Gniewny w Starym

W nobliwym krakowskim Starym Teatrze wrze: jedni się cieszą, inni naburmuszają, jeszcze inni martwią. Bo oto nadchodzi burzyciel narodowego tabu, który nie cacka się ani z widzami, ani z aktorami. Jan Klata

Uważaj, wchodzisz na typowe krakowskie pole minowe - ostrzega znajomy krakowianin. Wchodzę.

I słyszę: 

Od pracownika teatru (ściszonym głosem): - Może wreszcie coś się ruszy. Aktorka I fuka: - Nie będę rozmawiać o moim dyrektorze. Wolałabym, żeby to minister mnie pytał, nie pani.

Aktorka II, która chwali sukcesy Klaty, jego perfekcjonizm i nieprzejednanie, potem wycofuje się ze wszystkich wcześniejszych pozytywnych wypowiedzi.

Aktor I kiwa głową: - Zespól myśli, że to czasy, kiedy się wybiera dyrektora.

Aktor II: - Nie widzę, czego tu się obawiać! Spektakle Klaty odnoszą sukcesy!

Aktorka III chichocze: - Wiele znaków na niebie i w starych księgach wieszczy, że koniec tego roku będzie końcem świata. Więc do dyrekcji Klaty może nie dojdzie.

W nowym kierunku

Plac Szczepański, Narodowy Stary Teatr, w którym wystawiali Konrad Swinarski, Jerzy Jarocki, Jerzy Grzegorzewski, Andrzej Wajda. Przy wejściu plakaty dwóch spektakli: reżyserowanego przez odchodzącego dyrektora Mikołaja Grabowskie-go "Czekając na Turka" Andrzeja Stasiuka i "Trylogii" w reżyserii Jana Klaty. Odkurzone czerwone dywany prowadzą do sali im. Heleny Modrzejewskiej (która w Starym grała), z secesyjnymi stolikami, dębowymi parkietami. Stropy uginają się pod ciężarem historii, ale bez zatęchłej duchoty. Jest po sezonie, trwają próby do wrześniowych premier. Pozorny spokój.

- Jest wielu ludzi, którzy myślą kategoriami, że Stary Teatr to coś nobliwego - mówi Krzysztof Globisz, aktor Starego od ponad 30 lat. - My chcemy, i pod kierownictwem Mikołaja w wielu przypadkach to robimy, zmagać się z tradycją, kłócić się z nią. Chcemy, żeby ten teatr był nowoczesnym teatrem, dla młodzieży.

Juliusz Chrząstowski, w Starym od niemal dziewięciu lat: - Czy nie powinien wyznaczać czasem nowych kierunków?

Obaj zasiadali w dzicwiccioosobowcj komisji, która w ubiegłym tygodniu jednogłośnie zarekomendowała ministrowi kultury Jana Klatę na kolejnego dyrektora. Ministerstwo pod rozwagę dało komisji jeszcze czterech kandydatów: byłego dyrektora Starego i obecnego dyrektora artystycznego Teatru Śląskiego w Katowicach Tadeusza Bradeckiego, szefa krakowskiej Łaźni Nowej i Festiwalu Boska Komedia Bartosza Szydłowskiego, dyrektora TR Warszawa Grzegorza Jarzynę i reżysera Michała Zadarę. Jarzyna zrezygnował sam.

Klata się nie cacka. Tomaszowi Kwaś-nicwskicmu z "Dużego Formatu" mówił, że "teatr jest po to, żeby wzniecać pył". I skutecznie to robi. W Sienkiewiczowskiej "Trylogii" rozprawia się z polskim mitem oddania za sprawę. W "Utworze o Matce i Ojczyźnie" Bożeny Keff - z narodowo-polskim cierpiętnictwem. W "Witaj/Żegnaj" poddaje widza trudnej do zniesienia kakofonii dźwięków i obrazów. 

