Gówniarz z żółtą brodą

Był człowiekiem renesansu - pisał, malował, rysował, rzeźbił, reżyserował. Oryginał, egocentryk, ekscentryk; czwarty wieszcz w tużurku i geniusz. I takim jest dzisiaj, bo - przez swoją twórczość - jest wiecznie żywy. "Żyje, bo jako kreator wielkiej sztuki narodowej umrzeć nie może (...) był artystą niepokornym i miał raczej trudny charakter, był krytyczny wobec ciemnoty i zacofania, ale był dobrym, wrażliwym na biedę człowiekiem" - wspominała go jego wnuczka, Dorota Wyspiańska-Zapędowska. Zmarł w wieku zaledwie 38 lat. Oto Stanisław Wyspiański z krwi i kości.

- Stanisław Wyspiański urodził się 15 stycznia 1869 r. Był dramaturgiem, poetą, malarzem i grafikiem - nie sposób wymienić wszystkie dziedziny, którymi się zajmował
- Tworzył w epoce Młodej Polski. To było idealne miejsce dla niego - z tego tyglu indywiduów wyrósł czwarty wieszcz polski
- Zmarł 28 listopada 1907 r. Miał 38 lat. Jego krótkie życie wypełniała pasja tworzenia
- Jego obrazy są prezentowane na trwającej do 20 grudnia wystawie "Polska. Siła obrazu" w Muzeum Narodowym w Warszawie. Ekspozycję można zwiedzić online na stronie internetowej Muzeum od 6 listopada. Wirtualny spacer 3D udostępniono w czasie, gdy MNW pozostaje zamknięte dla zwiedzających z powodu epidemii COVID-19
- Na ekspozycji znajdują się dzieła najwybitniejszych polskich artystów, m.in. Wyspiańskiego, Matejki, Wyczółkowskiego, Boznańskiej, Chełmońskiego i Grottgera - ponad 100 obrazów ze zbiorów własnych Muzeum Narodowego w Warszawie oraz innych kolekcji krajowych, w tym prywatnych

Materiał powstał dzięki współpracy Onet z partnerem - Narodowym Archiwum Cyfrowym, którego misją jest budowanie nowoczesnego społeczeństwa świadomego swojej przeszłości. NAC gromadzi, przechowuje i udostępnia fotografie, nagrania dźwiękowe oraz filmy. Zdigitalizowane zdjęcia można oglądać na nac.gov.pl.

"Nad jakąś rzeką, w jakimś kraju"
Stanisław Mateusz Ignacy Wyspiański urodził się ponoć dwa miesiące za wcześnie. Był piątek, 15 stycznia 1869 r. Dokładnie - w Krakowie na Krupniczej 26. W domu, który był pozostałością po wielkim majątku dziadka, handlarza i hurtowniku. Dziadkiem od strony ojca był urzędnik podatkowy, Ignacy Wyspiański. Miał po sobie zostawić głównie długi. I nazwisko, które dziś wszyscy znają.

Jego ojciec, Franciszek, był zdolnym i cenionym rzeźbiarzem. Borykał się jednak z ciągłymi kłopotami finansowymi i "nie mógł opanować pociągu do alkoholu". Jego pracownia znajdowała się u podnóża wzgórza wawelskiego - przy ul. Kanoniczej 25, gdzie często bywał mały Staś. Stąd do końca życia kochał Wawel, a nawet zaplanował jego przebudowę. Miał się stać "polskim Akropolis".

Gdy miał sześć lat stracił braciszka, Tadeusza. Rok później zmarła jego matka, Maria z Rogowskich. Miała talent muzyczny, pisała wiersze. Pochodziła z rodziny zaangażowanej w sprawę wyzwolenia Polski. Scenę jej śmierci miał potem namalować. "Na łożu spoczywa młoda jeszcze kobieta o woskowej, żółtej, wycieńczonej twarzy, przy łóżku z twarzą w dłoniach ukrytą klęczący chłopiec, a ponad nimi ciemnogranatowe skrzydła anioła śmierci" - opisał obraz Henryk Opieński.

