Gnomowy naród, domowy wymiot
Teatr Wiczy wystąpił w gościnnych progach Teatru Gdynia Główna i pokazał premierową odsłonę spektaklu powstającego od niemal dwóch lat. Przedpremierowy pokaz odbył się bowiem w Toruniu w listopadzie 2016 roku z okazji 25-lecia teatru.Równo rok temu zakończyła się crowdfundingowa zbiórka pieniędzy na dokończenie przedstawienia (całość kosztowała prawie 33 tys. zł). Dzieło powstawało zatem etapowo, "toczyło się" swoim rytmem, ukutym zapewne przez zdarzenia i zderzenia narodowe. Bo o narodzie Romuald Wicza-Pokojski rozprawiał scenicznie, dając wyraz swojemu zadziwieniu skalą chorobonośnego oddziaływania członkowskiego w kraju Polek i Polaków. Kompensacja społeczna następowała proporcjonalnie do wybuchów melencholijnej megalomanii poszczególnych postaci, co w finale przyniosło "kojącą" konstatację, że kraj nad Wisłą stracił kontrolę nad sobą samym.
Reżyser bogaty w doświadczenia teatru deklaratywnego zaproponował tym razem frazeologiczną podróż w głąb duszy Polaka, sprawiającego swego brata z należytą nieuwagą i prymitywnym zacietrzewieniem. Pokojski ogołocił wyobraźnię przeciętnego Polaka, korzystając z wyobraźni romantycznej, nawiązującej do paradygmatu romantycznego, który uświadomiła nam Maria Janion. Świat chama stanął w szranki koniunkcji ze światem pana. Nabrzmiały od samouwielbienia członek "podrzędny" zyskiwał nobilitację w sytuacjach głębokiej kompromitacji moralnej, podlewanej populistyczną frazeologią struktur "nadrzędnych". Brak punktów odniesień innych niż własne samochciejstwo przepoczwarzyło świat bohaterów sztuki w dom wariatów podczas weseliska. Przyczyny i skutki oderwaly się od swoich kontekstów, nie zachowując przyzwoitych proporcji. I niczym w parafrazowanej piosence Davida Bowie, dryfowaly poza orbitą, zachowując na ogół kosmiczny spokój.
"And walked upon the edge of no escape/ And laughed I've lost control/ (I szła po krawędzi bez ucieczki/ I śmiała się: znowu straciłam panowanie)". Oto Polska właśnie, przaśnie nacechowana, zromantyczniona, zeszlachetkowana, zaimprowizowana wystarczająco, aby dotrwać do kolejnego przełomu. Joy Division w "She's lost control" podsuwa tylko słowa bohaterce (Zofia Nather), która nie wie, co ma z tym manifestem zrobić. Śpiewa go w poczuciu bezsensu i znudzenia, choć przede wszystkim oderwania. Otrzymujemy zatem obraz skompromitowanego, papierowego tudzieź plakatowego społeczeństwa, dostosowującego się do nagłych okoliczności, gdy zewsząd wychodzą demony, autosugestywne, przerosłe, osobiste. Polska podana przez Wiczę-Pokojskiego frazą stylizowaną na "weselność" Wyspiańskiego i "zaściankowość" Mickiewicza lubieżnie zaprasza do podporządkowywania sobie przestrzeni poprzez obsikiwanie, niszczenie, naznaczanie oraz powoływanie nowych proroków.
Stan rozkładu został przez reżysera, autora tekstu i koncepcji scenograficznej, odczytany celnie, interesująco napisany i zrytmizowany. Widać troskę o szczegóły szaleństwa, w jakie zostaliśmy uwikłani - na własne i czyjeś, zapewne, życzenie. Zabrakło mi jednego. Po okresie niedowierzania, oburzenia, troski o "future" i "mędlenia" polityczno-społecznego, nie dokonano konstruktywnych analiz i rozrachunków. Jak to się stało, że się stało? Nie wystarczy już dzisiaj rozrywania kontuszy i żupanów, kiwania głowami w poczuciu litościwej dobroci nad wypadkami dziejowych katastrof, definiowania strat, powoływania się na deficyty. Choć nikt nie czeka na oświecenie narodu podane w przystępnej cenie, trzeba taki rozrachunek przeprowadzić. Poddać presji własne miłości i zaryzykować, postawić na świat wartości bezwzględnych. Wziąć w obronę słabszego, najczęściej zapomnianego, rozliczyć inteligencję za brak działania, za wygodne okopanie się przed zakusami udostępniania własnych zasobów w celu ratowania tożsamości narodu. Czyja to wina, że naród nasz w rozproszeniu szuka idei, czasami łapiąc się, po raz kolejny, na "małych" przywódców zakodowanych treści, deklaruje liberalną wielopostaciowość, chroniąc postać własną od biedy i odrzucenia? Czyja to wina, że mitologizacja zasług dotyka starych i młodych a porzucenie ścieżki myślenia indywidualnego zastąpione zostało okrzykami - oddajcie nam to, co uważaliśmy za nasze? Nasze, moje, moje, tylko moje, najmojejsze moje... Siła decyduje o zasięgu, o wartościach, o edukacji pokoleń. Ale nie jest to siła ducha.
I jeszcze tylko jedno. Podział na pany i chamy wziął się z tego, że to pany promowały swój obraz jako tej "nacji", co to samą siebie jest w stanie przeskoczyć i uwolnić od wszelkich niedoskonałości charakteru. Czyżby? Równiśmy z niśmi, tacyś sami z owcami... parafrazując reżysera.
Patrząc na spektakl w kategoriach offowej inscenizacji, na pewno trzeba docenić tekst, stylizowany literacko, dobrze zrytmizowany, ciekawie oszczędny, tym samym sytuujący spektakl w nurcie interesujących poszukiwań dramatycznych. Większy nacisk położony został właśnie na leksykę niż na dramaturgię, dlatego bohaterom przyglądamy się bez napięcia, czasami bez ciekawości, wiedząc po "gombrowiczowsku", co może nas czekać. Z dostępnych zdjęć oraz zapowiedzi wideo z przedstawienia przedpremierowego widać, że zmieniła się nieco koncepcja scenograficzna i siła wyrazu, co raczej nie stało się atutem. Aktorzy "wpisani" w pokojowe umeblowanie "drepczą", szukając sposobów na interpretację. Zabrakło pomysłów na ruch sceniczny, a sam howboard chyba nie do końca spełnił swoją rolę. Czworo aktorów podążało przede wszystkim za tekstem, trzymając się rytmu spektaklu. Najbardziej dynamiczny i swobodny Radosław Smużny potrzebuje na pewno osadzenia w roli, aby wygrać, uszlachetnić jakość przekazu. Trudno odczytać zamierzenia Zofii Nather, kiedy bez przekonania albo ze znudzeniem śpiewa dwie piosenki.
Romuald Wicza-Pokojski powrócił po długim okresie milczenia w teatralnym offie. Zabrał głos w sprawach dla nas najważniejszych, chociaż poddał się ogólnej tendencji do nazywania status quo, nie podjął konstruktywnej krytyki (może to obawa, by zebrane pieniądze w akcji na portalu polakpotrafi.pl nie stały się kością niezgody dla mecenasów projektu?). Rzec by można, że off Pokojskiego poszedł za bardzo w kierunku estetycznie podanego, jednorodnego dzieła środka. Czy w tym kierunku pójdzie teraz Teatr Wiczy?
Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
7 lutego 2018