Golem godula

Na zakończenie Chorzowskiego Teatru Ogrodowego zobaczyliśmy spektakl plenerowy „Golem Godula” Teatru HoM z Tychów. Sztuka ta to opowiedziana z rozmachem historia oparta na podaniach i legendach dotyczących Karola Goduli, górnośląskiego przedsiębiorcy zwanego królem cynku. Na temat tej niezwykłej postaci i wyjątkowego przedstawienia z Jakubem Kabusem i Piotrem Kumorem rozmawiała Magdalena Kulus.


Sztajgerowy Cajtung: Skąd wziął się pomysł na spektakl Golem Godula?
Jakub Kabus: Szukałem ciekawego, śląskiego motywu-legendy. Szukałem pomysłu na spektakl dla ludzi stąd, ze Śląska, który mógłbym pokazać w estetyce steampunk i który wpisałby się w projekt plenerowy. Karola Godulę podsunęła mi Natalia Kruszyna, występująca w Teatrze A Part i w Teatrze HoM, na co dzień pracująca w Muzeum Historii Katowic. Oczywiście wcześniej o nim słyszałem: że był przemysłowcem, natomiast dopiero za jej sugestią zgłębiłem, jak ciekawy i skomplikowany miał życiorys. Karol Godula to bardzo barwna postać, która zasługuje na dużo większy hołd niż nasz spektakl. Na podstawie jego życiorysu powinny być robione filmy lub musicale. Gdyby ta postać żyła w Stanach Zjednoczonych, to Hollywood dawno by się o niego upomniało. Tymczasem u nas jego historia to było dziewicze pole, z którym nikt się nie zmierzył.
Sz. C.: Czym charakteryzuje się estetyka steampunk, o której wspomniałeś?
J. K.: Estetyka ta nawiązuje do okresu wiktoriańskiego w Anglii, połowy XIX wieku. Jest to okres intensywnego rozwoju przemysłu. Adaptacja tego na grunt śląski była przyjemną zabawą i świetnie wpisywała się w ideę spektaklu plenerowego, gdzie przynajmniej połowa widzów to publiczność przypadkowa, która obejrzy przedstawienie, jeśli będzie ono widowiskowe. Teatr w naszych czasach musi konkurować z mediami tak kolorowymi i tak rozbudowanymi, że już na wstępie jest przegrany w tej walce, ale stale podejmuje tę rywalizację. Robimy więc takie nasze małe, śląskie Hollywood na ulicy, bo trzeba dodać, że steampunk jest rozwinięty w kierunku fantasy.
Sz. C.: Czyli w kierunku tego, co jest teraz najbardziej popularne.
J. K.: Tak, jest więc to bardzo nośna materia, która pozwoliła uatrakcyjnić ten spektakl, a poza tym była odpowiednia dla tej postaci. Godula był bardzo tajemniczy, świetnie do estetyki fantasy pasował.
Sz. C.: Długo pracowałeś nad tym przedstawieniem, szukając informacji, źródeł?
J. K.: Niedługo, z racji tego, że mój spektakl nie jest dokumentem. On bazuje na życiorysie Goduli, na jego najważniejszych wątkach, czyli kalectwie, błyskawicznej karierze z plebejusza do zarządcy wielkich majątków hrabiego Ballestrema, na pewnych nie do końca wyjaśnionych motywach. Wiemy, że Godula został napadnięty, ale nie znamy szczegółów: zakrwawionego Karola odnaleźli ludzie, którzy szli rano do kościoła. Wiemy, że nie mógł mieć dzieci, ale jedne źródła mówią, że został wykastrowany, inne, że miał rzeżączkę. Czyli nie ma konkretów, za to można znaleźć masę teorii na jego temat. Ja wybrałem najciekawsze wątki i na nich się skupiłem. W pewnym momencie nie chciałem zagłębiać się dalej, bo zacząłem się zastanawiać, którą z wersji powinienem wybrać. Miałem przesyt informacji, zostałem przy tych najbardziej znanych legendach i połączyłem je z postacią golema, która jest spoiwem całego spektaklu, bo jedna z teorii mówiła o tym, że Godula potrafił wytwarzać złoto i zajmował się alchemią. Wprawdzie nie pada to słowo, ale taki wydźwięk miała działalność, o jaką go podejrzewano, natomiast najbardziej popularną postacią mitów alchemicznych jest właśnie golem. W momencie, kiedy Godula ginie i kończą się na jego temat informacje, bo jego śmierć jest równie tajemnicza jak życie, popuszczamy wodze fantazji i odwołujemy się do żywiołów i legend alchemicznych. W finale pojawia się więc wspomniany golem.
