Gorzkie ziółka Solange
W Teatrze Miejskim w Gdyni parzą ziółka. Nie jestem jednak pewna, czy będą każdemu smakowały. W sobotę na Małej Scenie teatru przy Bema odbyła się premiera "Pokojówek" Jeana Geneta. Ten zaskakujący thriller napisał jeden z największych twórców teatru światowego, dramaturg recydywista, który swą pisarską karierę rozpoczął podczas odsiadywania dożywotniego wyroku.A co najzabawniejsze: dramaturg intelektualista, który nie lubił teatru, a jego twórców uważał za wyniosłych głupców.
Jaki jest gdyński spektakl? Jak dla mnie zbyt "letni".
Sztuka Geneta stawia przed aktorami nie lada zadanie. To prawdziwy pojedynek aktorskich możliwości. W Gdyni zwycięsko wychodzi z niego Dariusz Szymaniak. Zachwyca artykulacja, rytm, modulacja - to, jak podaje tekst. Płynnie przeskakuje od szeptu do krzyku, od strachu do nienawiści - z emocji do emocji. Mówi tak, że wszystko dociera do widza, ale to nie tylko sprawa dykcji i warsztatu, on wie, co mówi, bo wie, kogo gra.
Szymon Sędrowski, który w gdyńskim teatrze stworzył kilka naprawdę świetnych ról, tym razem według mnie rozczarował.
Być może zjadła go premierowa trema... W sobotę grał na silnych emocjach, ale nie zawsze tekst docierał do widza (choć aktor ten nie ma kłopotów z dykcją). Jedynie w finale wyciszony, skupiony, pokazał, jakie drzemią w nim możliwości.
Scenografię i kostiumy zaprojektował Sławomir Smolorz. Widzowie w foyer otaczają scenę z czterech stron. Aktorzy są na wyciągnięcie ręki, nie ma scenicznej rampy. Jest pokój, w nim stylowe meble, toaletka z lustrem - to tu za zamkniętymi drzwiami domu odbywa się przedziwny spektakl, który odgrywają pokojówki, a raczej pokojowcy: Claire (Szymon Sędrowski) i Solange (Dariusz Szymaniak). Gdy jedna wciela się w postać Jaśnie Pani ( w tej roli Beata Buczek-Żarnecka), wdziewając na siebie jej stroje i biżuterię, druga odgrywa pokojówkę i odwrotnie. To powtarzany rytuał - ceremonia. Próby mają doprowadzić do finału, w którym Pani znienawidzona i uwielbiana jednocześnie zostanie zamordowana...
Do zbrodni jednak nie dochodzi. Jaśnie Pani na wiadomość o warunkowym zwolnieniu Pana z więzienia, którego pokojówki pomogły wsadzić za kratki swoimi donosami, wybiega z domu na spotkanie. Nie zdążyła wypić ziółek, które w paradnej filiżance zaparzyła Solange, dodając do nich pastylki gardenalu.
Jak kończy się sztuka, widzowie dowiedzą się na spektaklu.
Reżyser Krzysztof Babicki zgodnie z sugestiami Geneta role pokojówek powierzył mężczyznom. Wprowadził też na scenę samego autora (Andrzej Redosz), który mówi aktorkom, jak mają grać, a na koniec symbolicznie zdmuchuje świecę.
Gdyńskie "Pokojówki" to rzetelnie zbudowany spektakl, pełen zaskakujących zwrotów akcji, ale czegoś mi w nim zabrakło.
Jakże łatwo jest być dobrą! ... ale być dobrą - kiedy się jest sługą! Człowiekowi musi wystarczyć, że przy sprzątaniu, zamiataniu zabawia się w teatr - mówi Solange.
"Pokojówki" to teatr przemieniający się w rzeczywistość, kreujący rzeczywistość, w której jedna z pokojówek "zagrywa się na śmierć", na śmierć "rzeczywistą".
Genet we wstępie do sztuki napisał: "Idę do teatru, aby na scenie zobaczyć siebie - siebie, którego bym nie potrafił lub nie odważył się zobaczyć czy wyśnić; siebie jednak takiego, jakim wiem, że jestem". Czy widzowie zobaczą siebie, oglądając gdyńskie "Pokojówki"?
Grażyna Antoniewicz
POLSKA Dziennik Bałtycki
2 października 2013