Groteskowy Wagner

Tuż przed sezonem urlopowym Teatr Wielki - Opera Narodowa dał premierę opery "Tristan i Izolda". Niewiele osób zdołało obejrzeć tę najnowszą premierę, ponieważ zagrano zaledwie kilka spektakli. Z mojego punktu widzenia ci, którzy nie zdążyli, nie mają czego żałować, albowiem inscenizacja Mariusza Trelińskiego dowodzi, że nawet najlepsze dzieło można doszczętnie sknocić. Jedyne, co się obroniło, to sama muzyka Wagnera. Myślę, że niełatwo byłoby Mariuszowi Trelińskiemu zmienić zapis nutowy, partyturę muzyczną opery, tym bardziej że - jak kiedyś z rozbrajającą szczerością wyznał - nie zna się na muzyce, co widać nie tylko w "Tristanie i Izoldzie".

Reżyser przeniósł akcję opery we współczesność. Akcja dwóch pierwszych aktów rozgrywa się na okręcie wojennym płynącym do Kornwalii. Wszystkie męskie postaci ubrane są w mundury wojskowe. Można więc wywnioskować, że współcześnie toczy się gdzieś wojna.

Tristan, zaufany rycerz króla Marka, podczas podróży zakochuje się w Izoldzie, którą wiezie jako brankę irlandzką na żonę dla swojego króla. A ponieważ Izolda także zakochuje się w Tristanie, oboje muszą ponieść konsekwencje, choć król Marek nie jest aż tak srogim władcą i potrafiłby zrozumieć oboje. W oryginalnym libretcie popełniają samobójstwo. Natomiast u Mariusza Trelińskiego, który słynie z odstępstw od libretta w swoich inscenizacjach oper, Tristan ni stąd, ni zowąd w trzecim akcie znalazł się na łóżku szpitalnym podłączony do kroplówki. Jest w kiepskim stanie, lecz żyje, bo oczekuje na przybycie Izoldy. Po jej przybyciu wkrótce umiera, ona również (z rozpaczy podcina sobie żyły). Ale wkrótce widzimy ją całą i zdrową nad trumną Tristana. Groteska.

Już nawet nie domagam się zachowania jakiejś logiki zdarzeń prezentowanych na scenie, ale jeśli reżyser odstępuje od litery libretta i wprowadza swoje pomysły, to oczekiwałabym, że powie nam coś rzeczywiście ważnego. A tu widzimy jedynie bezradność twórczą i chaos.

Jak zawsze w operowych spektaklach u tego reżysera pojawia się dominacja obrazka. Już sam okręt z kilkoma poziomami kolejno eksponowanymi stanowi akcent widowiskowy. Ponadto użycie świateł laserowych, projekcje wideo, nadmiar wizualizacji, migające tzw. zajączki, od których można dostać oczopląsu, nagromadzenie cytatów z popkultury, powtórki samego siebie itd., itd. Brak myśli przewodniej i artystycznej spójności. Powstało jakieś dziwne widowisko multimedialne tonące w ciemnościach. Nierzadko trudno rozpoznać bohaterów. Nie ma tu prowadzenia postaci, budowania roli, natomiast jest chaos. Wszystko tonie w ciemnościach. Fatalne kostiumy Izoldy obrzydzają i postarzają bohaterkę, która według libretta jest młoda i bardzo urodziwa. W końcu nie byle kto, bo sam król Marek pragnie pojąć ją za żonę.

A tu na scenie widzimy grubaśną, wielkiej postury kobietę przyodzianą w jakiś szary łachman udający chyba płaszcz. Dziwię się, że Melanie Diener śpiewająca partię Izoldy zaakceptowała taki wygląd sceniczny swojej bohaterki. Gdyby jeszcze głos śpiewaczki był porywający, "zakryłby" ten nieudaczny kostium. Ale artystka, niestety, często sprawiała wrażenie, jakby nie mogła się przebić przez te rozmaite efekty multimedialne. Ponadto owa ciemność na scenie chyba nie jest inspirująca dla śpiewaków. W każdym razie nie była kreatywna dla odtwórcy partii Tristana.

Jay Hunter Morris wyraźnie czuł się obco w tej roli, w tej inscenizacji, w tej muzyce. Ginął gdzieś głos śpiewaka i przepadł jego bohater. Przy czym obojgu artystom zabrakło warsztatu aktorskiego, tak przecież niezbędnego do tych ról.

Na szczęście muzyka Wagnera w wykonaniu Orkiestry Opery Narodowej pod świetną batutą Stefana Soltesza wybrzmiewała, jak należy, choć inscenizacja Mariusza Trelińskiego nie wychodzi od partytury, a nierzadko stanowi jej zaprzeczenie.

Realizacja opery Wagnera ma szczególne znaczenie dla Mariusza Trelińskiego. Reżyser bowiem otrzymał zamówienie z Metropolitan Opera. Warszawska inscenizacja jest zatem koprodukcją z Metropolitan Opera. A także z festiwalem w Baden-Baden oraz z NCPA w Pekinie. Na każdej z tych scen w inscenizacji Trelińskiego obsadzeni są inni śpiewacy. Inscenizacja Mariusza Trelińskiego "Tristana i Izoldy" w Metropolitan Opera w Nowym Jorku zostanie zaprezentowana na inaugurację obecnego sezonu w końcu września.



Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
29 sierpnia 2016
Spektakle
Tristan i Izolda