O los chrześniaka zatroszczyło się bezdzietne wujostwo - Joanna i Kazimierz Stankiewiczowie. W ich domu przy Kopernika 1 poznał Jana Matejkę. Miał nawet dawać małemu chłopcu pierwsze artystyczne rady. Później mieszkali na Zacisze 2, Westerplatte 1 (wówczas ulica Kolejowa), po śmierci wuja - Poselskiej 10.

"Na to trzeba sobie zasłużyć!"
Najpierw uczył się w Szkole Ćwiczeń mieszczącej się w Pałacu Larischa przy ul. Franciszkańskiej. Lata nauki Collegium Nowodworskiego, czyli krakowskim gimnazjum klasycznym im. Św. Anny, rozbudziły w nim zamiłowanie do sztuki, fascynację antykiem i historią Polski. Wśród kolegów ze szkolnych ław - przyszła śmietanka Krakowa: Józef Mehoffer, Lucjan Rydel i Stanisław Estreicher.

"Nie był on przyjacielem łatwym. Najprzód dlatego, że był jak mimoza wrażliwy: każdy sprzeciw, każda rada nieidąca po linii jego życzeń mroziła go i zniechęcała" - wspominał ten ostatni.

Był dzieckiem niesfornym i lubiącym psocić. Któregoś dnia zapragnął, by Dzwon Zygmunta zabił specjalnie dla niego... Rozkołysał go z kolegami ze szkolnych ław. Bury nie dostali, a kardynał Dunajewski zwrócił się wówczas do 13-letniego chłopca: "Stasiu, na to trzeba sobie zasłużyć!".

W szkole raczej się nie wyróżniał, choć już wówczas próbował swoich sił w pisaniu - powstała interpretacja dramatyczna obrazu Matejki "Batory pod Pskowem".

"Przedwcześnie dojrzały i niezależny"
Po maturze rozpoczął studia w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych w Oddziale Rysunku pod kierunkiem Jana Matejki, który był jej rektorem. Jako wyróżniający się student Wyspiański został zaangażowany do prac nad polichromią Kościoła Mariackiego jako pomocnik techniczny. Zapisał się też na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego jako słuchacz historii sztuki i historii klasycznej.

W latach 1891-1894 podróżował po Europie, na dłużej zatrzymując się - po wojażach przez Wiedeń, Wenecję, Padwę, Weronę, Mantuę, Mediolan, Como, Lucernę, Bazyleę - w Paryżu, gdzie uczęszczał do prywatnej szkoły malarskiej Academie Colarossi. Nie udało mu się dostać do École des Beaux Arts. To właśnie nad Loarą zatruł się farbami olejnymi. Po czasie okazało się, że ma... alergię na biel cynkową. Do końca życia więc posługiwał się głównie pastelami.

To też w Paryżu rozkochał się na dobre w tragedii antycznej i dramatach Szekspira; zapoznał się z dorobkiem francuskich klasyków i współcześnie panującymi prądami - impresjonizmem, naturalizmem i symbolizmem. Poznał się z Władysławem Ślewińskim, Paulem Gauguinem i nabistami. "Przedwcześnie dojrzały i niezależny, przeczuwał, jak znaczne korzyści mogą mu dać studia w europejskiej stolicy kultury" – komentuje Marta Romanowska w książce "Stanisław Wyspiański". To właśnie wtedy rozpoczął pierwsze próby dramatyczne (szkice "Legendy" i "Warszawianki").

W Paryżu spędził z przerwami ponad trzy lata, ostatecznie wrócił - szlakiem katedr romańskich i gotyckich - do Krakowa we wrześniu 1894 r. Do stolicy Francji zawitał jeszcze parokrotnie.

Kraków mi za mały. Nie uwierzysz nawet, jak się stęskniłem za Paryżem. Całymi wieczorami chodzę po Paryżu. Bywam w Comédie Française, w Operze, spaceruję po bulwarach (flanuję). Zatrzymuję się przed gablotkami, ba! nawet spotykam znajomych... i to przez imaginację
- pisał w liście Henryka Opieńskiego w 1895 r.

