Grudzień, 2018

Należące do SPATiF-u (ZASP-u) podziemie krakowskiej kawiarni „Loża" nie było nadmiernie wykorzystywane, czasami jakaś okolicznościowa impreza, czyjś jubileusz, rzadziej wernisaż jakiejś wystawy, ale to zazwyczaj na parterze. Od kiedy miejscem tym zaopiekował się Józef (Żuk) Opalski – ożyło: przepro___wadzono remont, powiększono scenkę, powstał program działań artystycznych.

Lubię chodzić do „Loży" (choć na kawę wolę do „Kuranta") i z przyjemnością donoszę, że wczorajsze czytanie (performatywne!) dwóch jednoaktówek Fredry „Świeczka zgasła" i „Zrzędność i przekora" zostało z taktem, z kulturą i bez nadmiernego efekciarstwa przez Żuka przygotowane, a przez artystów (Monikę Pawlicką, Krzysztofa Bochenka, Sebastiana Oberca, Adama Borysowicz) z wdziękiem wykonane. (2.12.)
***
Mapping Artura Janickiego na trzech ścianach gmachu „Słowaka" to siedmio-minutowa opowieść o jego 125. letniej historii (nie do końca: znakomita świetlna iluzja obrazująca destrukcję budynku – w rzeczywistości nigdy nie miała miejsca, a sekwencja odbudowy nie dotyczyła Teatru), ale bogata w ornamenty elewacja pięknie załamywała obraz, powodując, że przesuwająca się projekcja traciła realność, czyniąc wrażenie obcowania ze światem duchów. Druga część (dłuższa) to utwór muzyczny, dla którego tłem stał się budynek opleciony pajęczyną (?), siecią (?), gałęziami (?), pleśnią (?), ale nie robiło to już takiego wrażenia. Od czasu mappingu na fasadzie otwieranego przeze mnie Małopolskiego Ogrodu Sztuki minęło zaledwie sześć lat, a postęp techniczny i sprzętowy jest niewiarygodny. (6.12.)
***
„Kwiat paproci" Marii Wojtyszko w reż. Jakuba Krofta – spektakl dla dzieci (może raczej familijny) w Teatrze im Juliusza Słowackiego w Krakowie zaczyna się sceną paryską, w której zarażony kiłą Wyspiański rozpoczyna leczenie rtęcią. Potem przedstawienie rozgrywa się na dwóch planach: animowana kukła ucieleśniająca małego Stasia podróżuje w poszukiwaniu tego, co nieosiągalne, jednocześnie budując wyobraźnię chłopca, a aktor grający dorosłego Stanisława kreuje niektóre epizody z jego krótkiego życia. Wizualnie (gra świateł) przedstawienie jest bardzo piękne, ale narracja, dykteryjki, aluzje, historyczne odniesienia, żarty potrzebują starszego i wyrobionego widza, który reaguje gorąco, podczas kiedy towarzyszące mu pociechy przysypiają, czekając na następne obrazowe atrakcje. (6.12.)
***
„Banalne!" – to często spotykana krytyczna uwaga pod adresem nowej premiery Strzępki i Demirskiego w „Starym", wypowiadana również przez ludzi, których cenię i darzę zaufaniem, ale – niestety – pozbawiona sensu, bo wynika z niezrozumienia spektaklu. Jędrzej Kitowicz opisując osiemnastowieczne obyczaje sięgał po przykłady najzwyczajniejsze ze zwyczajnych, pisał (często prześmiewczo) o potrawach i trunkach, strojach i wychowywaniu dzieci, o broni, o sądach, o zachowaniu Polaków przy różnych okazjach, o stosunku do Boga i kościoła, a dzisiejsze trywialne życie przedstawione przez Pawła Demirskiego, jakże jest prostackie, prymitywne i zakłamane... Można krakowskiemu spektaklowi zarzucić niejedno: dłużyzny, powtórzenia, błędy konstrukcyjne, brak konsekwencji, ale wytykać banał, domagając się najwyraźniej intelektualnie wyższych lotów, brzmi jak sugestia, aby wypowiedzi posłanki Pawłowicz interpretować kluczem Schopenhauera! (8.12.)