W 2006 r. otrzymał Paszport "Polityki" - "za odważne odczytywanie klasyki, za pasję i upór, z jakim diagnozuje stan polskiej rzeczywistości i bada siłę narodowych mitów". W 2008 r. nagrodę im. Konrada Swinarsldego dla najlepszego reżysera sezonu za "Sprawę Dantona" realizowaną w Teatrze Polskim we Wrocławiu.

Umiejętność dyskusji


Reżyser Krystian Lupa (wystawia w Starym od 1984 r.) ostrzega: - Stary Teatr nie jest z zamysłu ciałem jednorodnym. Tam spotykają się i wchodzą w dyskusję różne opcje, różni artyści, różne światopoglądy.

Zespół liczy 61 aktorów. Nieoficjalne podzespół;\' mają tutaj Krystian Lupa, Mikołaj Grabowski, Jan Klata. Aktorzy potrafią za swoim reżyserem stanąć murem. Tak samo było dawniej: swój zespół miał Konrad Swinarski, swój Jerzy Jarocki, swój Andrzej Wajda. To jedna linia podziału. Dalej aktorzy dzielą się na tych, którzy więcej grają, i tych, którzy mniej. Wreszcie na tych, którzy są bardziej lewicowi i bardziej prawicowi. Swoje zdanie ma też zespół techniczny. W takim zespole miody reżyser nie może sobie pozwolić na błędy. A jeśli jego wizja się nie spodoba -jak było w 1993 i 1996 r. z Krzysztofem Warlikowskim - próby będą się odbywały przy kłótniach.

Aktorzy chcą brać odpowiedzialność za swój teatr. W tygodniu przed posiedzeniem doradców w Ministerstwie Kultury 50 aktorów wybierało dyrektora spośród wskazanych kandydatów. Zdecydowaną przewagę głosów uzyskał Bartosz Szyd-łowski, któremu rada artystyczna teatru przyglądała się od ponad dwóch lat.

- Bartosz Szydłowski był pomysłem naszym, wypracowanym w dyskusjach wyborem rady artystycznej - opowiada Krystian Lupa. - Chodziło o humanistę, który ma umiejętności otwartej dyskusji. Możliwość połączenia Teatru Starego z wizją Festiwalu Boska Komedia stwarzała niezwykłą szansę poszerzenia i ożywienia pola kulturowego wokół teatru. Szukaliśmy człowieka, który by ten teatr odrodził jako miejsce spotkań, konfrontacji.

Krystian Lupa: -Wypowiedzi KLaty wydają mi się zbyt demagogiczne, plakatowe. On nie podejmuje dyskusji, działa naciskowo, by nie powiedzieć - terrorystycznie.

Zespół poczuł się więc urażony, że ministerstwo sugestię zignorowało. Wrze. Ale to znów nie nowego. - Środowisko teatralne to nie są intelektualiści - mówi Rajmund Jarosz, w Starym od ponad 40 lat, obecnie jako aktor senior na emeryturze. - To środowisko, które pracuje emocjami, aktorzy są spontaniczni, nie myślą racjonalnie. Ale równocześnie podkreśla: - Ten zespół jest wyjątkowo karny i posłuszny.

Zespół w przeszłości wyraźnie dawał odczuć dyrektorom, kiedy mu się nie podobali. W latach 60. Zygmunt Hiibner objął kierownictwo po lubianym Władysławie Krzemińskim, co automatycznie

nastawiło zespół negatywnie. Działał dyplomatycznie, angażował Andrzeja Wajdę i Konrada Swinarskicgo, do pracy przyjął Annę Polony, Jana Nowickiego, Jerzego Bińczyckiego czy Wojciecha Pszoniaka. Powoli zespół się do niego przekonał, ale wtedy Huebner odszedł - w proteście przeciwko ingerencji cenzury. Więc na jego następcę, Jana Gawlika, zespół już był najeżony. Mimo że kontynuował linię poprzedniego dyrektora, z zespołem Gawlik dogadać się nie mógł i w 1980 r. odszedł. Zespół sam wybrał następnego dyrektora, Stanisława Radwana, i otoczył go opieką.

