Glińska rulez

Pamiętam, pamiętam. Przypominać mi nie trzeba. Wiem, co mówiłem i pisałem po nominacji Agnieszki Glińskiej na dyrektorkę artystyczną Teatru Studio. Że to nie jest dobra decyzja, bo ta scena ma tradycję awangardy, eksperymentu, łączenia teatru i sztuk wizualnych. W tej akurat materii zdania nie zmieniam. Studio powinno kiedyś wrócić do swojego niegdysiejszego profilu, bo też taka scena Warszawie jest potrzebna, bardzo potrzebna - pisze Mike Urbaniak.

Nie da się natomiast ukryć, że wkroczenie Glińskiej do Studia ożywiło tę staczającą się przez ostatnie lata scenę w sposób spektakularny. Zaraz po dyrektorskiej nominacji dla reżyserki, pisałem o niej do "Wprost". Agnieszka Glińska powiedziała wówczas: " Zapewniam cię, że nie mam zamiaru ugrzęznąć w gabinecie, zacząć nosić garsonek i przestać jeździć rowerem. Zwłaszcza, że ostatnio odmłodniałam i nie mam zamiaru tego zmieniać". Słowa dotrzymała. Wkroczyła do teatru jak burza i wraz z dyrektorem naczelnym Romanem Osadnikiem (to zdaje się bardzo dobrze działający tandem) zaczęła odgracać i wietrzyć.

Na dzień dobry wylecieli z teatru Edyta Jungowska, Joanna Trzepiecińska i Dariusz Jakubowski. Gwiazdki Studia próbowały wywołać medialną aferę, ale się nie udało. Ich niedolą zainteresowały się tylko brukowce. I słusznie. Tymczasem zespół zaczął się szybko powiększać. Dołączyli do niego między innymi Marcin Bosak, Joanna Szczepkowska czy Krzysztof Stroiński. Za te radykalne zmiany należy się Glińskiej jakaś odznaka, bo mało który dyrektor w Warszawie odważa się na taki blitzkrieg.

Następnie nowa szefowa artystyczna zabrała się za repertuar. Sezon zaczęła, zaplanowana już wcześniej, "Anna Karenina" w reżyserii Pawła Szkotaka (nie, nie i jeszcze raz nie), potem była gościnnie "Komornicka. Biografia pozorna" Bartka Frąckowiaka z Teatru Polskiego w Bydgoszczy (świetna), następnie "UFO. Kontakt" Wyrypajewa (dyplom PWST w Krakowie, który ja traktuję, jako przegląd portfolio, a nie spektakl) oraz "Wichrowe Wzgórza" Kuby Kowalskiego i Julii Holewińskiej (bardzo udane, rewelacyjny Wojciech Żołądkowicz). Ostatnio dostaliśmy jeszcze dwie premiery na dużej scenie: "Sąd Ostateczny" w reżyserii samej Glińskiej (nie kupuję) i "Ożenek" Wyrypajewa (kupiłem od razu).

Oprócz spektakli, w Studio są regularne transmisje z Metropolitan Opera w Nowym Jorku, które poprzedzają wprowadzenia speców w temacie, są koncerty, są warsztaty dla dzieci i młodzieży. O Galerii Studio nie będę pisał, bo nie ma o czym. Ale wspomnieć należy z uznaniem o błyskawicznym zdjęciu z afisza "Zróbmy sobie raj" Kasi Adamik i Olgi Chajdas (Boże, jakie to było okropne!) i eksmisji knajpy Bratnia Szatnia (to było jeszcze gorsze!). Aha, teatr ma także nowe logo i stronę internetową. Glińskiej udało się też wyszarpać trochę kasy na remonty z Ministerstwa Kultury, latem wymienione zostaną w teatrze - w końcu! - fotele. Krótko mówiąc: zmiany, zmiany, zmiany.

Tak mi się zabrało na te refleksje, bo tydzień temu "Gazeta Co Jest Grane" nagrodziła Agnieszkę Glińską tytułem Człowieka Roku 2012, właśnie za tchnięcie ducha w teatr, który - jak się okazuje - przeżywa teraz nieustanne oblężenie. W ostatni piątek znowu połowa Warszawy ciągnęła do Studia, bo urządzono w nim parapetówkę knajpy, która ma się niedługo otworzyć w dolnym foyer. Nazywać się będzie (Bar) Studio, a jej zawiadowcą jest sam król Warszawy Grzegorz Lewandowski.

Patrzyłem na ten niemieszczący się w teatrze i wylewający na zewnątrz tłum młodch ludzi, na tańczącą w środku tego tłumu Agnieszkę Glińską i pomyślałem sobie, że jak tak ma wyglądać teatr publiczny w Warszawie, to ja odszczekuję wszystkie moje kalumnie i też ruszam w tan.



Mike Urbaniak
www.panodkultury.wordpress.com
20 lutego 2013