Borykał się z ogromnymi trudnościami finansowymi, co doprowadzało go do szewskiej pasji i depresji. Dostał zamówienie na polichromię do kościoła franciszkanów w Krakowie, o których pisał Rydlowi: "Zajęty jestem komponowaniem dekoracji kościoła Franciszkanów, którą zajmuję się na własną rękę i dla własnej tylko satysfakcji".

"Nikt żywy w kraj młodości raz drugi nie wraca"
Podczas prac nad polichromią Wyspiański poznał swoją przyszłą żonę - straszą od niego Teofilę Teodorę Pytko, czyli - jak samo o niej mówił - Teosię. Ta prosta, wiejska dziewczyna pracowała tam jako pomocnica murarzy, choć zapewne znali się być może wcześniej. Pracowała w domu wujostwa jako tzw. posługaczka - czyli ta od najgorszych prac: wnoszenia węgla i wody. Nie pojawiała się na salonie z samowarem.

Jesienią 1895 r. cały Kraków huczy - wpadka! Stanisław Wyspiański zostanie ojcem. Zanim stanęli na ślubnym kobiercu mieli już trójkę dzieci. Teosia wyjechała do rodzinnej wsi. Staszek był bez stałego źródła dochodu. W garnek zaglądała nędza. Wpada fucha - projekt polichromii kościoła św. Krzyża, z którego nic nie wyjdzie. I będzie to też koniec przyjaźń z Tadeuszem Stryjeńskim, który nadzorował prace w świątyni. Jego miejsce zajmął Antoni Tuch. Staś robi na niego zasadzkę. Musiała interweniować policja.

Ślub wzięli 18 września 1900 r. o godz. 9:00 w kościele św. Floriana na Kleparzu. Nie był to ślub zwyczajny - początkowo trzymano go w tajemnicy, nie na wiele się to zdało. "Cały Kraków załamywał ręce, co też zrobił Wyspiański, biorąc sobie tak dziwną żonę. Kiwano smutno głowami, zastanawiano się w pojedynkę i »zespołowo« nad tą szaradą życiową poety lub kuto złośliwo-dowcipne żarciki i domyślniki" - wspominał Roman Kubiński.

Rodzina nigdy Teosi nie zaakceptowała, uznała małżeństwo za mezalians i zerwała stosunki z młodą parą. Mieli czworo potomstwa. Prócz nieślubnego syna Teofili, Teodora, którego Wyspiański adoptował i urodzonych jeszcze przed ślubem Helenki i Mieczysława, był także Stanisław.

"Była dziewczyną zupełnie ordynarną, bosą, brudną, rozczochraną, brzydką, niezgrabną. Typ – dla malarza zapewne ciekawy! Nie nadawała się zupełnie do domu porządnego, a cóż dopiero do domu cioci!" - pisała o żonie Staszka jego kuzynka, Maria Waśkowska. Jego to bolało. "Wszystko zaś jest komedia »społeczna«, gdyż nie mogą przenieść na siebie tego, że żona moja nie jest z »miastowych« z tak zwanej inteligencji i daliby połowę życia za jaki skandal" - pisał.

"Widok ten postanowiłem utrwalić"
Zamieszkali przy ul. Krowoderskiej 157 (dziś 79; na rogu z al. Słowackiego), gdzie urządził swą "szafirową pracownię". Było to samodzielne, obszerne, siedmiopokojowe mieszkanie na drugim piętrze kamienicy. Nieustannie nie miał pieniędzy. W jednym z listów do Rydla pisał, że nie może rysować, bo nie ma za co kupić ołówków i papieru. Zamiłowanie do pasteli miało więc także znaczenie ekonomiczne - pastelowy portret jest dużo tańszy i powstaje w ciągu kilka godzin. Zamawiali je u niego krakowscy mieszczanie - adwokaci, lekarze, dentyści, a zwłaszcza ich żony i córki.