Najboleśniej bunt zespołu odczuła Krystyna Meissner, którą w 1998 r. odwołano po niecałym roku. Jedni mówili: namaszczona przez Wajdę, Jarockiego i Lupę, którzy chcieli, żeby robiła, co jej każą. Inni: nie dano jej szansy, i przypominają jej późniejsze 13-letnie rządy we wrocławskim Teatrze Współczesnym i stworzenie Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Dialog". Zespół napisał do ministra prośbę o kontrolę, argumentując, że teatr jest zatomizowany, a dyrektorka nie radzi sobie z koordynacją. Została odwołana.

Obecny dyrektor, Mikołaj Grabowski, po trzech latach pracy doświadczył próby puczu. Części zespołu nie podobał się repertuar współczesny, młodzi reżyserzy, eksperymenty. Ale rada artystyczna się za nim wstawiła i dyrektorem jest już 10 lat.

Klata jak Kantor

Rolą rady artystycznej, w której skład wchodzą m.in. Krystian Lupa, Jerzy Trela, Ewa Kaim czy Krzysztof Globisz, jest również delikatne podpowiadanie dyrektorowi, kiedy jego misja zaczyna się wypalać. Kiedy dwa lata temu dyrektor Grabowski zaczął wspominać o odejściu, rada zaczęła się rozglądać za następcą. Wybrała Szydłowskiego.

Zdaniem Krystiana Lupy Klata, którego jako artystę docenia, zupełnie nie nadaje się do roli dyrektora: - Jego wypowiedzi wydają mi się nazbyt demagogiczne, nazbyt plakatowe, nie jest to dyskusja, to jest narzucanie. To tkwi głęboko w charakterze twórczym i osobistym Klaty. Jest on ekstremalnie nastawiony na swoje widzenie i swoją karierę, nie podejmuje dyskusji, działa naciskowo, by nie powiedzieć - terrorystycznie. Dopóki jest się reżyserem, można takim być. Taki był Kantor i nie powiedziałbym, że Kantor byłby dobrym kandydatem na dyrektora teatru... zwłaszcza Starego Teatru, ale on też nigdy by nie wpadł na taki pomysł.

Lupa nie rozumie, dlaczego Klacie przyszło w ogóle do głowy, żeby zostać dyrektorem Starego. I nie ma na myśli tego, że Klata nie ma doświadczenia jako dyrektor, ale to, że w teatrze, gdzie jest tylu artystów, tyle indywidualności, nic potrzeba w roli dyrektora kolejnego artysty, który będzie tworzył teatr autorski. - Dyrektor to przede wszystkim człowiek, który umie się fascynować marzeniami innych, a o to Klaty nie podejrzewam - mówi.

Być może wzburzenie ucichnie, kiedy Jan Klata będzie miał możliwość porozmawiać z zespołem. Na razie jest w Dreźnie, gdzie reżyseruje "Tytusa Andronikusa" i nie komentuje wyboru. Nie chce rozmawiać z mediami do momentu, kiedy spotka się z zespołem. Wraca w przyszłym tygodniu. Przyjdzie do Starego w tandemie z Sebastianem Majewskim, zastępcą dyrektora Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu, który recenzenci stawiają

za wzór do naśladowania wielkomiejskim placówkom za nowoczesne i eksperymentalne granie z hitami popkultury oraz lokalnymi sprawami wałbrzyskimi.

Poza tym w programie, który Klata zaproponował, są właściwie same odniesienia do tradycji. Pięć kolejnych lat chce poświęcić historycznym tuzom pracującym w Krakowie: nieżyjącym Konradowi Swinarskicmu i Tadeuszowi Kantorowi oraz Jerzemu Jarockiemu, Andrzejowi Wajdzie i Krystianowi Lupie.

 - Jeśli nawiąże współpracę ze Swinarskim i Kantorem, to może uda mu się nawiązać współpracę i ze mną - śmieje się Lupa. - Nie muszę być do tego w Starym na etacie. Liczę, że dyrektorowanie zmieni charakter Klaty, ale na razie się "wymiksowuję".



Aleksandra Krzyżaniak-Gumowska
Newsweek Polska
12 lipca 2012
Portrety
Jan Klata