Głośno nie znaczy dobrze

Najnowsza premiera Teatru Polskiego trwa tylko godzinę. Aż strach bierze, jeśli pomyśleć, co jeszcze zdarzyłoby się na scenie, gdyby spektakl trwał dłużej

"Hekabe" w reżyserii Łukasza Chotkowskiego jest jak bombonierka przygotowana przez złośliwego cukiernika. Raz trafiamy na pralinę, raz na pusty papierek, raz na gorzkiego orzecha. Spektakl ma trzy niewątpliwe plusy. To scenografia, przygotowana przez Annę Met, muzyka oraz nasi aktorzy. Dzięki tym ostatnim przedstawienie w niektórych momentach zaskakuje, przykuwa uwagę, choć nie zawsze jest zrozumiałe.

Gdy na scenie pojawia się Agamemnon (Mateusz Łasowski) słychać z sali oddech ulgi. Po wielkim napięciu mamy scenę, podczas której aktorzy negocjują przy lampce szampana. Gdy rozmawialiśmy z Chotkowskim przed premierą, wydawało się, że jego wizja spektaklu jest spójna, że w Hekabe od początku do końca przedstawienia będzie zachodzić przemiana. Efekt jest jednak inny. Obserwując akcję na scenie ma się wrażenie, że Chotkowski korzystał z pomysłów wielu osób, bez specjalnej selekcji.

Jest dużo, głośno. I ładnie. Ciekawe są np. ekrany wystające z ziemi, symbolizujące groby dzieci Hekabe. Mityczna żona Priama traci ich dziewiętnaścioro. Pod koniec życia, jako stara kobieta postanawia się zemścić. Młoda aktorka, Marta Nieradkiewicz, grająca tytułową postać, zabija Polymestora (Mirosław Guzowski), a następnie staje przed nami zadowolona, z papierosem w ustach. Zemściła się. Jest zwykłą morderczynią. Nie na taką przemianę bohaterki czekałam.



Dominika Kiss-Orska
Gazeta Pomorska
12 marca 2011
Spektakle
Hekabe