Był samotnikiem. Na drzwiach pracowni umieścił tabliczkę z napisem: "Tu mieszka Stanisław Wyspiański i prosi, aby mu nie przeszkadzać". Adam Grzymała-Siedlecki pisał: "W nieposkromiony sposób działały w nim impulsy, w namiętny sposób żyły w nim uczucia. Zwłaszcza nienawiść". Przez całe życie chodził w tużurku. Ponoć, gdy guziki zapinał nerwowo, świadczyło, że z łóżka wstał lewą nogą.

Kolejną swoją pracownię - ku zdziwieniu większości - znalazł z dala od centrum miasta. Tworzył niedaleko Kopca Kościuszki, a rysunki z widokami z okna na Kopiec znalazły się na płótnach, które można zobaczyć na wystawie w warszawskim Narodowym. Za pejaże dostał Nagrodę Polskiej Akademii Umiejętności.

Z okien pracowni, którą podnajmowałem, widziałem kopiec Kościuszki. Widok ten postanowiłem utrwalić. Tak powstał w 1905 roku pastel "Widok na kopiec w okresie roztopów", rozpoczynając cykl obrazów przedstawiających ten krakowski monument. Niestety w tych latach zarysowywał się coraz drastyczniej tragiczny kontrast pomiędzy gwałtownym rozpędem moich sił twórczych (...) a opuszczającymi mnie siłami fizycznymi, postępującą wciąż nieuleczalną chorobą
- pisał.

Był trudnym człowiekiem i miał trudne relacje z otoczeniem. Józef Chełmoński zachwycony projektem witraża "Kazimierz Wielki" chciał serdecznie pogratulować Wyspiańskiemu. Wówczas artysta odsunął się i wycedził "Cieszę się, że znalazłem uznanie w pańskich oczach". Stanisławski skomentował sam do siebie: "No, gówniarz z żółtą brodą". Żeby tego było mało - uchodził za dziwaka! W knajpach zawsze siedział sam i tyłem do reszty gości lokum. A mimo to miał wielu przyjaciół i ludzi, na których mógł polegać.

"Teatr mój widzę ogromny"
Jako dramatopisarz zadebiutował Wyspiański w 1898 r. inscenizacją "Warszawianki". Zachęcony powodzeniem opublikował - "Legendę I", "Klątwę", "Lelewela", "Meleagera". Teatrem fascynował się za młodu - najpierw, gdy w wujostwem chodził na spektakle w Krakowie, potem - podczas studiów paryskich w prawie każdy wieczór pojawiał się w teatrach.

Prawdziwy sukces przyniosła mu jednak dopiero inscenizacja "Wesela" w 1901 r. Wyspiański sam sztukę reżyserował, projektował kostiumy, opracował scenografię. A do napisania dramatu zainspirowało artystę autentyczne wydarzenie - ślub Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną w podkrakowskiej wsi Bronowice, na którym Wyspiański był świadkiem i gościem.

A wydarzeniem tym żyła cała okolica. "O godzinie dziewiątej kościół Mariacki jest pełny. Dostać się do środka też nie było łatwo. Na Rynku, wzdłuż linii A–B, pełno ludzi (kilka tysięcy — napisze potem Rydel). Daty ślubu nie udało się do końca utrzymać w tajemnicy. Tłok, ścisk, pełno gapiów. Pomiędzy kapeluszami damskimi, męskimi, futrami i paltotami trochę znajomych. Machają, kiedy wozy wjeżdżają na plac Mariacki. Tutaj czeka Stanisław Wyspiański. Z Błażejem Czepcem będą świadkami na ślubie. Ceremonia ma odbyć się w kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej" - pisze w swojej książce "Panny z »Wesela«" Monika Śliwińska.

