Godzina ostrożności

"Jeżeli jesz ten owoc,/ rób to ostrożnie, jakbyś/ miał śpiew gregoriański w ustach". Czytał to ktoś w cichej godzinie wtorkowego wieczoru, cichej zaskakująco, bo na widowni setki główek gimnazjalnych, więc szansa na mniej lub bardziej grube żarty była duża.

Joanna Mastalerz, Marta Waldera, Anna Tomaszewska, Rafał Dziwisz, Tomasz Międzik. Czy ktoś z nich, pochylonych nad wierszami w niewielkim blasku lamp w kształcie poziomych walców, recytował ten początek wiersza buddyjskiego poety Nelsona Fostera "Śliwka Santa Rosa", początek i resztę, choćby to: "Nawet kwaśność skórki/ jest twoja nie po to, żebyś ją źle wymówił./ Te dzikie sylaby/ mknęły przez millennia, żeby tutaj/ owinąć miąższ/ spoczywający w twoich niezręcznych dłoniach"? Nie pamiętam.

Nie pamiętam, lecz nie ma to większego znaczenia. Chyba ważniejsze, że gdybym miał istotę pięknego tomu Czesława Miłosza "Wypisy z ksiąg użytecznych" oddać jednym cytatem, oddałbym ją właśnie tą frazą ze strony 59 - chłodną prośbą Fostera o ostrożność. Byłoby to zarazem sedno godzinnego seansu "Miłosz. Twarzą do Pacyfiku", który Mastalerz i Natalia Strzelecka ułożyły na kanwie "Wypisów..." - antologii ulubionych wierszy autora "Ziemi Urlo", wierszy wielu czasów, wielu stron świata, wielu języków. We wstępie Miłosz - by wyjaśnić, co porządkuje jego wybór - przywołał słowa Paula Cezanne\'a. "Ostatecznie czyż nie jestem człowiekiem? Cokolwiek robię, mam pojęcie, że to drzewo jest drzewem, ta skała skałą, ten pies psem. Natura nie jest na powierzchni, jest w głębi. Kolory wyrażają, na powierzchni, tę głębię. Pokazują korzenie świata". A także wspomina zachwyt Schopenhauera nad holenderskimi martwymi naturami, w których widać nie nachalną czułość malarza dla najmniej znaczących przedmiotów świata tego.

Seans Mastalerz i Strzeleckiej jest tym właśnie - seansem ostrożności, godziną uważności, czasem uważnego obchodzenia słowami rzeczy pozornie najtrywialniejszych, lekcją mówienia o nich na palcach, pisania szeptem, by nie spłoszyć ukrytej melodii śliwki, albo czegokolwiek innego. Rzeka, patyk, skóra kobiety, schody, drzwi, drzewo, masy obojętnego powietrza między Ziemią a Księżycem, pajęczyna w rogu werandy, białe żagle daleko od plaży, kolibry nad kwiatami, kawałek muru, cokolwiek. Jest tak, że w seansie ostrożności wszystko to - i sto innych nieruchomych drobin bądź ogromów - jakby nucić coś tajemnego zaczyna, gdy tylko cichną słowa czytanych wierszy. Jest tak, bo gdy pojawia się milczenie, albo gdy wersy dotykają szeptu - zaczyna falować muzyka.

Grzegorz Frankowski, Stefan Błaszczyński, Oleg Dyyak, Michał Nagy oraz EMAM. Oni i potężne ich instrumentarium: flety, instrumenty perkusyjne, akordeon, klarnet, kontrabas, klasyczna gitara, hinduska tabla i dumbak, pewnie też hinduski. Niczym wiersze, niczym czytanie wierszy - oni również są w swym graniu samą ostrożnością, uważnością, troską, by topornym dźwiękiem nie rozpruć łagodnego falowania całości. Bo również tym jest godzina Mastalerz i Strzeleckiej - falowaniem ciągłym, bez dziur, niespiesznym falowaniem zapętlonych, nicujących się wzajem słów i nut. Tym, a nie klasycznie jałową "rąbanką słowno-muzyczną", skleconą ku czci Noblisty. Tym: falowaniem, które ma hipnotyczny rytm, całkiem jak seanse spirytystyczne, elegijne zawodzenia, bądź niektóre sny uparte, powracające, noc w noc nie dające spokoju. Czy stąd się wzięła zdumiewająca cisza na widowni?

W każdym razie - w finale seansu zdawało się, że nie było w teatrze niczego, żadnej nieożywionej realności, w której nie dałoby się wyczuć cienia śpiewu gregoriańskiego, oraz nikogo na widowni, kto by w lot nie pojął finału wspomnianego na początku wiersza Nelsona Fostera. "Myśl o kolorowej śliwce/ dojrzewającej cały czas ku tobie,/ żebyś rozpoznał, że jest dobra/ tak jak komórka w twoim ciele -/ nabrzmiała, słodka, wilgotna/ i gotowa trwać albo zniknąć". Od ciebie do najlichszej rzeczy, co ją masz pod ręką, jest bardzo blisko, niepokojąco blisko. Trzeba tylko nauczyć się zostawiać rzeczy w spokoju. Choć przez moment niech są - jedynie sobie.



Paweł Głowacki
Dziennik Polski online
14 listopada 2011