Gość w dom...

Zdawałoby się, że Pier Paolo Pasolini ze swoimi lewackimi sympatiami na afiszu TR Warszawa powinien czuć się jak u siebie w domu. Ale Grzegorz Jarzyna, pomimo niedyskretnego wdzięku tematu, nie ma ambicji krytykować za nim kapitalistycznych ideałów. Nie daje się w zasadzie wcale ponieść nęcącemu wątkowi ideologiczno-politycznemu filmu "Teorema" z 1968 roku, jakby wskazując, że najcenniejsza w tej opowieści jest jej warstwa teologiczna.

Fabularnie przedstawienie trzyma się filmowego pierwowzoru dość ściśle. Nawet aktorzy są bardzo wiernie wystylizowani na postaci z Pasoliniego. Cała ta „retro” stylizacja nie jest chyba jednak do końca serio – ma ona dyskretny smaczek stereotypu o „burżujskim dobrym domu”. Jarzyna, inaczej niż Pasolini, przeprowadza za to ekspozycję – każe nam bardzo długo patrzeć na codzienny rytuał rodziny: On, Paolo (Jan Englert) siedzi przy biurku pochłonięty pracą, Ona, Lucia (Danuta Stenka), dzieci, Pietro i Odetta (Jan Dravnel i Katarzyna Warnke) z namaszczeniem czeszą się przed lustrem, służąca Emilia (Jadwiga Jankowska-Cieślak) jak niema krząta się po domu. Sekwencja powtórzona jest trzykrotnie w ten sam sposób, zmieniają się tylko kolory ubranek domowników. Przeciągające się milczenie coś zapowiada – spektakl zaczyna się naprawdę fascynująco.  

Pachnący współczesnym luksem „Ikei” salon, jest skąpany w złotym blasku porannego słońca – wydawałoby się, że fortuna jest dla bogaczy tak łaskawa, że każdy dzień w ich domu jest równie piękny i słoneczny. Przewrót w ułożonym świecie posiadaczy zapowie dopiero telegram o zagadkowej treści: „Przyjeżdżam jutro”. Kurier Angiolino (rewelacyjny Rafał Maćkowiak) niczym Archanioł Gabriel zapowiada przyjście…

Czyje? Gościa – młodego mężczyzny, który wda się w intymne relacje z każdym z domowników, bezinteresownie, nie chcąc nic w zamian, odmieniając tym samym każdego i odchodząc równie nagle jak się pojawił. Jarzyna dość jednoznacznie interpretuje, że ta tajemnicza siła, którą uosabia przybysz, uświadamia bohaterom rzecz tyle prostą, co podstawową –  to Miłość. Taka koncepcja zbliża postać Gościa (Sebastian Pawlak) do Chrystusowej ikony – myśl oczywiście trafna, ale jednocześnie odzierająca z wieloznaczności, którą obdarzył ją Pasolini.

Historia rodziny, którą nawiedza ów tajemniczy Gość, pozornie opowiedziana w podobnym porządku przez Pasoliniego i Jarzynę, u tego drugiego w kilku kluczowych momentach pozbawiona jest ciężaru. Jakiego? Metafizycznego? Ideologicznego? Ciężko odpowiedzieć. Co jednak powoduje takie wrażenie?  

Pasoliniego mało obchodziła forma, nie dbał wcale, aby jego filmy były estetyczne, natomiast Jarzyna o estetyczność dba – i to wręcz obsesyjnie. Tym razem nie wyszło mu to na dobre. Bo właśnie w formie, zdaje się, utopiona została moc „Teoremy”. Spektakl jest bardzo efektownie oświetlony, scenografia pachnie luksusem, z głośników sączą się złowrogie efekty dźwiękowe. Wycyzelowane, „odpicowane”, momentami efekciarskie przedstawienie Jarzyny, kontrastuje z nieestetycznie kadrowanym, niechlujnie zmontowanym filmem Pasoliniego tak bardzo, że nie sposób tego nie odnotować. Realistyczny, wręcz dokumentalny chłód, służył wymowie dzieł Włocha, natomiast Jarzynie wszechobecna efektowność "zjada" spektakl – jego potencjalnie ważne sensy, jego potencjalną wieloznaczność. Nieproporcjonalnie dużo widać w nim troski o estetyczny efekt – za dużo, względem tematu.  

Próba przeczytania nieznośnie intelektualnego Piera Paolo językiem emocjonalnym mogłaby się powieść i rzeczywiście do pewnego stopnia koncepcja wytrzymuje. Na przykład bardzo dobrym wydaje się pomysł na prosty, skromny monolog Angela jako epilogu, takiej odreżyserskiej pointy. Jest to jeden z momentów w spektaklu gdzie – mam wrażenie – Jarzyna wypływa na głębsze wody, bo nie chowa w nim swojej twarzy za śliczną ścianą formy. Skupia w nim prawdziwą – bo pełną prostoty – teatralność i tym wygrywa. A sam niebiański, „nietykalny” Angiolino Rafała Maćkowiaka (porte parole reżysera?) sytuuje całe przedstawienie co najmniej o oczko wyżej.  

Głosy, że twórczość Jarzyny dzięki „T.E.O.R.E.M.A.T.” wchodzi w nowy etap, wydają się nadto fanfarowe. Kolejna premiera TR, która w berlińskim Schaubühne już uświęciła sukces, być może zapowie ów przełom…



Szymon Kazimierczak
Dziennik Teatralny Warszawa
8 maja 2009
Spektakle
T.E.O.R.E.M.A.T
Teatry
TR Warszawa