"Tam ujrzał i usłyszał swoją sztukę"
"Tej nocy Stanisławowi Wyspiańskiemu nie po drodze ze wszystkimi. Ani tu, ani tam. Ani w gościnie, ani w tańcu. Uczestnicy wesela zapamiętają go stojącego w drzwiach, wspartego o futrynę" - pisze dalej Śliwińska. I przypomina słowa Boya:

Pamiętam go jak dziś, jak szczelnie zapięty w swój czarny tużurek stał całą noc oparty o futrynę drzwi, patrząc swoimi stalowymi, niesamowitymi oczyma. Obok wrzało weselisko, huczały tańce, a tu do tej izby raz poraz wchodziło po parę osób, raz poraz dolatywał jego uszu strzęp rozmowy. I tam ujrzał i usłyszał swoją sztukę.

I podsumowuje, przytaczając słowa wnuczki Heleny Rydlowej: "Wyspiański podczas wesela zwracał uwagę swą większą niż zazwyczaj milkliwością, nie licującą z ogólnym nastrojem zabawy. Artysta subtelny, człowiek wrażliwy na wszystko co piękne, natykał się co trochę na zgrzyt w tej atmosferze chłopsko-pańskiej".

Wspomniany Boy dodawał w swojej "Plotce o »Weselu« Wyspiańskiego": "Pamiętam go jak dziś, jak, szczelnie zapięty w swój czarny tużurek, stał całą noc oparty o futrynę drzwi, patrząc swoimi stalowymi, niesamowitymi oczyma. Obok wrzało weselisko, huczały tańce, a tu, do tej izby raz po raz wchodziło po parę osób, raz po raz dolatywał jego uszu strzęp rozmowy. I tam ujrzał i usłyszał swoją sztukę".

Niedoszły dyrektor teatru
Mało kto pamięta jeszcze o politycznej karierze Wyspiańskiego. W maju 1905 r. został wybrany do Rady Miasta. Działał w wydziale edukacji i we wszystkich instytucjach miejskich zajmujących się kulturą. Troszczył się o zabytki, złożył wniosek o powołanie Rady Artystyczno-Konserwatorskiej oraz - uderzający w zaborców - o korektę podręczników szkolnych, bowiem jego zdaniem Kraków "nie życzy sobie, by sympatia czytanek szkolnych jakichkolwiek szkół polskich zwrócona była ku ideom i osobom, i czynom, z którymi stołeczny Kraków Piastów i Jagiellonów nie czuje się węzłami krwi i pędem duszy związany".

W 1906 r. został profesorem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wcześniej - w 1902 r. - Julian Fałat powołał go na stanowisko docenta malarstwa religijnego - kierował więc Wyspiański katedrą sztuki dekoracyjnej. Starał się też - bez skutku - o posadę dyrektora Teatru Miejskiego (dzisiaj im. Juliusza Słowackiego). Już wcześniej był z nim związany, a wkrótce na jego scenie rozwinął swoją twórczość dramatyczną.

"Meble w salonie nie powinny być wygodne"
Tworzył polichromie, witraże, odnawiał zabytki, wydawał kolejne dramaty; powstały m.in. portrety wiejskich dziewcząt, ilustracje do "Iliady", cykl portretów, m.in. Przybyszewskiego, Tetmajera. Za "Wyzwolenie" oskarżano go o obrazę narodu. Prawdopodobnie dlatego, że podniósł rękę na typowy dla Polaków hurrapatriotyzm.

Ale tworzył też meble - i to nie tylko dla potrzeb teatralnych. Zaprojektował całe mieszkanie Tadeuszowi Boyowi-Żeleńskiemu. Podejście do projektowania artysta miał nad wyraz osobliwe: "Któremuś ze znajomych, który sobie urządzał kawalerskie mieszkanko, (...) zaprojektował jakiś uniwersalny mebel, który miał być łóżkiem, komodą, szafą i stolikiem". Na uwagę, że jego krzesła w sali posiedzeń Towarzystwa Lekarskiego są niewygodne, Wyspiański odpowiedział: "Bo też nie powinny być wygodne. Kiedy krzysła są wygodne, wówczas na posiedzeniach śpią".

