Globalne ocieplenie

Scena jest mała i zawalona workami ze śmieciami. Świat zmierza ku globalnej katastrofie ekologicznej, pod przyjemnie brzmiącym hasłem "rozwój" kryła się chciwość i zachłanność, efekty widać, a coraz częściej też czuć.

Paweł Łysak próbuje połączyć perspektywę globalną z lokalnymi i publicystykę z tonem osobistym. Klamrą jest postać Fausta (wąsaty Kazimierz Wysota), symbol męskiego ego w zachodnioeuropejskim wydaniu. W finale zostanie - przez kobietę (Anna llczuk) - ubrany w pidżamę i odesłany do łóżka, jego czas powinien minąć, bo inaczej grozi nam katastrofa. Trochę to przekonywanie przekonanych - trudno o bardziej lewicową widownię niż ta z Powszechnego. Ale są też plusy, konkretnie trzy. To Andrzej Kłak opowiadający o ojcu Pawła Łysaka, Janie, Artem Manuilow - o swoim, Aleksandrze, i Mamadou Góo Bâ - o Dembie. Polski technolog rolnictwa ogarnięty misją rozwiązania problemu głodu na świecie przy pomocy pulpy ze zboża ścinanego, gdy jest jeszcze niedojrzałe, górnik z Donbasu i mechanik pokładowy ze statków, którymi francuscy kolonizatorzy wywozili z Senegalu orzeszki ziemne. Wspólne jest wzruszenie synów, ale i namysł nad tym, jaki świat ich ojcowie pomagali budować. Dużo tu wysiłku i równie dużo destrukcji, fedrowania zasobów i ludzkiego organizmu. Poruszające jest to, że te historie się łączą - ojciec Łysaka mieszkał na Ukrainie, jak rodzina Artema, a potem w Nigerii, wśród plemienia Fulde, z którego pochodzi Mamadou. Na warszawskiej scenie stoją obok Polak, Ukrainiec i Senegalczyk, i opowiadają historie, które dowodzą, jak jesteśmy blisko siebie. Niestety, także w obliczu końca świata.



Aneta Kyzioł
Polityka
26 listopada 2018
Portrety
Paweł Łysak