***
W grudniu 1918 roku (a więc równo 100 lat temu) powstał ZASP, o czym podczas jubileuszowego spotkania w Krakowie mówili nam w swoich świetnych referatach prof. Jacek Popiel i dr Tomasz Mościcki. Tzw. przymus organizacyjny określał, że nie wolno było występować na zawodowych scenach nie będąc członkiem tej aktorskiej organizacji związkowej, a jednocześnie tzw. kontrakt gwarantował artystom stałą gażę przez cały sezon. Ujednolicono różne zasady obowiązujące w trzech zaborach i wymagano stanowczo przestrzegania koleżeństwa, zawodowej etyki, postawy obywatelskiej i patriotycznej – zastanawiam się co z tego przetrwało do dziś ... (10.12.)
***
„Wujaszek Wania" przywieziony na Boską Komedię z warszawskiego Teatru Polskiego jest niewątpliwie spektaklem aktorskim. Andrzej Seweryn czyni z Sieriebriakowa prawdziwą kreację, bardzo podobali mi się też inni, choć w paru wypadkach nie rozumiałem, dlaczego aktorzy tak to grają lub tak zostali obsadzeni. Nie bardzo też potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie o czym jest to przedstawienie (poza wnikliwą analizą tekstu), jaki ma stosunek reżyser, Iwan Wyrypajew, do Czechowa, do dawnego teatru, do nowoczesności w sztuce? (12.12.)
***
Przedstawienie (dyplom studentów Wydziału Wokalno-Aktorskiego krakowskiej AST w reż. Marcina Czarnika) nie powinno mi się podobać, to nie mój teatr, nie moje klimaty (może poza muzycznymi), nie moja estetyka. Ale byłbym w mniejszości pośród zachwyconej publiczności, która przyjęła owacyjnie adaptację kultowej książki i głośnego niegdyś filmu (di Caprio, Depp) przeplatanej amerykańskimi przebojami z końca XX wieku. Sceniczna wizja „Co gryzie Gilberta Grape'a" wg Petera Hedgesa jest pastiszem amerykańskiego bezguścia, a ile w niej absurdalnego humoru i abstrakcyjnych rozwiązań sytuacyjnych, i jak oni śpiewają (nawet jeśli niektóre aktorki nieco nadużywają głosu)! - dlatego z przyjemnością dołączam swoje TAK. (13.12.)
***
Na scenie wszystko się zmienia, mieszają się konwencje, style, czasy, postacie - tak jest w spektaklu o kieleckim pogromie Żydów pt. „1946" Tadeusza Śpiewaka, w reż. Remigiusza Brzyka (festiwal Boska Komedia). Dużo było tych pogromów, ten kielecki jest wyjątkowo wstydliwy, bo nie ma na kogo zwalić odpowiedzialności, okrutnego mordu dokonali obywatele miasta, polscy żołnierze, służby bezpieczeństwa, robotnicy. Trzeba pokazywać i trzeba przypominać, ale nie wolno zanudzić, zwłaszcza młodszej publiczności, wolałbym, aby na scenie dociekać mechanizmu antysemickich odruchów, to by mnie bardziej zainteresowało, niż tautologiczne formalne efekciarstwo inscenizacyjne. (14.12.)
***
Fakt, że dzisiaj wszystko wszystkim wolno i wszystko wszystkim uchodzi stanowczo nie sprzyja kabaretowi satyrycznemu, a brak jakiejkolwiek kontroli (społecznej i politycznej) zdejmuje z satyryków konieczność inteligentnego „przemycania" czegokolwiek, czyli zwalnia z uprawiania swoistej gry z publicznością (ach ten „czerwony kapturek" Młynarskiego!), pozostaje banalna oczywistość. Przyszłość widzę wyłącznie w kabarecie stricte politycznym, pod warunkiem, że polityka i kabaret będą coraz bardziej radykalne i zajmą w stosunku do siebie pozycje wrogie, bez umizgów i służalczych gestów. To wszystko przyszło mi do głowy podczas, sympatycznego skadinąd, recitalu kabaretowego Michała Chludzińskiego w krakowskim Klubie Aktora SPATiF, na który zaprosił mnie niestrudzony Żuk. (15.12.)