Jak pisał Boy, Wyspiański nie liczył się "z anatomią ciała ludzkiego i z ludzkimi potrzebami. Sam nie miał tych potrzeb zupełnie, będąc czystym niejako duchem ożywionym niezłomną wolą". Pisarz dał się namówić teściowej, by to właśnie Stanisław "przygotował" meble...

Jaki był efekt? Meble były ciężkie, masywne, bez uchwytów (kiedy ktoś mu powiedział, że bez nich będzie trudne je przenieść, miał odpowiedzieć, że "mebla w ogóle nie powinno się przestawiać, że gdyby nie miał stać tam, gdzie go postawiono, to by znaczyło, że w ogóle nie jest potrzebny"). Stoliki nocne były "tak olbrzymie, że blat ich sięgał do piersi człowieka". "Ani spojrzeć na zegarek, ani wypić herbatę w łóżku, nic!" - pisał Boy. Olbrzymich rozmiarów były także fotele, zaś stół "był tak niski, że o kant uderzało się kolanami". Krzesła miały być tak niewygodne, że gościom robiło się słabo po kwadransie, a krzesełka salonowe - tak płytkie, że siedziało się "nie pół-, ale ćwierćsiedzeniem". "»Cierp i czuwaj« - zdawał się mówić każdy mebel" - kontynuował autor "Słówek".

A Wyspiański podkreślał, że miał wszystko przemyślane. Twierdził, że "meble w salonie nie powinny być wygodne, bo inaczej goście za długo siedzą i zabierają czas do pracy..." Kompletowane przez kilkanaście miesięcy, finalnie trafiły do Zakopanego.

"Asnyk, to taki wypchany orzeł"
W 1898 r. zdiagnozowano u niego syfilis, chorobę wówczas nieuleczalną. Próbowano go leczyć rtęcią i jodem. Zapomniano jednak o jego alergii. Dlatego też - jak mówi dr Jadwiga Zacharska, historyczka literatury - nie spełnił się jedynie jako malarz. On sam o polskiej twórczości miał krytyczne zdanie. O Adamie Asnyku mówił - jak podaje Boy: "Asnyk... tak... Asnyk, to taki wypchany orzeł; ma wszystko, dziób, skrzydła, tyle tylko że nie poleci".

Tworzył w pośpiechu. Przez chorobę nie mógł podejmować prac wymagających fizycznego wysiłku, skazany był na małe formy - głównie portrety i pejzaże. Na krótko przed śmiercią przeniósł się z rodziną do podkrakowskiej wsi Węgrzyce - niedaleko granicy z Kongresówką, gdzie gośćmi bywali m.in. Stefan Żeromski, Władysław Reymont, Leopold Staff, Irena Solska. Choroba rozwijała się. Ostatni dramat "Zygmunt August" spisany był przez jego ciotkę - on nie mógł utrzymać ołówka w ręku.

"Nie wstawał już z łóżka, a do dłoni, częściowo niesprawnych, przywiązywano mu pióro, ołówek lub kredkę" - pisze Romanowska. A tak swoją wizytę u niego opisał Stanisław Władysław Reymont:

Leżał w łóżku, obłożony korektami i książkami. Byłem ze Staffem, przyjął nas serdecznie, po przyjacielsku. Usiadł z trudem, wyglądał strasznie, (...) miał twarz zapadłą, poczerniałą i wyschłą, prawą rękę w bandażach, a lewą władał tylko częściowo, głos obcy, niewyraźny, a tylko oczy były jeszcze dawne, oczy jasnoniebieskie, władcze i mądre, oczy pełne błyskawic i woli nieugiętej, hetmanie oczy walki. (...) Ale ożywił się, zaczął mówić i rozbłysnął wszystką wolą swoją. (...) Zapomnieliśmy o jego chorobie, o nędzy jego ciała, o śmierci i o wszystkim; porwał nas swoją żądzą czynu i poniósł w bezkresy marzenia (...).