Sz. C.: Prawdziwie hollywoodzki golem. Kto jest jego konstruktorem?
J. K.: Parowy golem Goduli jest moim pomysłem i projektem. Smykałka do majsterkowania często przydaje się przy produkcjach niezależnych, gdy nie ma budżetu na zlecenie wykonania scenografii specjalistom.
Sz. C.: Stworzyłeś golema, stworzyłeś też imponujący i zaskakujący rozmachem spektakl, w którym pojawiają się nie tylko efekty specjalne, ale też liczne rekwizyty i spora obsada. Wymaga to nie tylko doświadczenia, ale też wyobraźni. Skąd przychodzą pomysły na takie, a nie inne rozwiązania sceniczne?
J. K.: Na to pytanie nie mam odpowiedzi. Chciałbym, tak jak niektórzy, siąść i napisać scenariusz, a potem wejść na scenę i go realizować. Nie potrafię tak. Jeżeli to nie jest dramat, nie operujemy słowem, tylko obrazem, to większość spektaklu powstaje na scenie. Dużo sprawniej by było, gdybym potrafił wszystko zapisać wcześniej. Dwa tygodnie przed spektaklem miałem mgliste założenie i mniej więcej wiedziałem, jak będzie wyglądać scenografia, a potem resztę dokładaliśmy. Bardziej przypomina to pracę artysty plastyka, który ma przed sobą bryłę i kawałek po kawałku zrzuca marmur, żeby odsłonić to, co tam jest pod spodem.
Piotr Kumor: Aktorzy po realizacji tego spektaklu śmiali się, że Kuba jest jak Bóg, ponieważ na początku tej pracy jest chaos, wielki chaos, a potem wychodzą takie perełki (śmiech).
Sz. C.: Wracając do Karola Goduli: czy wiemy o nim coś konkretnego, poza tym co mówią legendy i podania?
J. K.: Wiemy, jak zmienił go wypadek, ta napaść, o której już mówiłem. Był fizycznie okaleczony, miał niedowład ręki, nogi, zniekształconą twarz z powodu porażonych nerwów. Na jedynym zdjęciu, które się zachowało, widać, że połowę twarzy miał zdeformowaną. To było dla mnie ważne, bo w spektaklu posługuję się obrazem, nie słowem.
Sz. C.: Słów nie ma, ale dużo się dzieje.
Piotr Kumor: Widzowie zawsze są zaskoczeni rozmachem działań w Golem Goduli. Ze strony aktora ten spektakl jest nieznośnie ciężki do zagrania, nie ze względu na to, ile się gra i w jakich kostiumach (bo niektórzy mają na sobie kawał żelastwa), ale ze względu na technikę. To jest potężne przedsięwzięcie, gigantyczne rusztowania, spektakl grany jest piętrowo, wielowarstwowo, jest w nim trochę dymu, pary, pojawiają się szlifierki, łańcuchy, szczudlarze, wyciągarki, mnóstwo rekwizytów i efektów specjalnych.
Sz. C.: Macie do tego specjalną obsługę techniczną?
P. K.: Nie, wszystkim zajmują się aktorzy. Tą całą machiną trzeba ruszać w odpowiednim kierunku, w danym momencie przesuwać odpowiedni drut, kabel, łańcuch, taśmę. Wymaga to wielkiego wysiłku, ale daje ostatecznie ogromną satysfakcję, bo w tym przedstawieniu nawet przypadkowy widz znajdzie coś dla siebie. Jest w nim wiele wątków, które można śledzić, emocji, myśli. Ta historia jest na tyle uniwersalna, że każdy ją widzi, rozumie i czuje po swojemu. Gdy pytaliśmy widzów po spektaklach o odbiór, to byliśmy zaskoczeni mnogością interpretacji, one się w zasadzie nie kończyły.
Sz. C.: Czyli Golem Godula porusza widzów.
J. K.: Właśnie po to nie skupiałem się na faktach, ale raczej na tragizmie postaci. Ludzie bali się Goduli, wytykali go palcami, obrzucali kamieniami. Myślę, że odnieśliśmy sukces, bo spektakl na pewno wzrusza.
P. K.: Wzrusza, ale uczy też dobrej teatralnej estetyki. I przeraża. Chociaż z tego co wiemy, dzieci zazwyczaj świetnie się na nim bawią.

Jakub Kabus – współtwórca tyskiego Teatru HoM, reżyser i autor scenariusza spektaklu plenerowego „Golem Godula".

Piotr Kumor - założyciel i aktor Grupy Artystycznej Teatr T.C.R., w spektaklu „Golem Godula" występuje jako karczmarz.



Magdalena Kulus
Sztajgerowy Cajtung
8 września 2015