***
Ciekawy jestem, co by powiedziała jurorka festiwalu Boska Komedia Anamarta del Pizzaro z Bogoty, która podczas konferencji prasowej ubolewała nad kondycją polskiego teatru, wskazując na szybko postępujący konserwatywny zwrot, gdyby podczas jubileuszowego, 600. Salonu Poezji znalazła się w Teatrze im Juliusza Słowackiego w Krakowie, na widowni wypełnionej po brzegi publicznością, słuchającej w ciszy i skupieniu wierszy czytanych ze sceny przez poetów i aktorów? Ten rapsodyczny spektakl, pozbawiony radykalnych społecznie okrzyków i przytupów, mówił o wolności, ale prawdopodobnie del Pizzaro okrzyknęła by go pożywką dla czcigodnych mieszczuchów i zapewne by ją dobił. A jednak było pięknie i wyjątkowo mądrze, bo teatr, Droga Pani, musi być różny, podobnie jak środki służące do jego realizacji: bywa i polityczny i społeczny, bywa za i bywa przeciw, czyli musi czasami agitować, czasami bawić, czasami wzruszać, a czasami zmuszać do myślenia. (16.12.)
***
Chłopcy (nie tylko, bo i niektóre dziewczyny), zdecydowanie już wiekowi, wywodzą się z tej samej szkoły aktorskiej (studiowali mniej więcej w tych samych latach), wszyscy mają po parę dziesiątków lat zawodowego doświadczenia w krakowskim grajdołku teatralnym, przed wszystkimi jawi się podobna perspektywa powolnego schodzenia ze sceny z przyczyn biologicznych. Zwrócił mi na to uwagę prof. Michalik i rzeczywiście to widać, a spektaklowi teatru telewizji („Chłopcy" Stanisława Grochowiaka w reżyserii Roberta Glińskiego) dodaje niepowtarzalnego smaku, czegoś z pogranicza metafizyki. Trela, Dziędziel, Lubaszenko, Grabowski, Kwinta, Dymna, Karkoszka, Popiel, najmłodsza Radwan i inni – olśniewające aktorstwo! (18.12.)
***
Ogłoszone na zakończenie Boskiej Komedii ostateczne rozstrzygnięcie było nieco zdumiewające, jeśli przyjąć na serio pomruki jurorów o panującym regresie w polskim teatrze. Zwyciężyły dwa spektakle ex aequo: „Pod presją" w reż. Mai Kleczewskiej i „Zapiski z wygnania" w reż. Magdy Umer. Ten drugi to monodram Krystyny Jandy, który daleko odbiega od formalno-plakatowej teatralnej mody, jest powściągliwy, nie rozwrzeszczany i – jak pisze Łukasz Gazur (DP z 17.12.) – „dostajemy aktorstwo skupione, przejmujące prostotą środków". Właśnie, triumfowało aktorstwo – co napawa optymizmem – aktorki nagrodzone (znowu ex aequo) za pierwszoplanowe role to wspomniana Krystyna Janda oraz Sandra Korzeniak, bohaterka „Pod presją", czyli dwie uznane artystki. (19.12.)
***
Przedświąteczny ruch osiągnął apogeum, dojechać nigdzie nie można, a do sklepów trudno się wcisnąć. Wszedłem do księgarni, jak zawsze pustawo, prezenty kupujemy gdzie indziej, a przede wszystkim interesuje nas jedzenie, całe worki jedzenia, jak na wojnę, (gdzie strawa duchowa?). Mimo wszystko dobrych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia! (21.12.)
***
27 grudnia Poznań uroczyście obchodził 100. rocznicę wybuchu Powstania Wielkopolskiego, zwycięskiego zrywu narodowego, który w istotny sposób przyczynił się do odzyskania przez Polskę niepodległości. Ale na uroczystej mszy świętej celebrowanej w kościele farnym nie pojawił się prezydent miasta, p. Jacek Jaśkowiak, tłumacząc, że nie wie z czego miałaby wynikać jego obecność i że jest za rozdziałem Kościoła od państwa. W tym historycznym kontekście to zdumiewająco głupie słowa, które zapewne spowodowały, że moi wielkopolscy przodkowie przewrócili się w grobach! (27.12.)
***
Nadchodzi rok 2019 i z tej okazji chciałbym życzyć sobie i moim Rodakom mniej głupoty, a więcej mądrości, mniej pogardy i pychy, a więcej tolerancji, mniej agresywnej arogancji, a więcej łagodnego zrozumienia, mniej nienawiści, a więcej miłości... Jeśliby przynajmniej część moich życzeń się spełniła – wówczas będzie można powiedzieć, że w Nowym Roku naprawdę zaczęło nam się darzyć. A wszystkie katastroficzne przepowiednie jasnowidzów wrzucić do kosza! (29.12.)
***



Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
31 grudnia 2018