"Bolesny to był widok: twarz zniekształcona przez zapadnięcie się chrząstki nosowej – figurka wychudzona, maleńka – wymowna, bełkocąca. Ale za to jaka świeżość umysłu" - wspominała ostatnie spotkanie z Wyspiańskim Stanisława Wysocka.

Jak pisze Alicja Okońska w biografii artysty, "Wyspiańskiego można było uratować. Kiedy okazało się, że jego choroba może być uleczona tylko w klimacie podzwrotnikowym, Adam Krasiński zaproponował, aby wysłać poetę do Algieru". Artysta odmówił, choć zebrano odpowiednie środki. "Nie wyobrażał sobie, że można umierać poza Polską". Jeszcze dzień przed śmiercią rozmyślał o "Zygmuncie Auguście" - dawał wskazówki twórcom spektaklu, który powstawał.

10 listopada trafił do krakowskiej lecznicy prof. Maksymiliana Rutkowskiego. "Cała Polska nadsłuchiwała wieści (...) Przy łożu chorego zgromadzili się najbliżsi przyjaciele i lekarze, znajomi poety". On sam był naszprycowany morfiną, kamforą i alkoholem. Wszystko według zaleceń lekarzy. Do tego poncz, kawa i butle tlenowe na duszoności.

"Laurów nie ma, a róże pomarły"
Stanisław Wyspiański zmarł ok. godz. 17:00 w czwartek, 28 listopada 1907 r. Był "do ostatka przytomny".

2 grudnia odbył się uroczysty pogrzeb na koszt miasta - jego ciało zostało złożone w Krypcie Zasłużonych na Skałce w Krakowie. W mieście, które uważał za "małe, pretensjonalne, wysoce śmieszne miasteczko". A o jego mieszkańcach mówił: "Oni nic nie widzą, niczym się nie interesują. Widzą tylko materialny byt, dochody, pozycje, stanowiska, nie rozumieją żadnych naszych idei".

Pogrzeb Stanisława Wyspiańskiego. Kondukt pogrzebowy na ulicach KrakowaFoto: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Pogrzeb Stanisława Wyspiańskiego. Kondukt pogrzebowy na ulicach Krakowa
W nekrologu napisano: "był jednym z największych synów umęczonej Ojczyzny, umiał kochać i cierpieć za miljony, umiał do Narodu przemówić tonem Adama, Juljusza i Zygmunta, bo z Wieszczów był". I dalej:

Wołał o wyzwolenie z pod obcej przemocy, nietylko materjalnej ale i duchowej, wołał o budowanie zrębów NOWEJ POLSKI! Targany wątpliwościami wieku, nie przestał nigdy wierzyć w duchowy cel życia, w nieśmiertelność, bo w śmierci widział tylko drogę do nowego, wyższego bytu, ku któremu Naród wieść pragnął. W wołaniu o dzielność duchową, o wolność i niepodległość narodową i indywidualną, o skon bohaterski na polu walki o Polskę - Twa doniosłość, powaga i sława, Wieszczu, dla nas - spadkobierców Idei Filaretów, Towiańczyków, Mickiewiczowskich Legjonistów...

Jeszcze za swego życia podarował Muzeum Narodowemu w Krakowie swoje pastelowe arcydzieła. Rok po śmierci artysty powstał komitet mający na celu gromadzenie w Narodowym spuścizny po zmarłym.

"Ja się tu czuję duszony, żenowany"
O Polsce i Polakach zdania najlepszego nie miewał. Gdy mu przyszło spędzić trzy godziny w Katowicach, opisał później to Rydlowi: "Jest to wielkie miasto malutkie. Zupełnie brzydkie i głupie, ale praktyczne, eleganckie i mądre, dziewczęta ładne, głupiuteńkie, sądząc z wyrazu twarzy". A o ojczyźnie mówił: "Upadek Polski był konsekwencją zwycięstwa chrześcijańskiego porządku wartości moralnych nad prasłowiańskim światem wartości życia". O Krakowie pisał:

Ja się tu czuję duszony, żenowany, nieśmiały, mały, niski, za młody, młodszy – a ja o tem nie myślę jak jestem gdzie indziej niż w Krakowie. Ja się tu myśleć po swojemu wstydzę i do tylu ludzi się zbliżam których nie znoszę – którymi pogardzam, bo mi nie wolno myśleć ani działać po swojemu – i wciąż jestem krępowany.

