjalnych stronników, aktywizuje tylko przekonanych. Prawda, ale teatr nie jest ugrupowaniem politycznym, nie myśli jak partia. Teatralne głosy wyborcze to w skali kraju pewnie około trzysta pięćdziesiąt tysięcy, czyli widownia serialu Artyści. O ile wszyscy pójdą do wyborów. Teatr ma inne zadanie, ważniejsze od skrzykiwania harcowników pod swoje sztandary. Musi od czasu do czasu trzasnąć kogoś nietykalnego w twarz. Nie da się tego zrobić w sposób wyrafinowany. I taki też jest ten spektakl w Powszechnym.

15.
Efekt Frljicia to wręcz fizyczna niemożność oglądania czegokolwiek radykalnego po Klątwie. Dzień po spektaklu w Powszechnym pojechałem na G.E.N. Jarzyny. Skądinąd fajny spektakl – jakby to nie Jarzyna go wyreżyserował, kompletnie nie w jego stylu. Ma chyba otwierać jakiś nowy rozdział w dziejach TR, w myśleniu Jarzyny o aktorze. Skoro jednak wszystko w tym tygodniu gadało z Klątwą – gadał i Jarzyna. Można by ten sequel zainspirowany Idiotami von Triera odebrać nawet jako zakulisowy reportaż z przygód i eksperymentów aktorów od Frljicia. Patrzyłem na pokazane na ekranie i odegrane przed widzami etapy i fazy „spastykowania" i te wszystkie obsceny Jarzyny: nagość, film o sikaniu jednej aktorki w domu jej matki, męski onanizm hic et nunc wydały mi się jakieś puste i nieprawdziwe jak poobiednie zabawy hipsterów. Przekroczenia w Klątwie miały jakiś cel, aktorzy robili je ze świadomością, że wyleje się na nich co najmniej fala hejtu, że trafią do sądu, na czarną listę w telewizji. Grali, prowokowali i pyskowali, jakby od tego zależało ich życie, los polskiego teatru, wolność i niezawisłość sztuki. Pechowo zestawiony z Klątwą G.E.N. był tylko spektaklem w nieoczywistej przestrzeni z przesterowanymi zachowaniami aktorskimi, grą w udawanie. Więc rezultatem efektu Frljicia nie będzie wcale powszechna radykalizacja polskiego teatru, tylko radykalizacja w sprawie. Wszystkie odpryskowe przekroczenia, przekroczenia dla samych przekroczeń nagle straciły na wartości. Przestały być potrzebne. I co teraz zrobią na przykład Maja Kleczewska czy Ewelina Marciniak? Klata? Strzępka? Rubin? Jaki będzie ich teatr po Frljiciu?

 



Łukasz Drewniak
teatralny.pl
8 marca 2017
Spektakle
Klątwa
Portrety
Oliver Frljić