Gorąco w Jaraczu

W łódzkim Teatrze im. Jaracza zrobiło się gorąco, a wszystko to za sprawą najnowszej premiery, którą wyreżyserował Artur Urbański. "Gorące lato w Oklahomie" to sztuka, która króluje na deskach światowych scen teatralnych, zbierając liczne nagrody. Sama Tracy Letts, za powieść "Sierpień" - książki, która posłużyła za pierwowzór sztuki - otrzymała Pulitzera

Wiecznie naćpana żona, matka rodziny i jej popijający mąż. Obydwoje godzą się na nałogi drugiego, bo taką mają między sobą umowę. Mąż (Aleksander Bednarz) wspiera tym samym żonę (Barbara Marszałek) w walce z rakiem krtani. Już po pierwszej minucie spektaklu wiadomo, że nie jest to normalna rodzina. Chore relacje, jakie łączą Violet i Beverlego przekładają się na kontakt z ich trzema córkami, które bardzo sporadycznie odwiedzają rodziców. W dodatku one same mają problemy ze stworzeniem swych własnych domów. Jedna jest w separacji i nie może porozumieć się ze swoją dorastającą córką. Dwie pozostałe nie potrafią znaleźć sobie partnerów, przy których czułyby się kochane. Trafia się jednak okazja, aby wszystkie kobiety zebrały się w komplecie. Przyczyną spotkania jest zniknięcie ojca, który nie mówiąc nic nikomu, pewnego dnia wychodzi z domu. Wydarzenie to w pewien sposób zmusza bliskich do spotkania i rozmowy. Na jaw zaczynają wypływać długo skrywane żale i niewyjaśnione sprawy. Odsłonięte zostają także głęboko skrywane tajemnice. Jednym słowem - w rodzinie Westonów robi się naprawdę gorąco. 

W sztuce występuje 13 osób - sporo, jak na scenę kameralną. Jednak scenografia jest tak skonstruowana, że z powodzeniem mieści wszystkich na scenie. Doskonałym rozwiązaniem jest piętro czy przesuwane, szklane drzwi, które dominują na scenie. W dowolny sposób można dzięki temu komponować pomieszczenia i jednym krokiem przechodzić z pokoju do pokoju. Tym samym akcja, która momentami dzieje się w kilku rożnych miejscach czy poziomach jest doskonalne widoczna. Bez problemu można podpatrywać życie w jednym kącie nie tracąc tego, co się dzieje chociażby w pokoju na górze czy w głębi sceny. Wszystko wygląda jak w prawdziwym życiu, znika bowiem chęć grania, a pozostają naturalne ruchy i uczucia. To właśnie swoboda jest tu głównym atutem oraz płynność i brak oporów w przedstawianiu wielu ludzkich zachowań.

Sztuka jest długa, trwa ponad trzy godziny, nie jest jednak w żadnym stopniu nużąca. Przez ten czas tak bardzo wnika się w życie bohaterów, że gubi się nasza rzeczywistość, a zaczyna liczyć się tylko ta z Oklahomy... 

Z żalem dowiadujemy się o śmierci głowy rodziny. Aleksander Bednarz jako ojciec pojawia się na scenie dosłownie na pięć minut, przyjmuje na służbę głuchoniemą dziewczynę, kłóci się z żoną i znika. Jednak to, jakim nam się przez tę chwilę ukazał, jego sposób bycia, osobowość, towarzyszą nam aż do ostatniej minuty. Obiad po pogrzebie, który jest tak skonstruowany, że widownia ma wrażenie, iż siedzi przy stole wraz z żałobnikami jest jedną z najlepszych scena tej sztuki. W tej scenie udało się chyba wszystko. Uchwycone zostały pojedyncze czynności i gesty. Można dostrzec tyle uczuć i rożnych postaw, że zaczyna się każdą osobę odbierać indywidualnie, każdy bohater tu staje się barwny i niezwykle intrygujący. Każdy z artystów jest bowiem jakby wtopiony w swoją postać, naturalne ruchy i mimika skonstruowane są z dbałością o każdy szczegół. 

Johanna Monevata, owa niedosłysząca służąca, która przemyka co chwila z kuchni do salonu czy krząta się w bibliotece, jest fascynująca. Pozornie jest to osoba, która nie pasuje do rodziny i nie powinna przyciągać uwagi. Momentami ma się wrażenie, że wydarzy się coś i Johanna zrobi coś intrygującego, dobrego lub złego. Tak się jednak nie dzieje, a mimo to o tej bohaterce można wiele powiedzieć. Pomyślałby ktoś, że to trochę niewdzięczna rola. Jakże pocieszający jest jednak fakt, że rola ta, doskonale poprowadzona i zagrana została dostrzeżona przez znawców sztuki teatralnej. Matylda Paszczenko otrzymała bowiem za nią Złotą Maskę za najlepszą rolę żeńską w sezonie artystycznym 2010/2011.



Barbara Brzoska
Dziennik Teatralny
27 czerwca 2011