Boy pisał o nim: "Był nieporównaną koncepcją twórczą, którą kaprys przyrody rzucił nam (...) niby dla pokazania, jak wygląda istota z zakresu innych możliwości Bytu; jak na przykład wyglądać by mógł święty, gdyby był równocześnie w każdym włóknie duszy artystą oraz bardzo przenikliwym i nieraz bardzo złośliwym człowiekiem".

Twórczością Wyspiańskiego zafascynowany był Jan Lechoń, wręcz ją - jak sam pisał - "ubóstwiał". "Wesele" uważał za "arcydzieło nad arcydziełami". "We śnie płakałem z zachwytu (...) Śniąc deklamowałem: »tu wam mało, tam mało« i w każdym słowie czułem rozpacz, poezję i geniusz poety, który wydobył z siebie te słowa. Śniąc myślałem: Jaka to prawda! Czemu nikt jej nie rozumie?" - pisał w swoich "Dziennikach" w 1905 r.

Witold Gombrowicz natomiast w swoich dziennikach napisał: "Wyspiański jest jednym z największych wstydów naszych, gdyż nigdy nasz podziw nie rodził się w podobnej próżni, oklaski, hołdy, wzruszenia nasze w tym teatrze nie miały nic wspólnego z nami (...) Naród domagał się narodowego dramatu. Naród potrzebował kogoś, kto by w sposób wielki celebrował jego wielkość. Wyspiański przeto stanął przed narodem i powiedział: oto mnie macie! Żadnej małości, sama wielkość i w dodatku z greckimi kolumnami. Został przyjęty".

__
Żona Wyspiańskiego - po rocznej żałobie - po raz kolejny stanęła przed ołtarzem. Wyszła za mąż za Wincentego Waśko - ona miała 40, on - 30 lat. Była nielubiana za życia byłego męża, tak pozostało i po jego śmierci. W 1909 r. sąd odebrał jej prawo do opieki na 16-letnim Teodorem, 12-letnią Heleną, 9-letnim Mieczysławem i 7-letnim Stanisławem. "Rozpocznie się tułaczka dzieci Wyspiańskiego po zakładach wychowawczych w kraju i za granicą i długa, nieutulona tęsknota" - pisze Śliwińska.

Teodor przez lata leczył się w szpitalu dla nerwowo chorych, zmarł 14 maja 1916 r. Mieczysław - zaczął pisać wiersze. Zaginął podczas wojny polsko-bolszewickiej. Najmłodszy - Staś - podjął pracę jako pracownik biurowy działu gospodarczego w szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie. Zmarł na białaczkę w 1968 r. Helena początkowo umieszczona w szkole klasztornej w Szwajcarii, wróciła do Krakowa. Zmarła w 1971 r.

Teodora Wyspiańska-Waśkowa do końca mówiła, że jej małżeństwo ze Stanisławem było najszczęśliwszym okresem w jej życiu. Zmarła 13 lutego 1957 r. Ponoć w szpitalu recytowała obszerne fragmenty "Wesela".

__
W przygotowaniu materiału korzystałem z książek:
- "Stanisław Wyspiański" Alicji Okońskiej (Wiedza Powszechna, 1971)
- "Wyspiański. Dopóki starczy sił" Moniki Śliwińskiej (Iskry, 2017)
- "Dziennik" Jana Lechonia (PIW)
- "Służące do wszystkiego" Joanny Kuciel-Frydryszak (Marginesy, 2018)
- "Reflektorem w mrok" Tadeusza Żeleńskiego (Boya) (PIW, 1978)



Alan Rynkiewicz
Onet.Kultura
5 listopada 2020